Zaparkowali dzipy w jednej z wielu pustych przybudowek, a podczas gdy dwaj specjalisci atomowi zabierali sie do pracy, szybko obejrzeli osobliwie pusta sterownie reaktora. Nastepnie wspieli sie na zewnetrzne balkony, gdzie zamierzali pelnic straz przez nastepne czterdziesci osiem godzin. Carlos zachwycil sie ukladem reaktora pod katem ewentualnej strzelaniny. Nad urzadzeniami sterowni znajdowaly sie bowiem dwa pelne, betonowe balkony, jeden na wysokosci czwartej kondygnacji, drugi tuz pod sama kopula na wysokosci osiemnastu metrow. Sciany obu balkonow byly nieznacznie mozaikowe – w tym sensie, ze mniej wiecej co dwadziescia krokow beton podnosil sie o metr ponad przecietna sciane o wysokosci stu dwudziestu centymetrow. Wedlug sierzanta Carlosa powstalo w ten sposob cos na ksztalt blankow. Aby jeszcze lepiej wykorzystac ten efekt, czterech marines szybko wnioslo ponad osiemdziesiat workow z piaskiem z opuszczonych posterunkow wartowniczych ponizej, tworzac dzieki nim czesciowo przesloniete i umocnione pozycje strzeleckie.
Zelbetowe sciany siedmiokondygnacyjnej budowli mialy trzy i pol metra grubosci, a scianki balkonu – metr dwadziescia. Chociaz kilka niskich przybudowek stalo w poblizu podstawy budynku reaktora, to balkony znajdowaly sie wyzej niz ich dachy, a pole ostrzalu z balkonow bylo pelne i niczym nie zaklocone w zadnym kierunku. Na oba poziomy i do glownej sterowni wchodzilo sie jedynie przez wewnetrzne korytarze i drabiny. Oprocz balkonow budynek reaktora nie zostal wyposazony w zadne okna.
– Cholera – mruknal sierzant Carlos, gdy zmeczeni skonczyli umacniac wybrane stanowiska workami z piaskiem. – Gdyby Davy Crockett, Jim Bowie, pulkownik Travis i reszta tamtych facetow miala bronic z naszymi pukawkami tutejszego reaktora zamiast zasranego, starego Alamo, moi przodkowie nigdy by ich nie powybijali i nie przejeliby fortu.
Wally’emu i Johnowi czterdziesci dwie godziny zajelo wylaczenie reaktora, odnalezienie i zaladowanie izotopow oraz odszukanie oznaczonego pojemnika z osiemdziesiecioma gramami plutonu, ktory moglby posluzyc do produkcji bomby. Wrog zjawil sie przy reaktorze Dalat trzy godziny po marines.
Godzine po przybyciu Dara porucznik Hale polaczyl sie z nimi przez radio z lotniska. Osmiu przebywajacych w budynku komandosow piechoty morskiej – takze wyekwipowanych w powazna bron – bronilo go przed ostrzalem zblizajacej sie grupy wroga. Podejrzewali, ze maja do czynienia z batalionem Wietkongu. Pol godziny pozniej czlowiek porucznika Hale’a poinformowal, ze polowa marines lacznie z porucznikiem zginela, pozostali zas nadal walcza z wciaz nacierajacym wrogiem. Teraz byla to ich zdaniem w pelni zmechanizowana kompania armii Wietnamu Polnocnego. DC-3 niestety odlecial, pozostawiajac ich samym sobie. Ludzie Hale’a chcieli sie ewakuowac, ale ani smiglowce szturmowe, ani helikoptery nie mogly sie zblizyc do terminalu z powodu poteznego ostrzalu przeciwlotniczego z linii okolicznych drzew.
Przez kolejna godzine Darwin i pozostali trzej marines na balkonach reaktora sluchali odleglego terkotu karabinow maszynowych: charakterystycznych serii z M-16 i M60, jeszcze bardziej wyrazistego grzechotu kalasznikowow, czyli AK-47, glosnych, tepych stukotow mozdzierzy i huku armat czolgowych. Sierzant Carlos powiedzial, ze po raz pierwszy od przybycia do Wietnamu slyszy kanonady czolgow wroga.
