nieregularnych skrawkow. W pewnej chwili zatrudnil do ciecia i krojenia az czterech sprzedawcow i kierownika. Wlascicielka sklepu patrzyla na niego jak na wariata, ale oczywiscie pieniadze od niego przyjela. Wracajac do samochodu z ogromnymi torbami wypelnionymi kawalkami tkanin, Darwin zatrzymal sie na widok wysiadajacej ze swojego auta Sydney. Kobieta podeszla do niego.
– Poddaje sie – oswiadczyla. – Nie mam najmniejszego, najbardziej nawet, cholera, mglistego pojecia, co robisz.
– To doskonale – odparowal Minor.
– Powiesz mi?
– Jasne – odparl Dar, otwierajac drzwiczki dzipa i wkladajac do srodka torby. – Zrobie sobie maskujace ubranko a la yeti.
Sydney potrzasnela glowa.
– A coz to takiego?
– Bedziesz musiala poczekac, az skoncze, a wtedy zobaczysz. Jedziesz dalej za mna?
Kobieta zagryzla warge.
– Darwinie, wiem, ze ci sie to nie podoba, czuje sie jednak odpowiedzialna za…
– Pieprz odpowiedzialnosc – odcial sie cicho Dar. – Masz swoja prace, a ja swoja. Zadne z nas nic nie zrobi, jesli bedziesz mnie przez caly czas pilnowala.
Syd zawahala sie. Minor dotknal jej nagiego przedramienia.
– Nie pracujmy przeciwko sobie – poprosil. – Na pewno przezyje, jesli tylko uda sie szybko przylapac Dallasa Trace’a i snajperow, ktorych wynajal. To moja najwieksza szansa.
Sledcza Olson pokiwala glowa, tym niemniej powiedziala:
– Odpowiesz mi na jedno pytanie?
– Pewnie – zgodzil sie Darwin. – O ile ty udzielisz mi w zamian uczciwej odpowiedzi na moje.
– W porzadku – powiedziala Sydney. – Gdzie bedziesz dzisiejszego wieczoru… w ten weekend?
– Jade do domku – odrzekl Dar – ale nie zostane tam na noc. Wroce poznym wieczorem do mieszkania. A co do tego weekendu… no coz, moze w niedziele wezme namiot i wyjade na dzien lub dwa.
– Na biwak? – spytala z powatpiewaniem.
– Mniej wiecej – odparl Minor.
– Wylaczysz telefon, gdy bedziesz… pod namiotem?
– Niestety. – Darwin pokiwal glowa. – Ale jedno moge ci obiecac, Sydney. Bede w miejscu, w ktorym ani Dallas Trace, ani jego pacholki na pewno nie beda mnie szukac.
– Pacholki – powtorzyla cicho kobieta. – W porzadku, dam ci spokoj. I to natychmiast.
– Teraz moja kolej na pytanie – powiedzial szybko Dar. Rozejrzal sie wokol. Na parkingu byli zupelnie sami. Wieczorne cienie coraz bardziej sie wydluzaly. – Co to byla za farsa dzis rano? Na zebraniu? – spytal.
– Nie rozumiem.
– Doskonale mnie rozumiesz – odparl Minor bez cienia gniewu w glosie. Oparl sie o land cruisera i czekal.
– Doszlo do powaznych przeciekow – wyjasnila Syd. – W ubieglym miesiacu. Jestesmy pewni, ze Trace i inni przedstawiciele Przymierza znaja nasze plany, jeszcze zanim zaczniemy je realizowac.
– Ktos z przysieglych? – zapytal Dar.
Sydney potrzasnela glowa.
– Raczej ktos z mojego oddzialu. Tak wynika z naszych informacji. Ktos z naszej ekipy dochodzeniowej albo inna osoba wtajemniczona. Dlatego zarzadzilam na dzis to zebranie. Sprawdzimy rozmowy telefoniczne i odkryjemy tego nielojalnego.
