– A wiec twierdzisz, ze ktos babcie zastrzelil, zawlokl na dol do piwnicy i pozwolil, by sie usmazyla.
– Nie tak. Twierdze, ze babcia dostala kulke w glowe. Nie wiem, kto pociagnal za spust. Moze ona sama. To juz twoja dzialka, Ryan.
– Znalazlas przy niej bron?
– Nie.
W tej chwili w drzwiach stanal Bertrand. Zgiecia na jego ubraniu razaco kontrastowaly ze schludnym i odprasowanym ubraniem Ryana. Jasnofioletowa koszula pasowala do kolorow kwiecistego krawata, lawendowoszarej tweedowej marynarki i welnianych spodni w kolorze o pol tonu ciemniejszym od marynarki.
– Co masz? – zapytal Ryan.
– Nic, o czym dotad nie wiedzielismy. Jakby ci ludzie przylecieli z kosmosu. Nikt tak naprawde nie wie, kto tam, u diabla, mieszkal! Nadal probujemy namierzyc w Europie faceta, do ktorego ten dom nalezy. Sasiedzi z naprzeciwka czasami widzieli starsza pania, ale ona nigdy z nimi nie rozmawiala. Twierdza, ze para z dziecmi byla tam przez kilka miesiecy. Rzadko ich widzieli, nie znali ich imion. Inna mieszkanka przy tej ulicy myslala, ze naleza do jakiejs grupy fundamentalistycznej.
– Brennan twierdzi, ze nasz trup to kobieta. Wiekowa.
Bertrand spojrzal na niego.
– I miala siedemdziesiat lat.
– Czyzby starsza pani?
– Z kulka w glowie.
– Serio?
– Serio.
– Ktos ja stuknal i podpalil dom?
– Albo babcia rozpalila grilla i pociagnela za spust. Ale, w takim razie, gdzie jest bron?
Kiedy poszli sobie, sprawdzilam, czy nie nadeszlo nic do skonsultowania.
Bylo. Do miasta Quebec dotarl sloj z prochami starszego czlowieka, ktory umarl na Jamajce. Rodzina oskarzala krematorium o oszustwo i zawiozla prochy do Biura Koronera. Chcial poznac moja opinie.
W wawozie niedaleko cmentarza Cote des Neiges znaleziono czaszke. Byla sucha i jasna, prawdopodobnie pochodzila ze starego grobu. Koroner chcial sie upewnic.
Pelletier chcial, bym rzucila okiem na niemowle i stwierdzila, czy istnieja dowody na to, ze bylo glodzone. To wymagalo uzycia mikroskopu. Cienkie odcinki kosci nalezalo rozkruszyc, nasycic substancja ulatwiajaca obserwacje pod mikroskopem i umiescic na slajdach, abym mogla je obejrzec w powiekszeniu. Kosci niemowlat ulegaja zmianom, wiec nalezalo szukac rzadko spotykanej porowatosci i niezwyklych zmian w mikroanatomii.
Do laboratorium histologii wyslano probki. Obejrzalam tez zdjecia rentgenowskie i szkielet, ale bylo jeszcze za wczesnie na usuniecie ciala, ktore uleglo rozkladowi. Kosci dziecka sa zbyt delikatne, by mozna zaryzykowac wygotowanie.
A wiec nic pilnego. Moglam otworzyc trumne Elisabeth Nicolet.
Zjadlam kanapke z lodowki i jogurt w kafeterii i ruszylam do kostnicy. Poprosilam o przeniesienie szczatkow do trojki i poszlam sie przebrac.
Wydawalo mi sie, ze trumna byla wieksza, w rzeczywistosci miala mniej niz metr dlugosci. Lewa strona zgnila i wieko sie zapadlo. Usunelam luzna ziemie i zrobilam zdjecia.
– Potrzebujesz lomika? – Lisa stala w drzwiach.
To nie byla sprawa LMS, wiec mialam pracowac sama, ale wiele osob chcialo mi pomoc. Najwyrazniej Elisabeth fascynowala nie tylko mnie.
– Wchodz.
Zdjecie wieka nie zajelo nam nawet minuty. Drewno bylo miekkie i kruche, gwozdzie latwo puscily. Wygarnelam ze srodka ziemie, aby odslonic wylozone olowiem wnetrze zawierajace druga drewniana trumne.
– One wszystkie sa takie male? – zapytala Lisa.
– To nie jest oryginalna trumna. Elisabeth Nicolet byla ekshumowana i ponownie pochowana mniej wiecej na przelomie wiekow, wiec potrzebowali jedynie troche miejsca na jej kosci.
– Myslisz, ze to ona?