Nagle wszelkie odglosy strzelaniny urwaly sie. Cisza byla tak straszna, ze Minor wrecz poczul ulge, kiedy na glownej drodze z Dalat pojawili sie pierwsi partyzanci Wietkongu w zarekwirowanych armii wietnamskiej dzipach, a takze kilka lekkich pojazdow opancerzonych i rzad ciezarowek.
– Patrzcie na to – zawolal sierzant Carlos.
Browninga M2 kaliber.50, ze specjalnym celownikiem Unertl, umiescili wczesniej na szerokiej scianie miedzy workami z piaskiem. Kiedy Chuck i Ned obserwowali teren przez powiekszajace dwudziestokrotnie lunety snajperskie, sierzant Carlos otworzyl ogien z browninga do odleglej o nieco ponad dwa kilometry kolumny partyzantow. Bron sprawila sie doskonale. Pierwszy pocisk zmienil glowe kierowcy dzipa w rozpryskujaca sie kule czerwonej mgly. Pod uderzeniem drugiego pocisku – wyposazonego w material wybuchowy – zapalil sie zbiornik na benzyne dzipa i auto wybuchlo, wzlatujac w powietrze na wysokosc pietnastu metrow. Trzeci strzal Carlosa przebil lekka stal jadacego za dzipem pojazdu opancerzonego i najprawdopodobniej zabil kierowce, poniewaz pojazd zboczyl w prawo i wpadl z pluskiem do glebokiego rowu nawadniajacego. Czwarta kula sierzant wysadzil w powietrze blok cylindrow trzeciego samochodu w rzedzie – dwuipoltonowej ciezarowki, ktora natychmiast utknela, blokujac droge reszcie przemieszczajacego sie za nia konwoju. Partyzanci wyskoczyli z pojazdow i rozbiegli sie na wszystkie strony, znikajac w dzungli.
Sierzant Carlos kontynuowal spokojny ostrzal, podczas gdy pozostali trzej mezczyzni spogladali przez lunety. Carlos zawsze strzelal tak dlugo, az nie zostal zniszczony lub nie padl na ziemie ostatni z celow. Wszystkie ciezarowki opustoszaly, a Wietnamczycy znikneli. Zapewne wezwali przez radio wsparcie i czekali na armie. Tymczasem sierzant wysadzil w powietrze pociskami z materialem wybuchowym kolejne trzy ciezarowki. Poranne powietrze wypelnily plomienie i dym.
– Zobaczcie, jak bardzo strzaly z ponad dwoch kilometrow szkodza na morale – oswiadczyl Carlos. Zostawil poteznego browninga, wyslal zespol Dara na nizszy balkon, po czym poszedl przygotowac wlasnego M40 do walki na blizsza odleglosc. Planowali strzelac na siedemset trzydziesci metrow lub mniej.
Minor stale slyszal od wszystkich, ze historie z czasu wojny zapadaja w pamiec i wciaz wracaja, totez wielu bylych zolnierzy opowiada je latami. On sam jednakze nigdy nikomu nawet nie wspomnial o czterdziestu osmiu godzinach w Dalat. Jego wspomnienie tych dwoch dni lezalo mu jedynie na duszy niczym duzy, ciezki, nieruchomy kamien.
Zwiadowcy Wietkongu zaczeli do nich strzelac z linii drzew jakies dwadziescia minut po zatrzymaniu pierwszego konwoju przez sierzanta. Carlos i Darwin strzelali ze swoich M40 kaliber 7,62 milimetra, mierzac w kazdego partyzanta, ktory wyszedl przed pas dzungli lub zdradzil sie poprzez blysk lufy karabinu.
Z wyjatkiem huku pociskow z AK-47 uderzajacych w przybudowki albo tnacych zwir pod Amerykanami – tylko nieliczne docieraly do scian budynku reaktora, ledwie je muskajac – panowal spokoj. Dar slyszal niewiele oprocz monotonnych odglosow M40 i cichych stwierdzen jego obserwatora Neda: „Trafiony… padl, ale wstal… trafiony, lecz nadal sie porusza… zabity… trafiony…”. I tak dalej.
