– Ju-hu. Niech cie swieci maja w swojej opiece, ty lobuzie.
Gdy przywolywala kelnera, juz czulam cos w piersiach. Kiedys uwielbialam irlandzkie puby. Wszystkie puby. Nie chcialam przywolywac wspomnien ani dopisywac nic do przeszlosci.
Rozchmurz sie, Brennan. Czego ty sie boisz? Bylas juz u Hurleya i nie upilas sie piwem. Skad ta obawa?
Harry trajkotala wesolo, kiedy wracalysmy do Crescent wzdluz Ste-Catherine. O dziewiatej trzydziesci na ulicy bylo juz duzo ludzi, pary i spacerowicze mieszajacy sie z ostatnimi kupujacymi i turystami. Kazdy mial na sobie plaszcz, czapke i szalik. Ludzie byli opatuleni jak krzewy poowijane slomianymi matami na zime.
Czesc Crescentu za Ste-Catherine to angielska “Ulica marzen”, z barami dla samotnych i modnymi restauracjami po obu stronach. Hard Rock Cafe. Thursdays. SirWinston Churchil. Latem balkony pelne sa gosci popijajacych drinki i ogladajacych romantyczny taniec pod nimi. Zima ruch przenosi sie do srodka.
Zwykle mozna tu spotkac jedynie stalych bywalcow Hurleya. W dzien swietego Patryka jest inaczej. Kiedy doszlysmy, kolejka do drzwi rozciagala sie na schody i konczyla gdzies w polowie drogi do rogu ulicy.
– Cholera, Harry. Nie mam ochoty tu stac i odmrazac sobie tylka. – Nie chcialam jej wspominac o propozycji Ryana.
– Nie znasz nikogo z pracownikow?
– Nie naleze do stalych gosci.
Stanelysmy na koncu kolejki i stalysmy tak w milczeniu, co chwile unoszac to jedna, to druga noge. Przypomnialo mi to zakonnice w Lac Memphremagog i moj nie dokonczony raport. I pamietniki na nocnej szafce. I raport w sprawie dzieci. I zajecia na uniwersytecie w Charlotte w przyszlym tygodniu. I prace, ktora chcialam zaprezentowac na spotkaniu Antropologu Naukowej. Poczulam, ze za chwile nie bede czula, ze mam twarz. Jak ja moglam pozwolic Harry namowic mnie na cos takiego?
O dwudziestej drugiej ludzie raczej nie wychodza z pubow. Po kwadransie posunelysmy sie o pol metra.
– Czuje sie jak mrozony deser – powiedziala Harry. – Na pewno nie znasz tam nikogo?
– Ryan mowil, ze moge sie na niego powolac, gdyby byla kolejka. – Moje egalitarne zasady przegrywaly z grozaca nam hipotermia.
– Starsza siostro, co ty sobie myslisz? – Harry nie miala zadnych skrupulow, gdy chodzilo o wykorzystanie jakiejkolwiek sposobnosci.
Ruszyla wzdluz kolejki i zniknela gdzies z przodu. Chwile pozniej dojrzalam ja w drzwiach bocznych, z wyjatkowo okazalym reprezentantem Narodowej Reprezentacji Pilki Noznej Irlandii u boku. Oboje machali w moim kierunku. Starajac sie uniknac wzroku tych, ktorych zostawialam w kolejce, zbieglam ze schodow i wsliznelam sie do srodka.
Przeszlam za Harry i jej opiekunem przez labirynt pomieszczen, ktore skladaly sie na Irlandzki Pub Hurieya. Kazde krzeslo, kawalek parapetu, stol, stolek barowy i centymetr kwadratowy zajete byly przez odzianych na zielono stalych gosci. Napisy i lustra reklamowaly piwa marki Bass, Guinness i Kilkenny Cream Ale. Miejsce przesiakniete bylo zapachem piwa i dymem papierosow.
Przeciskalismy sie wzdluz kamiennych scian, miedzy stolikami, skorzanymi fotelami i beczulkami, by dotrzec do baru z debu i mosiadzu. Halas przewyzszal ten, ktory panuje na pasach startowych lotniska.
Kiedy okrazalismy glowny bar, dostrzeglam siedzacego na wysokim stolku przy bocznej salce Ryana. Plecami oparty byl o sciane z cegiel, z jedna pieta na dolnym szczebelku. Druga noge polozyl na siedzeniach dwoch wolnych stolkow po swojej prawej stronie. Na wysokosci jego glowy widnial otwor w scianie, obramowany pomalowanym na zielono drewnem.
