Myron chwycil Brende za reke i poderwal ja z krzesla. Glazur ruszyl do drzwi, chcac je zablokowac.
– Pomozemy ci – zapewnila McLaughlin. – Ale to twoja ostatnia szansa. Jezeli stad wyjdziesz, narazisz sie na oskarzenie o morderstwo.
– Na co?! – spytala Brenda, jakby raptem wyrwano ja z transu.
– Strasza cie – wyjasnil Myron.
– Przeciez wiesz, jak to wyglada – ciagnela McLaughlin. – Twoj ojciec niedawno zginal. Jeszcze nie zrobilismy autopsji, lecz z pewnoscia nie zyje od blisko tygodnia. Jestes madra dziewczyna, wiec kojarzysz fakty. Ty i on mieliscie ze soba problemy. Dysponujemy twoja lista powaznych zarzutow i skarg. Dziewiec dni temu zaatakowal cie. Dlatego zalatwilas sobie w sadzie, zeby sie do ciebie nie zblizal. Zakladamy, ze ojciec nie zastosowal sie do zakazu. Mial gwaltowny charakter, nie potrafil zapanowac nad gniewem, uwazajac, ze nie jestes wobec niego lojalna. Tak bylo?
– Nie odpowiadaj – uprzedzil Myron.
– Pozwol sobie pomoc, Brendo. Twoj ojciec zlamal nakaz sadowy, czy tak? Zaatakowal cie.
Brenda nie odpowiedziala.
– Bylas jego corka. Sprzeciwilas mu sie. Tak mocno upokorzylas go publicznie, ze postanowil dac ci nauczke. Gdy wiec ten wielki, grozny mezczyzna dopadl cie ponownie i chcial zaatakowac, nie mialas wyboru. Zastrzelilas go. W samoobronie. Rozumiem to. Zrobilabym to samo. Ale jezeli stad wyjdziesz, nie bede mogla ci pomoc. Zmieni sie klasyfikacja: czyn poniekad usprawiedliwiony stanie sie morderstwem z zimna krwia. To proste.
Maureen McLaughlin ujela reke Brendy.
– Pozwol sobie pomoc – powtorzyla.
W pokoju zapadlo milczenie. Piegowata, powazna twarz policjantki zastygla w wyrazie troski, zaufania i szczerosci. Myron zerknal na Glazura, ale ten szybko odwrocil wzrok.
Nie wrozylo to nic dobrego.
McLaughlin przedstawila zgrabna teoryjke. Sensowna. Nic dziwnego, ze detektywi w nia uwierzyli. Miedzy ojcem i corka istotnie byla zla krew. Dobrze udokumentowana historia naduzycia sily. Nakaz sadowy…
– Wolnego!
Myron spojrzal na Glazura. Wciaz patrzyl w inna strone.
Przypomnial sobie zakrwawiona koszule w szafce. Policja o niej nie wiedziala, nie mogla wiedziec…
– Moja klientka chce zobaczyc ojca – rzekl znienacka.
Wszyscy na niego spojrzeli.
– Slucham?
– Jego zwloki. Chcemy zobaczyc zwloki Horace’a Slaughtera.
– To nie bedzie konieczne – odparla McLaughlin. – Zidentyfikowalismy cialo na podstawie odciskow palcow. Nie ma powodu, zeby…
– Odmawia pani mojej klientce mozliwosci zobaczenia zwlok ojca?
– Alez nie. – McLaughlin nieco sie speszyla. – Jesli tego chcesz, Brendo…
– Jestem jej adwokatem, pani detektyw. Prosze mowic ze mna.
McLaughlin zamilkla, potrzasnela glowa i spojrzala na Glazura. Wzruszyl ramionami.
– Dobrze – powiedziala. – Zawieziemy was.
16
Siedziba naczelnego lekarza sadowego powiatu Bergen wygladala jak mala podstawowka. Trudno wyobrazic sobie skromniejsza konstrukcje niz ten parterowy, kanciasty budynek z czerwonej cegly, czego jednak wymagac od kostnicy? Plastikowe krzesla w poczekalni byly tak wygodne jak czyrak na siedzeniu. Myron juz tu kiedys byl, krotko po zabojstwie ojca Jessiki. Nie bylo to mile wspomnienie.
– Mozemy wejsc – powiedziala McLaughlin.
