swojego stolka i zniknela w tlumie cial. Obcisle dzinsy zrobily swoje. Nawet nie chcialam myslec o tym, jak dlugo bedzie musiala czekac w kolejce.
Ryan przesiadl sie na stolek Harry, jej kurtke kladac tam, gdzie przed chwila siedzial. Nachylil sie i krzyknal mi do ucha:
– Czy wy na pewno macie te sama matke?
– Ojca tez. – Pachnial cos jakby rumem i talkiem.
– Jak dlugo ona mieszka w Teksasie?
– Od kiedy Mojzesz wyprowadzil Zydow z Egiptu.
– Az taka stara?
– Dziewietnascie lat. – Odwrocilam sie i wbilam wzrok w kostki lodu w mojej coli. Ryan mial pelne prawo rozmawiac z Harry. Rozmowa i tak byla prawie niemozliwa, wiec dlaczego bylam wkurzona?
– Kto to jest Anna Goyette? – spytal nagle.
– Co?
– Kto to jest Anna Goyette?
Zespol nagle zamilkl i nazwisko zabrzmialo wyraznie w ciszy.
– Jezu, Ryan, dlaczego nie dasz ogloszenia do gazety?
– Jestesmy dzis wieczorem troche zdenerwowani… Moze za duzo kofeiny? – Wyszczerzyl zeby.
Spojrzalam na niego z wsciekloscia.
– To niezdrowo w twoim wieku.
– To niezdrowo w zadnym wieku. Skad wiesz o Annie Goyette?
Kelnerka doniosla drinki i pokazala Ryanowi tyle zebow, ile moja siostra, kiedy chce byc jak najbardziej przyjemna. Zaplacil i mrugnal do niej okiem. Mna sie prosze nie przejmowac.
– Ciezko z toba czasami wytrzymac – powiedzial, stawiajac jedno z piw tuz nad stolkiem Harry.
– Pracuje nad tym. Skad wiesz o Annie Goyette?
– Wpadlem na Claudela przy okazji tej sprawy z motocyklistami i rozmawialismy o niej.
– A po cholere to robiles?
– On mnie zapytal.
Nigdy nie rozgryze Claudela. Najpierw mnie odprawia, a potem omawia sprawe z Ryanem.
– No wiec kto to jest?
– Anna jest studentka na uniwersytecie McGill. Jej ciotka poprosila mnie, bym ja odnalazla. To nie jest zadna wielka sprawa.
– Claudel uwaza, ze to bardzo interesujaca mloda dama.
– A co to, do diabla, znaczy?
Akurat wtedy nadeszla Harry.
– Hej, mali kowboje. Jezeli musicie isc siusiu, to lepiej sie pospieszcie.
Usiadla na opuszczonym przez Ryana miejscu. Jakby na sygnal kapela zaczela grac o whisky w dzbanie. Harry, zakolysala sie i klaskala, az doskoczyl facet w kolorowej czapce i zielonych szelkach i chwycil ja za reke. Podskoczyla i podazyla za nim do drugiego pomieszczenia, gdzie dwaj mlodzi mezczyzni znowu tanczyli, przypominajac przy tym czaple. Partner Harry odznaczal sie pokaznym brzuszyskiem i miekka, okragla buzka. Mialam nadzieje, ze nie padnie przy niej.
Znowu spojrzalam na zegarek. Za dwadziescia dwunasta. Palily mnie oczy od dymu i drapalo w gardle od krzyku. I dobrze sie bawilam. I chcialam sie napic. Naprawde.
– Sluchaj, boli mnie glowa. Jak tylko Ginger Rogers wroci z parkietu, zmywam sie.
– Jak chcesz, kolezanko. Dobrze ci poszlo, jak na pierwszy raz.
– Boze, Ryan, ja juz tu kiedys bylam.
– Posluchac irlandzkich opowiesci?
– Nie! – Myslalam o tym. Uwielbiam irlandzki folklor.
