– Nie sadze – odparla gospodyni. – Pamietam, jak kiedys na zajeciach plastycznych wbila sobie w palec czubek nozyczek. Nie wiem, czy byl to wypadek, w kazdym razie nie krwawila dluzej niz kazdy inny zdrowy czlowiek.
– Gdyby miala cos w rodzaju choroby von Willebranda, urodzenie dziecka bez specjalistycznego nadzoru lekarskiego zagrazaloby jej zyciu. Poza tym jej rodzenstwo takze musialoby miec podobne zaburzenia, a sadzac z tego, co mowila Lane, w ich rodzinie nie bylo podobnych przypadkow.
– A wiec zmierzasz do wniosku, ze maly odziedziczyl te chorobe po ojcu? – podchwycila Neli. – Nie slyszalam, by ktos inny w miescie mial tego typu problemy. – Urwala na chwile i dodala: – Na pewno nie Robert. Nieraz odnosil rozne kontuzje na boisku i zawsze szybko sie z nich wylizywal.
– Jeffrey tez ich nie ma – rzekla z naciskiem Sara. Przypomniala sobie, jak niedawno pobierala mu krew do badania. Miejsce uklucia krwawilo tylko chwile. Znow ogarnal ja wstyd. W glebi ducha byla przeswiadczona o niewinnosci Jeffreya, mimo to przyjela z wielka ulga, ze ma na to niezaprzeczalny dowod.
– Jak chcesz, moge popytac – zaproponowala Neli.
– Takie schorzenia czesto ujawniaja sie stopniowo. Czesc ludzi moze nawet nie wiedziec, ze cos im dolega. Kobiety dowiaduja sie znacznie szybciej ze wzgledu na cykl menstruacyjny. Zazwyczaj wtedy wychodza na jaw problemy z krzepliwoscia krwi. Tym bardziej nalezy wiec zakladac, ze Erie odziedziczyl to schorzenie po ojcu.
– Zatem byloby to jak szukanie igly w stogu siana – podsumowala Neli. – Kto wie, moze Dan Phillips cierpi na taka chorobe? To ten, ktory wyjechal mniej wiecej w tym samym czasie, co Julia. – Znowu przerzucila pare kartek w albumie. – O, to on. – Wskazala chlopaka stojacego w drugim rzedzie na grupowym zdjeciu druzyny pilkarskiej.
– Nie prezentuje sie jak zawodnik – ocenila Sara. Phillips nalezal do najszczuplejszych na zdjeciu. Mial geste ciemne wlosy zaczesane gladko do tylu. Wygladal na zdrowego i normalnie rozwinietego, chociaz na podstawie jednej fotografii trudno bylo o czymkolwiek przesadzac.
– Bral glownie udzial w treningach do pozoracji bloku przeciwnika. Dla niego przynaleznosc do druzyny i dzersejowa koszulka pilkarska byly juz szczytem marzen. Gdy w dniu rozgrywek wchodzilo sie do jakiegokolwiek sklepu, faceci nie gadali o niczym innym, tylko o meczu, jakby chodzilo o final mistrzostw kraju.
– Takie to byly czasy – odparla Sara, wspominajac identyczne dyskusje w Heartsdale. Odwrocila kartke i popatrzyla na dalsze zdjecia. Zwrocila uwage na czarno-biala fotografie Jareda pochodzaca sprzed kilku lat. – Wyrosl na bardzo przystojnego chlopaka.
– Nie chcesz chyba powiedziec o nim Jeffreyowi, prawda? – zapytala Neli, usmiechajac sie smutno. – Zreszta, nie musisz odpowiadac. – Wziela od niej album, zamknela go i odlozyla na polke pod stolikiem. – Nadal chcesz jak najszybciej stad wyjechac?
– Sama nie wiem.
– Zostan jeszcze. – Neli poklepala ja po kolanie. – Upieke dzisiaj placek kukurydziany.
– Gdzie jest Robert?
– Opos zabral go do sklepu, zeby kupic jakies ubrania, bo Robert nie chcial nawet slyszec o powrocie do domu, a Bog jeden wie, co Jessie zrobila z jego rzeczami u matki.
– A co z nim?
– Wylize sie.
– Nie o to mi chodzilo. Rozmawialysmy tylko o Jeffreyu. Czy kiedykolwiek podejrzewalas, ze Robert mogl miec cos wspolnego z tym, co spotkalo Julie?
Neli zamyslila sie gleboko.
– Zawsze byl bardzo tajemniczy.
– W tej sprawie?
– Moze „tajemniczy” to zle slowo, jakby rzeczywiscie mial cos do ukrycia. Byl dyskretny. Rzadko mowil o swoich uczuciach.
– Podobnie jak Jeffrey.
– Nie, zupelnie inaczej. Jak gdyby nie zyczyl sobie, by ktos za bardzo sie do niego zblizyl. – Wyprostowala sie i odchylila na oparcie kanapy. – Wszyscy uwazali, ze z tej trojki to Opos trzyma sie troche na uboczu, ale teraz mysle, ze bardziej od niego izolowal sie Robert. Nigdy do konca nie wpasowal sie do tej paczki. Co prawda Jeffrey traktowal go jak brata, ale Robert zawsze reagowal tak, jak ci juz wczesniej mowilam. Czekal, zeby zobaczyc, co Jeffrey kombinuje, dopiero pozniej przylaczal sie do niego.