Zmrozilam ja wzrokiem. Wychodzac dodala:
– Daj mi znac, jezeli bedziesz czegos potrzebowac.
Dalej wygarnialam ziemie, az doszlam do pokrywy wewnetrznej trumny. Nie bylo na niej tabliczki, ale byla bardziej ozdobna niz zewnetrzna, z kunsztownie rzezbionym brzegiem, rownoleglym do szesciokatnego zewnetrznego brzegu. Podobnie jak ta wierzchnia, trumna wewnetrzna byla z jednej strony zapadnieta i pelna ziemi.
Po dwudziestu minutach powrocila Lisa.
– Jestem przez chwile wolna, jezeli potrzebowalabys zdjec rentgenowskich.
– Niemozliwe z powodu olowiu – odparlam. – Ale mozemy juz otworzyc czesc wewnetrzna.
– Nie ma sprawy.
I tutaj drewno bylo miekkie, i gwozdzie wyszly z niego z latwoscia.
Znowu ziemia. Wyjelam tylko dwie garscie, kiedy zauwazylam czaszke. Jest! Ktos tu jest!
Powoli wylanial sie caly szkielet. Kosci nie byly ulozone anatomicznie, ale lezaly rownolegle, jakby je ktos przed wlozeniem do srodka zwiazal. To ulozenie przypomnialo mi odkrycia archeologiczne na poczatku mojej pracy. W czasach przed Kolumbem pewne grupy tubylcow wystawialy zmarlych na platformach, az zostawaly czyste kosci, a wtedy je zakopywali. Tak zakopano Elisabeth.
Uwielbialam archeologie. Nadal uwielbiam. Zalowalam, ze tak malo sie nia zajmuje, ale w ciagu ostatnich dziesieciu lat moja kariera poszla w innym kierunku. Praca na uniwersytecie i antropologia sadowa wypelnialy caly moj czas. Dzieki Elisabeth Nicolet moglam na krotko wrocic do moich korzeni i zajmowalam sie tym przypadkiem z wielka przyjemnoscia.
Wyjelam i ulozylam kosci, tak jak poprzedniego dnia. Byly suche i delikatne, ale ta osoba byla w o wiele lepszym stanie niz babcia z St-Jovite.
Okazalo sie, ze brakowalo tylko jednej kosci srodstopia i szesciu paliczkow srodkowych palcow. Nie znalazlam ich przesiewajac ziemie, ale umiejscowilam kilka siekaczy i kiel, wlozylam je wiec na miejsce.
Zastosowalam swoja zwykla procedure, wypelniajac formularz, jakbym sie zajmowala sprawa dla koronera. Zaczelam od miednicy. Kosci byly kobiece. Nie mialam co do tego watpliwosci. Spojenia lonowe wskazywaly na wiek miedzy trzydziesci piec a czterdziesci piec lat. Siostry beda szczesliwe.
Mierzac kosci dlugie zauwazylam niezwykle splaszczenie kosci piszczelowej, tuz pod kolanem. Sprawdzilam kosci srodstopia. Miejsce polaczenia palcow ze stopa kosci zmienil artretyzm. Hura! Powtarzajace sie ruchy pozostawily slady na szkielecie. Elisabeth musiala spedzac lata na modlitwach, kleczac na kamiennej podlodze w swojej klasztornej celi. Kiedy kleczala, nacisk na kolana i nadmierne zginanie palcow stop spowodowal to, co wlasnie ogladalam.
Przypomnialam sobie cos, co zauwazylam, kiedy zdjelam z siatki zab i wzielam do reki szczeke. Kazdy z srodkowych siekaczy dolnej szczeki mial male, ale zauwazalne wyzlobienie na brzegu gryzacym. Odszukalam gorne siekacze. To samo. Kiedy nie modlila sie i nie pisala listow, Elisabeth szyla. Jej hafty nadal wisialy w klasztorze w Lac Memphremagog. Jej zeby nosily slady po latach wyciagania nitki i trzymania miedzy nimi igly. Bylam wniebowzieta.
Potem odwrocilam czaszke czescia twarzowa ku gorze i zrobilam dwa zdjecia. Stalam tak, patrzac na nia, kiedy wszedl LaManche.
– A wiec to jest nasza swieta?- zapytal.
Podszedl do mnie z boku i spojrzal na czaszke.
– Mon Dieu.
Tak, analiza idzie dobrze. – Bylam w swoim biurze, rozmawialam z ojcem Menard. Czaszka z Memphremagog lezala na korkowym okregu na moim stole do pracy. – Kosci sa niezwykle dobrze zachowane.
– Czy bedzie pani mogla poswiadczyc, ze to jest Elisabeth? Elisabeth Nicolet?