Patrzylam na Harry, jak skakala i sie okrecala, jej blond wlosy fruwaly w powietrzu. Wszyscy na nia patrzyli. Po chwili krzyknelam do ucha Ryana:
– Claudel wie, gdzie jest Anna?
Pokrecil glowa.
Dalam sobie spokoj. Nie bylo szans na rozmowe.
Moja siostra i jej partner nie przestawali tanczyc. Jego twarz poczerwieniala i pokryla sie potem, a krawat ze spinka przekrzywil sie w dziwny sposob. Kiedy po ktoryms piruecie Harry zwrocila sie do mnie twarza, przylozylam palec do swojej szyi. Mam dosyc. Zamachala do mnie beztrosko. Kciukiem wskazalam wyjscie, ale ona juz na mnie nie patrzyla.
O Boze.
Ryan przygladal mi sie z rozbawieniem na twarzy.
Rzucilam mu najzimniejsze ze spojrzen, a on odchylil sie do tylu i uniosl obie rece w gescie “dobrze, juz dobrze”.
Kiedy Henry znowu spojrzala w nasza strone, jeszcze raz wykonalam swoja pantomime, ale ona patrzyla ponad moim ramieniem, z dziwnym wyrazem twarzy.
Kwadrans po polnocy moje modlitwy zostaly wysluchane i zespol zrobil sobie przerwe. Moja siostra wrocila, z wypiekami na twarzy, ale promieniejaca. Jej partner wygladal tak, jakby potrzebowal reanimacji.
– Wow! Jestem mokra.
Palcem przejechala po szyi, wskoczyla na stolek i chwycila za szklanke z piwem, ktore zamowil dla niej Ryan. Kiedy jej duzy kolega chcial usadowic sie przy niej, poklepala go po glowie w czapeczce.
– Dzieki, kolego. Spotkamy sie pozniej.
Opuscil glowe i spojrzal na nia wzrokiem zbitego psa.
– Pa, pa.
Pomachala mu, a on wzruszyl ramionami i wrocil do tlumu.
Harry oparla sie o Ryana.
– Tempe, kto to jest ten tam? – Glowa kiwnela w kierunku baru tuz za nami.
Zaczelam sie odwracac.
– Nie patrz teraz!
– Niby ktory to?
– Ten wysoki chudzielec w okularach.
Przewrocilam oczami, ale nadal czulam bol glowy. Harry zawsze tak robila, kiedy ja chcialam wyjsc, a ona zostac.
– Wiem. On jest fajny i zainteresowany mna. Tylko ze niesmialy. Juz to przerabialysmy, Harry.
Znowu zagrala muzyka. Wstalam i zalozylam kurtke.
– Czas spac.
– Nie. Naprawde. Ten facet przygladal ci sie caly czas, kiedy tanczylam. Widzialam go przez okno.
Spojrzalam w tamtym kierunku. Nikt nie pasowal do jej opisu.
– Gdzie?
Popatrzyla na twarze wokol baru, a potem przez swoje ramie, w drugim kierunku.
– Ja nie zartuje, Tempe – wzruszyla ramionami. – Teraz go nie widze.
– To pewnie jeden z moich studentow. Zawsze sie dziwia widzac mnie gdzies na miescie.
– Pewnie masz racje. On wygladal na zbyt mlodego jak dla ciebie.
– Dzieki.
Ryan przygladal nam sie jak dziadkowie patrzacy na swoje wnuki.
– Gotowa? – zapielam kurtke i zalozylam rekawiczki.
Harry spojrzala na swojego Rolexa i powiedziala dokladnie to, czego sie spodziewalam.
– Jest dopiero po polnocy. Czy nie moglybysmy…
– Ja wychodze, Harry. Moje mieszkanie jest kilka ulic stad, a klucze masz. Zostan, jesli chcesz.
Przez chwile nie wiedziala, co ma zrobic, a potem zwrocila sie do Ryana:
– Bedziesz tu jeszcze troche?
– Nie ma problemu, slonko.