– To dosc normalne u nastolatkow.
– Ale w ich relacji bylo cos wiecej. Kiedy Jeffrey pakowal sie w klopoty, Robert zawsze byl gotow wziac wine na siebie. Z wlasnej woli robil z siebie zawor bezpieczenstwa, a Jeffrey z ochota sie na to godzil. – Neli spojrzala na nia. – I gdy tylko Jeffrey wyjechal, Robert w taki sam sposob zwiazal sie z Hossem. Gotow byl za kazdego z nich nadstawic glowe. Wcale nie przesadzam.
Sara zamyslila sie na chwile.
– Zeznal wczoraj, ze to on zamordowal Julie.
Na twarzy Neli odmalowal sie dziwny wyraz, ktorego Sara nie potrafila jednoznacznie zdefiniowac. I rowniez dosc dziwnym glosem Neli mruknela:
– O tym jeszcze nie slyszalam.
– Ja tez dowiedzialam sie dopiero dzisiaj.
ROZDZIAL DWUDZIESTY
Jeffrey odnalazl starego chewoleta matki na parkingu przed szpitalem. May Tolliver mogla smialo chodzic do pracy na piechote, wolala jednak nie tracic ani jednej bezcennej minuty do swojego pierwszego drinka po zakonczeniu pracy w szpitalnym bufecie.
Jak zwykle woz mial opuszczone szyby, zeby, stojac na sloncu, nie nagrzal sie za bardzo w srodku. Ale i tak ledwie Jeffrey otworzyl drzwi, uderzyla go fala goraca przepelnionego zatechlym odorem dymu papierosowego. Wiedzial, ze matka zawsze trzyma zapasowe kluczyki w schowku pod deska rozdzielcza i wygrzebal je szybko spod sterty religijnych broszurek i reklamowek, ktore zapewne wyciagala zza wycieraczek. Byla nalogowa palaczka i alkoholiczka, ale zawsze starala sie utrzymywac wokol siebie porzadek.
Silnik zaskoczyl dopiero po dluzszym czasie, gdy kilka razy docisnal pedal gazu do podlogi. Strzepnal popiol z oslony skrzyni biegow, zanim wlaczyl wsteczny. Szyby byly az poszarzale od nikotyny, totez przetarl je troche chusteczka, wyjezdzajac powoli z parkingu. Wiedzial, ze jesli nawet nie zdazy wrocic przed wyjsciem matki ze szpitala, to ona z pewnoscia skojarzy brak samochodu z jego pobytem w miescie i nie zglosi kradziezy. W mlodosci czesto pozyczal sobie jej woz i nigdy nie uslyszal z tego powodu jednego zlego slowa. Nawet wtedy, gdy dwa razy zastepcy szeryfa zatrzymali go za prowadzenie bez prawa jazdy, zawsze twierdzila stanowczo, ze zgodzila sie, by skorzystal z jej samochodu.
Ruszyl powoli przez miasto, nie majac przed soba zadnego konkretnego celu. Wszystko sie w nim kurczylo, jakby wlasnie dowiedzial sie o smierci bliskiej osoby. Znow doskwieralo mu stare przeswiadczenie, ze zycie wymyka mu sie spod kontroli. Byl niczym oko cyklonu, ktory przynosi wylacznie zniszczenie.
Nie mogl sie pogodzic z tym, ze przez tyle lat Robert zyl z podejrzeniami, iz to on zabil Julie Kendall. Jeszcze w gabinecie Hossa, kiedy Robert zapytal o to wprost, byl zbyt oszolomiony, zeby zareagowac inaczej jak wsciekloscia. A pozniej, gdy stanowczo zaprzeczyl i probowal wytlumaczyc, jak bylo naprawde, przyjaciel tylko smutno pokrecil glowa, jak gdyby nie chcial sluchac zadnych bajeczek wymyslonych napredce w celu ukrycia prawdy.
– To bez znaczenia – powtorzyl w koncu. – I tak wezme wszystko na siebie.
Uprzytomnil sobie, ze dotarl do domu pogrzebowego, w ostatniej chwili szarpnal kierownica i zjechal z autostrady. Wjechal na prywatny parking na tylach budynku, majac nadzieje, ze White nie kaze odholowac chevroleta. Pomyslal, ze ma juz dosc korzystania z cudzych samochodow albo czyichs butow, do czego byl ostatnio zmuszony. Marzyl mu sie powrot do wlasnego domu i spedzenie nocy we wlasnym lozku. Chcial znowu byc sam. Pewnie dlatego pomyslal o jaskini, jedynym miejscu tutaj, gdzie mogl znalezc troche spokoju.
Nikt nie wyszedl z budynku, zeby zwrocic mu uwage, totez wysiadl i ruszyl przez cmentarz. Gdzies na tym wzgorzu znajdowal sie grob jego dziadka, ale ojciec nigdy mu go nie pokazal. Dobrze znajac charakter ojca, mogl