Przez ten otwor widzialam trio grajace na skrzypcach, flecie i mandolinie. Na obwodzie pomieszczenia staly stoliki, a w srodku pieciu tanczacych probowalo zmiescic sie na niezwykle malej powierzchni. Trzy kobiety tanczyly dosc skocznie, ale partnerujacy im mlodzi mezczyzni tylko przeskakiwali z nogi na noge, chlapiac piwem na wszystko w promieniu poltora metra. Nikomu to nie przeszkadzalo.
Harry usciskala futboliste i on zniknal w tlumie. Zastanawialam sie, jak Ryanowi udalo sie zajac dodatkowe dwa stolki. I dlaczego. Nie moglam sie zdecydowac, czy jego pewnosc siebie mnie denerwowala, czy sprawiala mi przyjemnosc.
– Kogoz ja widze – zawolal, kiedy nas dostrzegl. – Ciesze sie, ze dotarly panie. Siadajcie i odsapnijcie. – Musial do nas krzyczec, by byc slyszalnym.
Noga przyciagnal jedno z krzesel i poklepal siedzenie. Bez wahania Harry zdjela kurtke, ulozyla na stolku i sama usiadla.
– Pod jednym warunkiem – odkrzyknelam.
Uniosl brwi i skierowal na mnie swoje blekity.
– Zadnego dogryzania.
– To jest tak przyjemne jak znalezienie piasku w masle orzechowym. – Mowil tak glosno, ze wystapily mu zyly na szyi.
– Ja nie zartuje, Ryan. – To natezenie bylo ponad moje sily.
– Dobrze, dobrze. Siadaj.
Wybralam ten dalszy stolek.
– I kupie ci oranzade.
Harry zasmiala sie.
Wlasnie mialam cos powiedziec, ale Ryan juz byl przy mnie i odpinal mi kurtke. Polozyl ja na stolku i usiadlam.
Przywolal kelnerke, zamowil Guinnessa dla siebie i dietetyczna cole dla mnie. Znowu moja duma zostala urazona. Czy tak latwo mnie przejrzec?
Spojrzal na moja siostre.
– Dla mnie to samo.
– Dietetyczna cola?
– Nie. To drugie.
Kelnerka zniknela.
– A co z twoim oczyszczaniem? – ryknelam jej do ucha.
– Co?
– Oczyszczanie?
– Jedno piwo mi nie zaszkodzi, Tempe. Nie jestem fanatyczka.
Rozmowa wymagala krzyku, wiec skupilam uwage na zespole. Irlandzka muzyka towarzyszyla mi w dziecinstwie i stare piosenki zawsze przywolywaly wspomnienia. Dom mojej babci. Stare damy, mocny akcent, kanasta. Lozko na kolkach. Danny Kaye w czarnobialym telewizorze. Zasypianie przy plytach Johna Gary'ego. Babci pewnie nie spodobalaby sie tak glosna muzyka. Za duzo watow,
Solista zaczal spiewac piosenke o dzikim wloczedze. Rozpoznalam ja i przylaczylam sie. Przy refrenie ludzie klaskali stacatto. Bam! Bam! Bam! Bam! Bam! Kelnerka nadeszla przy ostatniej salwie.
Harry i Ryan gawedzili, a ich slowa ginely w halasie. Pociagnelam lyk mojej coli i rozejrzalam sie. Wysoko na scianie zobaczylam rzad rzezbionych, drewnianych tarcz, totemow starych rodzin. A moze to byly klany? Poszukalam nazwiska Brennan, ale bylo zbyt ciemno i za duzo dymu, by wszystko odczytac. A Crone? Tez nie.
Uslyszalam melodie, ktora spodobalaby sie babci. To byla historia o mlodej kobiecie, ktora zwiazywala wlosy czarna aksamitka.
Obejrzalam sobie fotografie w owalnych ramach, portrety mezczyzn i kobiet w swiatecznych ubraniach. Kiedy je zrobiono – w tysiac osiemset dziewiecdziesiatym? Tysiac dziewiecset dziesiatym? Te twarze byly rownie surowe jak te w Birks Hall. Te wysokie kolnierze musialy byc bardzo niewygodne.
Dwa szkolne zegary wskazywaly godziny w Dublinie i w Montrealu. Dziesiata trzydziesci.
Spojrzalam na swoj. Oj.
Kilka melodii pozniej Harry zwrocila moja uwage machajac obiema rekami. Wygladala jak sedzia sygnalizujacy niedokladne podanie. Ryan wzniosl pusta szklanke.
Potrzasnelam odmownie glowa. Powiedzial cos do Harry i wzniosl dwa palce nad swoja glowa.
No i prosze, pomyslalam.
Zabrzmiala znowu skoczna melodia, a Ryan pokazywal akurat na drzwi przy wejsciu. Harry zsunela sie ze