– Chcemy porozmawiac z niejakim Clayem Jacksonem.
– O czym?
– O energii slonecznej i jej roli w dwudziestym pierwszym wieku.
Wodz Murzynow spojrzal na swoich zolnierzy. Zaciesnili petle. Myronowi zapulsowalo w uszach. Nie odrywal oczu od Wina i czekal.
– Cos mi mowi, bialasy, ze przyjechaliscie jeszcze raz skrzywdzic Claya. – Nike-Reebok przysunal sie blizej, stajac oko w oko z Winem. – Cos mi mowi, ze w jego obronie mamy prawo uzyc srodkow ostatecznych. No nie, chlopaki?
Jego paczka potwierdzila to pomrukami, unoszac kije.
Win siegnal znienacka reka i wyrwal mu kij. Usta kompletnie zaskoczonego wielkiego Murzyna ulozyly sie w „o”. Wpatrzyl sie w swoje rece, jakby oczekiwal, ze kij za chwile sie zmaterializuje. Ale sie nie zmaterializowal. Win odrzucil go w kat podworka i skinal na kolosa.
– Pojdziesz ze mna w tango, pumperniklu? – spytal.
– Win! – wtracil Myron.
Ale Win wpatrywal sie w przeciwnika.
– Czekam.
Nike-Reebok usmiechnal sie, zatarl rece i oblizal usta.
– Zostawcie go mnie, chlopaki – powiedzial.
Latwa zdobycz!
A potem natarl jak potwor Frankensteina, grubymi paluchami siegajac do szyi Wina. Wyczekawszy do ostatniej chwili, Win zwarl palce, zmieniajac dlon w grot, blyskawicznie odskoczyl w bok i ruchem szybkim jak dziobniecie ptaka wbil ich czubki w gardlo przeciwnika. Z ust kolosa wydobyl sie odglos gwaltownego dlawienia, zblizony do dzwieku dentystycznego odsysacza sliny, a jego rece instynktownie frunely do gardla. Win nisko zanurkowal i sieknal stopa, obcasem koszac mu nogi. Wielki Murzyn fajtnal i wyladowal na potylicy.
Win z usmiechem przystawil mu do twarzy czterdziestkeczworke.
– Cos mi mowi, ze zaatakowales mnie kijem bejsbolowym – powiedzial. – Cos mi mowi, ze strzelenie ci w oko uznano by za w pelni usprawiedliwione.
Myron, ktory rowniez wydobyl pistolet, kazal reszcie rzucic kije na ziemie. Rzucili. A potem na jego zyczenie polozyli sie na brzuchach i spletli dlonie na glowach. Zajelo to chwile, w koncu jednak wszyscy sie podporzadkowali.
Nike-Reebok tez polozyl sie na brzuchu.
– Nie… – wycharczal, wykrecajac szyje.
– Slucham?
Win przylozyl wolna reke do ucha.
– Nie damy wam drugi raz skrzywdzic tego chlopaka.
Win ze smiechem dotknal czubkiem buta glowy Murzyna.
Myron pochwycil jego wzrok i pokrecil glowa. Win wzruszyl ramionami, ale cofnal noge.
– Nikogo nie chcemy skrzywdzic – powiedzial Myron. – Chcemy sie tylko dowiedziec, kto napadl na Claya na tamtym dachu.
– Dlaczego? – spytano.
Myron obrocil sie w strone drzwi. Z domu wykustykal o kulach mlody chlopak. Gips na jego sciegnie wygladal jak pekate morskie zwierze, ktore zzera mu stope.
– Bo wszyscy mysla, ze zrobil to Horace Slaughter.
Clay Jackson stanal chwiejnie na jednej nodze.
– I co z tego?
– Zrobil to?
– A co cie to obchodzi?
– Bo ktos go zabil.
– I co z tego?
Clay wzruszyl ramionami.
Myron otworzyl usta, zamknal je, westchnal.
– To dluga historia, Clay. Chce tylko wiedziec, kto ci przecial sciegno.
Chlopak potrzasnal glowa.
– Nie powiem.
– Dlaczego?
– Zabronili mi.
– A ty robisz, co ci kaza? – odezwal sie Win.
Chlopak spojrzal na niego.
– Tak.
– Ten, co ci to zrobil, byl straszny?
Clayowi zatanczyla grdyka.
– No jasne.
– Ja jestem straszniejszy.
Nikt sie nie poruszyl.
– Mam zademonstrowac?
– Win! – upomnial go Myron.
Nike-Reebok zaryzykowal. Ale kiedy sprobowal uniesc sie na lokciach, Win podniosl noge i spuscil ja jak siekiere tam, gdzie kregoslup laczyl sie z karkiem. Wielki Murzyn rozrzucil rece, opadl na ziemie bezwladnie jak mokry piach i znieruchomial. Bejsbolowka zsunela mu sie z glowy, bo Win wcisnal butem jego twarz w blotnisty grunt takim ruchem, jakby gasil papierosa.
– Win! – powtorzyl Myron.
– Przestan! – zawolal z rozszerzonymi oczami Clay Jackson, z rozpacza szukajac wzrokiem pomocy u Myrona. – To moj wujek, czlowieku! On tylko mnie broni.
– Swietnie mu to idzie.
Win docisnal stope i jeszcze glebiej wbil umazana blotem twarz wuja chlopca w miekka ziemie.
Wielki Murzyn mial zapchane usta i nos i nie mogl oddychac.
Z ziemi zaczal sie podnosic drugi. Win wycelowal w niego pistolet.
– Uwaga – ostrzegl – wazny komunikat. Ja nie bawie sie w strzaly ostrzegawcze.
Smialek opadl na trawe.
Mocno przyciskajac glowe Nike-Reeboka do ziemi, Win zajal sie Clayem Jacksonem. Choc chlopak wciaz strugal chojraka, wyraznie sie trzasl. Myron, szczerze mowiac, rowniez.
– Boisz sie, co cie moze spotkac, zamiast bac sie tego, co spotka cie na pewno – powiedzial Win.
Podniosl noge, zgial ja w kolanie i ustawil sie do zadania ciosu obcasem.
Myron ruszyl do niego, ale Win zmrozil go spojrzeniem i po chwili poslal mu charakterystyczny usmiech. Niedbaly, lekko rozbawiony. Usmiech, ktory sugerowal, ze gotow jest to zrobic, a nawet, ze sprawi mu to przyjemnosc. Chociaz Myron widzial ow usmiech niejeden raz, nieodmiennie mrozil mu krew w zylach.
– Licze do pieciu – zapowiedzial Win. – Ale czaszke zmiazdze mu pewnie, nim dojde do trzech.
– Dwoch bialych – odparl szybko Clay Jackson. – Z pistoletami. Jeden duzy, mlody nas zwiazal. Wygladal na pakera. Dowodzil maly, starszy. To on nas pocial.
Win obrocil sie do Myrona i rozlozyl rece.
– Mozemy jechac? – spytal.
29
– Posunales sie za daleko – powiedzial Myron w samochodzie.
– E tam.
– Mowie serio, Win.