Wczesnym popoludniem okolo stu zolnierzy Wietkongu opuscilo linie drzew i zaatakowalo kompleks reaktora. Darwin i sierzant zaczeli od strzelcow wyborowych, ktorzy mieli stanowic wsparcie dla piechoty, strzelajac z mniej dokladnych karabinow K-44. Byly to nieco zmodernizowane stare, sowieckie karabiny snajperskie M1891/30 Mosin-Nagant kaliber 7,62 milimetra, ktorych w II wojnie swiatowej uzywala Armia Czerwona. Gdy dwaj Amerykanie skonczyli ze snajperami, rozpoczeli ostrzal saperow, zmierzajacych w ich strone z ladunkami do niszczenia zasiekow z drutu kolczastego zwanymi bangalore. Uporawszy sie z saperami, Minor i Carlos postanowili wyszukac oficerow. Ilekroc jakis mezczyzna w zielonym mundurze i helmie korkowym wykrzyczal rozkaz, ponaglil gestem innych zolnierzy lub zamachal pistoletem zamiast zwyklego kalasznikowa, celowali w niego i strzelali. Kiedy przerzedzony szereg Wietnamczykow znalazl sie w odleglosci siedmiuset trzydziestu metrow, czyli nadal ponad sto osiemdziesiat metrow od zewnetrznego ogrodzenia, Ned i Chuck otworzyli ogien maszynowy ze swoich wyborowych M-14. Szereg pekl, a partyzanci uciekali w strone dzungli. Niewielu dotarlo do pierwszych drzew.
Zolnierze armii Wietnamu Polnocnego pojawili sie kilka minut pozniej. Darwin zerknal przez lunete obserwatora i zdumial sie. Nigdy wczesniej nie widzial rosyjskich czolgow T-55, a jeszcze mniej wiedzial o sposobach unieszkodliwiania ich. Dwa pierwsze czolgi posuwaly sie droga prawdopodobnie planujac wjechac prosto w brame, roztrzaskac ja i ruszyc dalej, wprost w strone reaktora. Na razie nie strzelaly pociskami czolgowymi kaliber.72. Cala czworka marines zdala sobie sprawe, ze komunisci nie zamierzaja ich ostrzelac ani z mozdzierzy, ani z czolgow. Najwyrazniej ktos na samej gorze postanowil, ze reaktor w Dalat nalezy przejac, nie uszkadzajac przy tym budynku. Darwin rozumial juz wtedy glupote tej decyzji, poniewaz pociskami z dokladnego mozdzierza latwo mozna bylo zabic czterech Amerykanow, a na grubych betonowych scianach w najgorszym razie powstalyby zaledwie rysy i drasniecia. Pracujacy w sterowni Wally i John opowiadali pozniej, ze w ogole nie slyszeli strzelaniny. Na szczescie dla marines, dowodztwo armii Wietnamu Polnocnego wiedzialo najwyrazniej jeszcze mniej o reaktorach jadrowych niz ambasador Stanow Zjednoczonych. Kiedy pierwszy czolg znalazl sie w zasiegu tysiaca metrow, sierzant Carlos zaczal strzelac pociskami kaliber.50 z materialem wybuchowym, celujac w otwory strzelnicze.
– Zartujesz sobie chyba. – Ned usilowal przekrzyczec halas. – Nie zdolasz przeciez rozwalic pieprzonego czolgu karabinem snajperskim.
– Ich otwory strzelnicze sa co prawda kuloodporne – wyjasnil Carlos pomiedzy poszczegolnymi strzalami – ale nie sa nietlukace. A cholernie ciezko prowadzi sie taka maszyne, gdy nic nie widac.
Sierzant wystrzelil juz osiem pociskow, gdy pierwszy czolg w koncu po prostu stanal. Minute pozniej zolnierze zaczeli z niego wyskakiwac i biec ku odleglej linii drzew. Dar i Carlos strzelali do nich jak do kaczek. Na drugi czolg potrzeba bylo az dwunastu pociskow z materialem wybuchowym, wycelowanych w szczeliny przeziernikowe. Czolg zboczyl nagle w prawo i utknal. Zaloga pozostala jednak wewnatrz dlugo po zmroku. Amerykanie czekali cierpliwie. Dopiero po polnocy Wietnamczycy zdecydowali sie wyjsc i ruszyc pod oslone drzew. Dar skorzystal z lunety Starlight i zastrzelil trzech. Trzeci czolg zawrocil wczesniej i ruszyl z powrotem do dzungli, w ostatniej chwili poslal jednakze w ich strone jeden wielki pocisk, pozornie z czystej frustracji, tworzac w zewnetrznym ogrodzeniu okragly otwor o srednicy metra i podpalajac czesc trawiastego zbocza. Kierowca tego T-55 zrobil blad; powinien wycofac sie, a nie obrocic i odjechac. Sierzant wiedzial, co robic. Jednym pociskiem trafil w dodatkowy zbiornik z paliwem na prawym koncu jadacego ku drzewom czolgu. Zbiornik zapalil sie i po pancerzu czolgu zaczely skakac plomienie.