– Podejrzewasz Hernandeza czy Suttona? – spytal zaskoczony Darwin. – A moze Lawrence’a, Trudy i mnie… Nasze telefony tez podsluchujecie?
– Nie – obruszyla sie Syd. – Przecieki zaczely sie wczesniej, niz ty i Stewartowie dolaczyliscie do nas.
– Ale agenta specjalnego Warrena rowniez podsluchujesz?
Kobieta skrzywila sie.
– Biuro podsluchuje, glupku, a nie ja.
– Typowe – mruknal Dar, po czym dodal powazniejszym tonem: – Nie moge uwierzyc, ze ten twoj przyjaciel Santana znow zamierza dzialac jako tajniak i ze przekazaliscie te informacje na zebraniu, skoro wiecie, ze sa przecieki.
Sydney zmarszczyla brwi.
– Ten moj, jak to okresliles, przyjaciel Santana wie, co robi, Darwinie. Wspomnielismy o tej sprawie umyslnie. Tom ma swiadomosc, ze nawet bez przecieku groziloby mu niebezpieczenstwo. Oficjalnie chce zatem dzialac sam, tak naprawde jednak wraz z nim w organizacje wmiesza sie rownoczesnie troje innych latynoskich agentow.
– Z Wydzialu do Spraw Oszustw? – spytal Darwin.
– Nie, z FBI – odparla Syd. – Weszlismy teraz do pierwszej ligi. Tom naprawde dobrze wie, co robi, a jesli zdecyduje sie na jakis ruch, sprawdzi wczesniej, czy ktos kryje jego plecy. Dlaczego podnosisz glos zawsze, ilekroc rozmawiamy o Santanie?
Minor nie odpowiedzial.
Jechal na wschod miedzystanowa numer 8. Ruch na drodze byl bardzo intensywny. San Diego wyrzucalo ze swoich czelusci spragnionych weekendowego odpoczynku pracownikow. Darwin nie otwieral okien, wlaczyl jedynie klimatyzacje i relaksowal sie, sluchajac z kompaktu nagranej przez Bernsteina dla upamietnienia upadku berlinskiego muru
W miare jak jechal, cienie stawaly sie coraz dluzsze i coraz bardziej sie z soba zlewaly. Gdy dotarl do domku, sprawdzil alarm i upewnil sie, ze od ostatniego razu zaden intruz nie przekroczyl jego drzwi frontowych. Wszedl do srodka i zamknal za soba drzwi na klucz.
Z zewnatrz zupelnie nie bylo widac, ze domek posiada piwnice: zadnych okienek nad ziemia, zadnego wejscia z zewnatrz. A jednak piwnica istniala. Dar podniosl czerwony perski dywan przy koncu lozka, wymacal niewielka szczeline w podlodze, podniosl klape i otworzyl drzwi zapadkowe. Po podniesieniu drzwi swiatlo w piwnicy zapalilo sie automatycznie.
Darwin opuscil za soba klape i zszedl po stromej drabinie. Zadrzal nieznacznie w chlodnym niczym jaskinia waskim korytarzu. Korytarz skladal sie jedynie z betonowych scian, na koncu ktorych znajdowaly sie stalowe drzwi wyposazone w dwa zamki. Przez chwile Dar szukal w kieszeni drugiego klucza.
Pomieszczenie zajmowalo tylko jedna trzecia powierzchni ogromnego salonu na parterze, lecz dla jego celow bylo wystarczajace. Musial tu wlaczyc swiatla, ale kiedy to zrobil, wszystkie starannie rozmieszczone w stosach pudla i skrzynie zostaly idealnie oswietlone, podobnie jak wszystkie polki i szuflady. Temperatura w piwnicy byla regulowana, powietrze podsuszane. Sciany z pustakow wypelniono powloka zawierajaca azbest i pokryto cienka warstwa aluminium. Darwin traktowal ten pokoj glownie jako wielki depozyt, gdzie przedmiotom nie grozil pozar, tornado czy nawet odlegly wybuch atomowy. Usmiechnal sie niewesolo, wspominajac, ile to rzadko odwiedzane pomieszczenie go kosztowalo.