Kiedy szli krotkim korytarzem, Brenda trzymala sie blisko Myrona. Objal ja w talii. Zareagowala na jego dotkniecie. Gestem tym chcial jej dodac otuchy. Zdziwil sie, ze sprawil mu az taka przyjemnosc.
Weszli do pomieszczenia pelnego kafelkow i lsniacej stali. Nie bylo tu wielkich metalowych szuflad ani nic takiego. W plastikowym worku w kacie lezalo ubranie – mundur ochroniarza. W drugim kacie, pod plachta, narzedzia, utensylia i tym podobne. Srodek zajmowal stol. Myron od razu spostrzegl, ze pod przescieradlem lezy cialo duzego mezczyzny.
Na moment przystaneli w drzwiach. Kiedy otoczyli stol, pracownik kostnicy, zapewne lekarz sadowy, bezceremonialnie odsunal przescieradlo. Przez ulamek sekundy Myron ludzil sie, ze mylnie zidentyfikowano zwloki. Byla to jednak plonna, bezpodstawna nadzieja. Podobnie myslal bez watpienia kazdy przychodzacy tu na identyfikacje. I choc znal prawde, do ostatniej chwili wierzyl, ze byc moze popelniono niebywaly blad o cudownych skutkach. Byla to naturalna reakcja.
Ale w tym przypadku nie popelniono bledu.
Brendzie zaszklily sie oczy. Przechylila glowe, wykrzywila usta i pogladzila dlonia policzek martwego ojca.
– Wystarczy! – powiedziala McLaughlin.
Lekarz juz mial naciagnac przescieradlo, ale Myron go powstrzymal. Przyjrzal sie cialu dawnego przyjaciela, powsciagajac lzy, od ktorych zapiekly go oczy. Nie bylo czasu sie rozczulac. Przyszedl tu w okreslonym celu.
– Rana od kuli jest z tylu glowy? – upewnil sie ze scisnietym gardlem.
Lekarz spojrzal na Maureen McLaughlin. Skinela glowa.
– Tak – odparl. – Dowiedzialem sie, ze macie przyjsc, wiec go umylem.
– A to co?
Myron wskazal prawy policzek Horace’a.
– Nie zdazylem dokladnie zbadac zwlok – odparl nerwowo patolog.
– Ja nie pytam o badanie. Pytam o to.
– Rozumiem. Ale przed przeprowadzeniem pelnej autopsji nie chce stawiac zadnych hipotez.
– To przeciez siniak, doktorze. Jak widac po zabarwieniu, powstal przed smiercia. – Myron nie mial pojecia, czy to prawda, ale szedl za ciosem. – Nos tez wyglada na zlamany, prawda?
– Niech pan nie odpowiada – ostrzegla McLaughlin.
– Nie musi. – Myron odciagnal Brende od zwlok ojca. – Co za refleks, McLaughlin. Prosze wezwac taksowke. Nie powiemy pani wiecej ani slowa.
– Wyjasnisz mi, o co w tym wszystkim chodzi? – spytala Brenda, kiedy wyszli z kostnicy.
– Probowali cie wrobic.
– Jak?
– Przypuscmy, ze zamordowalas ojca. Policja cie przesluchuje. Jestes zdenerwowana. Az tu raptem proponuja ci idealne rozwiazanie.
– To z dzialaniem w obronie wlasnej.
– Wlasnie. Zabojstwo usprawiedliwione. Udaja, ze sa po twojej stronie, ze wszystko rozumieja. Jako morderczyni, z miejsca skorzystalabys z okazji, prawda?
– Gdybym zabila ojca, pewnie tak.
– Rzecz w tym, ze McLaughlin i Glazur wiedzieli o siniakach.
– No i?
– Skoro zastrzelilas ojca w obronie wlasnej, to kto go przedtem pobil?
– Nie rozumiem.
– Mechanizm jest taki. Sklaniaja cie do zwierzen. Chwytasz przynete, opowiadasz, jak ojciec cie zaatakowal i musialas do niego strzelic. Sek w tym, ze jezeli to prawda, to skad siniaki na jego twarzy? I tu McLaughlin i Glazur wyciagaja znienacka nowe dowody, sprzeczne z twoja wersja wypadkow. Z czym zostajesz? Z zeznaniem, ktorego nie mozesz cofnac. Oni zas wykorzystaja te since, by wykazac, ze nie bylo to zabojstwo w samoobronie. Wkopalas sie sama.
– A wiec wiedza, ze ktos pobil go przed smiercia? – spytala, przetrawiwszy to w myslach.