Sara podeszla do zlewu, zeby umyc rece. Czula na sobie wzrok Jeffreya. Obejrzala sie, chcac spojrzec mu w oczy, lecz w tej samej chwili odwrocil glowe, bo do sali wszedl White.

– Prosze – rzekl, wyciagajac w jej kierunku plik papierow. – Jak sie domyslam, jest pani obeznana z tymi dokumentami.

Sara rzucila okiem na formularze.

– Tak, dziekuje.

– Zwykle wypelniam je tutaj – dodal White, podsuwajac krzeslo do blatu przy zlewie.

– To mi wystarczy.

– Zaczekam na parkingu przy samochodzie – rzucil Jeffrey.

– Zostawie pania z ta robota – mruknal White.

Kiedy usiadla przy blacie, Reggie stanal nad nia i zerkajac ponad jej ramieniem, zaczal dyktowac dane personalne zabitego. Wpisala w odpowiednim miejscu adres zamieszkania i domowy numer telefonu Swana, nastepnie rozmiary i wage poszczegolnych organow, wreszcie zaczela opisywac znaki szczegolne znalezione na ciele. Spisywala juz swoje wnioski koncowe, gdy zastepca szeryfa glosno odchrzaknal. Obejrzala sie na niego, oczekujac niezbyt milej tyrady na temat Jeffreya.

– A wiec sprawa przedstawia sie prosto, prawda? – zaczal niesmialo.

Nie bardzo wiedzac, do jakiego stopnia moze mu zaufac, odparla wymijajaco:

– Zadna smierc od kuli z broni palnej nie jest prosta sprawa.

– To prawda – przyznal tak samo ostroznie. – Od jak dawna zna pani Jeffreya Tollivera?

Mimowolnie poczula chec wstawienia sie za Jeffrey’em.

– Od jakiegos czasu. Dlaczego pan pyta?

– Z czystej ciekawosci.

– Czyzby cos bylo niejasne?

Pokrecil glowa, wiec pochylila sie nad formularzami.

Ale po pary sekundach znowu odchrzaknal i ponownie obejrzala sie na niego.

– Beretta miesci w magazynku siedem nabojow – powiedzial.

– To znaczy, ze powinno ich zostac piec.

– Szesc, jesli doliczyc jeden naboj w komorze. Spojrzala mu w oczy, majac wrazenie, ze i on nabral jakichs watpliwosci.

– A ile ich bylo w magazynku?

– Szesc.

Odlozyla dlugopis.

– Chce mi pan cos powiedziec, Reggie?

Pod skora na jego policzkach zagraly miesnie zacisnietej szczeki, podobnie jak u Jeffreya, kiedy wpadal w zlosc. Sprzykrzylo jej sie wyciaganie na sile wiadomosci od tutejszych mezczyzn.

– Jesli chce pan cos powiedziec, to prosze, slucham – wycedzila.

Poniewczasie uswiadomila sobie, ze musi to odniesc odwrotny skutek do zamierzonego, ale nie miala dluzej ochoty przejmowac sie odczuciami innych.

– Reggie, jesli uwazasz, ze jest cos podejrzanego w sprawie tego zabojstwa, musisz jasno wyrazic swoje watpliwosci. Moim zadaniem jest tylko wypelnienie tych formularzy po zakonczonej sekcji. Nie jestem ani oficerem sledczym, ani twoja matka.

– Prosze wybaczyc – mruknal wyraznie roztrzesionym glosem – ale chyba nie ma pani pojecia, w co sie tu wpakowala.

– Mam to traktowac jak grozbe?

– Raczej jak ostrzezenie – rzekl. – Wydaje mi sie pani dosc mila osoba, lecz ani troche nie ufam ludziom, z ktorymi sie pani zadaje.

– Dziekuje. Wyraziles sie dostatecznie jasno.

– Prosze sie dobrze zastanowic, dlaczego ostrzeglem pania przed nim. – Sklonil sie sztywno, musnal palcami rondo kapelusza i mruknal: – Pani wybaczy.

Odwrocil sie na piecie i ruszyl do wyjscia.