Na przeciwleglej scianie znajdowala sie zamknieta na klodke krata, przez ktora przechodzilo sie do wielkiego kanalu wentylacyjnego. Kanal wiodl trzydziesci siedem metrow w dol, do opuszczonego szybu kopalni zlota sprzed stulecia; z kolei ow szyb kopalniany prowadzil dalej, do oddalonego o szescdziesiat cztery metry malego wejscia do parowu o stromych zboczach. Szyb konczyl sie tu, czyli ponad sto metrow od odremontowanego wozu. Za wykopanie i instalacje tego kanalu powietrznego – zamknietego z obu stron na klodke – Minor zaplacil naprawde sporo, niemal tyle co za zbudowanie calego domu.
Przeszedl waska drozka miedzy pudlami magazynowymi. Jak zwykle zerknal na torbe awaryjna: czarna walizke, ktora podczas jego pracy dla NTSB zawsze pozostawala spakowana i gotowa. Jak zwykle tez zupelnie bezwiednie przesunal dlonia po duzej zielonej skrzyni, zawierajacej wszystkie ubrania Barbary, wszystkie ich fotografie z tamtego czasu i dzieciece ubranka Davida. No i jak zwykle nie otworzyl tej skrzyni.
W scianie na tylach pomieszczenia miescil sie niczym nie zakryty sejf. Darwin szybko przekrecil tarcze. Wiedzial, ze glupota jest uzywanie daty urodzin synka jako szyfru, z drugiej jednak strony uwazal, iz osoby, ktora dojdzie tak daleko i zechce sie dostac do sejfu, nie powstrzyma zwyczajny zamek szyfrowy. Sejf byl wielki i gleboki, wyposazony w kilka metalowych polek, na ktorych lezaly dokumenty, dyskietki i zdjecia. Dar zignorowal to wszystko i wyjal waskie pudlo z uchwytem, wykonane z drewna orzechowego.
Zamknal sejf, postawil drewniane pudlo na jednej ze skrzyn i otworzyl je. Wewnatrz, w wylozonych zielonym filcem przegrodkach z masy plastycznej, znajdowal sie zdemontowany karabin snajperski M40 – wojskowa wersja klasycznego sztucera mysliwskiego Remington 700.
Przesunal palcami po drewnie karabinu, a nastepnie wyjal z przegrodki niezwykle dokladny celownik teleskopowy marki Redfield Accu-Range o zmiennym powiekszeniu 3-9. Spojrzal raz przez obiektyw, po czym odlozyl celownik na miejsce. Akurat zatrzasnal zamki na futerale, gdy uslyszal odlegly, lecz glosny trzask na parterze domku.
Wzial futeral z karabinem, ruszyl do drzwi, zamknal na klucz pomieszczenie magazynowe, po czym wspial sie po stromej drabinie. Ktos glosno dobijal sie do drzwi frontowych. Darwin zabezpieczyl zapadnie i polozyl na swoje miejsce dywan, rozwazajac wyjecie i zlozenie broni. Stukanie do drzwi zmienilo sie w prawdziwy lomot. Wyjrzal przez frontowe okno i zdecydowal, ze pozostawi karabin w czesciach. Westchnal, wsunal futeral z bronia na jedna z nizszych polek biblioteczki i poszedl otworzyc drzwi.
– Nic ci nie jest? – spytala Syd. W prawej rece trzymala swojego siga, co oznaczalo, ze do drzwi stukala wylacznie lewa. Dar zauwazyl, ze klykcie palcow tej dloni miala mocno zaczerwienione.
– Jasne, ze nie – odburknal, po czym odsunal sie, robiac Sydney miejsce.
– Wiec dlaczego nie reagowales na pukanie do drzwi?
– Bylem w lazience – wyjasnil.
– Wcale nie – obruszyla sie. – Obeszlam domek i zajrzalam tam przez okno. Nigdzie cie nie widzialam.