Wieczorem piechota dwukrotnie przeprowadzila atak oskrzydlajacy. Czterej Amerykanie starali sie robic wrazenie, ze jest ich wiecej, biegali wiec z balkonu na balkon, od jednych umocnien do drugich i strzelali we wszystkich kierunkach. Musieli uwazac, aby sie nie poslizgnac i nie upasc na sliskie betonowe podloze balkonow. Wietkong dotarl do zewnetrznego ogrodzenia w ostatnich minutach przed zmierzchem. Trzydziestu ludzi znalazlo sie w pasie pomiedzy pierwszym a drugim ogrodzeniem.
– Czy podlozono tu wczesniej miny? – spytal z nadzieja w glosie Chuck.
– Nie – odparl sierzant Carlos. – To jest jedyne pieprzone niezaminowane miejsce w calym cholernym Poludniowym Wietnamie.
Trzydziestu zolnierzy piechoty ruszylo do szturmu z krzykiem triumfu. Ktorys podniosl flage polnocnowietnamska. Wszyscy pedzili ku drugiemu ogrodzeniu. Czterech marines wystrzelalo ich jednego po drugim.
Bylo po polnocy, kiedy kolejna grupa Wietnamczykow zaczela sie wyczolgiwac z dzungli ku zewnetrznym zasiekom. Podczas szkolenia Dar uczyl sie, ze nowa generacja noktowizyjnych celownikow optycznych stanowi w epoce Wietnamu ekwiwalent celownikow bombowych typu Nor den z II wojny swiatowej. Uosabialy zatem najwyzsze osiagniecie techniki. W pierwszych latach konfliktu wietnamskiego mowilo sie: „Noc nalezy do Charliego”. Teraz noc nalezala do marines.
Dwadziescia piec lat po Dalat Dar widzi w „L.L. Bean” albo jakims innym katalogu ogloszenie sprzedazy okularow noktowizyjnych za szescset dolarow i usmiecha sie. W Wietnamie byly bezcennym cudem, od ktorego moglo zalezec czyjes zycie i czyjas smierc, a teraz staly sie numerem katalogowym NP14328, powszechnie dostepnym produktem, ktory w ciagu doby dostarcza FedEx. Minor nie mogl oprzec sie pokusie i w ktoryms momencie rzeczywiscie zamowil pare. Odkryl, ze staly sie lzejsze i skuteczniejsze niz jego stara luneta Starlight, no a ich cena byla nieporownywalnie sensowniejsza.
Przez jedno z duzych urzadzen noktowizyjnych Ned obserwowal wroga az prawie do poltora kilometra, a gdy jakis zolnierz znalazl sie w zasiegu osmiuset metrow, Ned dawal znak Darwinowi i Chuckowi, ktorzy wylapywali zoltka przez starlighty i strzelali ze swoich M-14. Sierzant Carlos spogladal przez drugie urzadzenie noktowizyjne, a pozniej natychmiast kosil rzedy nieprzyjaciela z browninga, ktory strzelal celnie nawet na odleglosc tysiaca pieciuset metrow.
Owej nocy – co bylo niezwykle dla Wietnamu o tamtej porze roku – niebo pozostalo calkowicie bezchmurne. Nie bylo ksiezyca, ale gwiazdy wygladaly bardzo pieknie.
Drugiego dnia wkrotce po swicie ku reaktorowi ruszylo szesc nowiutkich T-72 i szesc T-55. Za kazdym czolgiem kryla sie piechota, a z dzungli do Amerykanow strzelali snajperzy armii Wietnamu Polnocnego.