ROZDZIAL DWUNASTY

Zar zwalil sie na nia nieznosnym ciezarem, gdy tylko otworzyla drzwi domu pogrzebowego. Wszystko wskazywalo na to, ze burza nie przejdzie bokiem, ale nawet spietrzone ciemne chmury nie mogly sprawic, by powietrze sie orzezwilo. Miala wrazenie, ze jej skora gwaltownie sie skurczyla na sloncu, ale zanim podeszla do Jeffreya stojacego przy samochodzie, pierwsze krople potu juz sciekaly jej po karku. Mimo to zaproponowala:

– Chodzmy sie troche przejsc.

O nic nie pytal, dopoki nie dotarli do konca cmentarza na tylach budynku. W stojacym nieruchomo powietrzu zaczeli pokonywac lagodny stok wzgorza, az zakrecilo jej sie lekko w glowie. Szla jednak dalej, w milczeniu rejestrujac punkty orientacyjne terenu na drodze do widniejacej przed nimi sciany lasu. Jeffrey wyprzedzil ja i otworzyl furtke w ogrodzeniu cmentarza.

Kiedy dotarli do linii drzew, niebo groznie pociemnialo, nie umiala jednak rozsadzic, czy na skutek nadciagajacej burzy czy z powodu zbitej powloki listowia. Tak czy inaczej, w cieniu bylo o dobrych kilka stopni chlodniej, co przyjela z ulga.

Idac przodem waska sciezyna, Jeffrey odchylal zwieszajace sie nisko galezie i skopywal z drogi wieksze kamienie. Ptaki swiergotaly im nad glowami, a powietrze wypelnialo monotonne bzyczenie, cykanie swierszczy, a moze syk zmij, zaleznie od tego, jak dalece popuszczala wodze wyobrazni.

Wreszcie postanowila przerwac milczenie.

– Wiem, ze to glupie pytanie, wziawszy pod uwage, ze jestesmy w Alabamie, ale czy ktokolwiek raczyl sie zastanowic, dlaczego Luke Swan byl nagi do pasa?

Jeffrey ulamal sucha galazke zwieszajaca sie nad sciezka i rzekl:

– Mam wrazenie, ze nikt juz nie zamierza o nic pytac. – Zerknal na nia przez ramie. – W ogrodku pod oknem nie ma zadnych sladow stop. – Jak gdyby po glebszym namysle dodal: – Sucha ziemia jest mocno udeptana, wiec mozna by sie upierac, ze nawet duzo ciezszy czlowiek nie zostawilby na niej sladow.

– A mnie sie zdaje, ze jak dotad poczyniono wszystko, by przymknac oko na wiele szczegolow.

Skrzywila sie, nadepnawszy na wystajacy korzen. Jeffrey stanal i odwrocil sie do niej.

– Nie potrafilem tez stwierdzic, czy okiennica zostala oderwana od podworka, czy wypchnieta od srodka.

– I co powinnismy zrobic z tymi watpliwosciami?

– Cholera – syknal, rzucajac galazke w zarosla. – Nie mam pojecia.

Przykleknal i zaczal rozwiazywac adidasy.

– Co robisz?

– W tych cienkich sandalkach jest ci chyba jeszcze gorzej, niz gdybys chodzila boso – wyjasnil, podajac jej but. Popatrzyla na niego z niedowierzaniem, wiec dodal: – Calowalem kazdy centymetr twojego ciala, Saro. Myslisz, ze nie zauwazylem, ze masz stopy mniej wiecej tego samego rozmiaru jak moje?

– Wcale nie sa takie duze – mruknela skonsternowana, ale oparla sie na jego ramieniu dla utrzymania rownowagi, pozwalajac, by wlozyl jej but na noge.

Ku jej zaklopotaniu but okazal sie tylko troche za duzy. Spojrzala w dol, zeby sprawdzic, czy i on to zauwazyl. Usmiechnal sie szeroko.

– Uwielbiam, kiedy sie tak rumienisz.

– Wcale sie nie zarumienilam – odparla, chociaz wyraznie czula zar palacy policzki.

Pomogl jej wlozyc drugi but. Chciala kucnac, zeby je zawiazac, ale pospiesznie zrobil to za nia.

– Ja tez ciagle czekam, az ktos cos wreszcie powie. Bo nie chce mi sie wierzyc, ze wszyscy kupili bajeczke Roberta.

– Wydaje mi sie, ze Reggie ma sporo watpliwosci – odparla, przygladajac sie, jak starannie zawiazuje sznurowadla na kokardke.

Вы читаете Fatum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату