O czwartej wiedzielismy o dwoch rzeczach: nikt nie slyszal o Domie Owensie i jego zwolennikach i nikt nie pamietal ani Heidi Schneider, ani Briana Gilberta.

Siedzac w wypozyczonym aucie Ryana patrzylismy na Bay Street. Po mojej stronie ludzie wychodzili i wchodzili do Palmetto Federal Banking Center. Popatrzylam na sklepy po drugiej stronie, w ktorych wlasnie bylismy. Kocie Miau. Kamienie i Kosci. Wiecej niz Bawelna. Taak. Beaufort rozkwitlo turystycznie.

Deszcz przestal padac, ale na niebie nadal wisialy ciemne i ciezkie chmury. Czulam sie zmeczona i zniechecona, i niezbyt pewna zwiazku Beaufort z St-Jovite.

Przed domem towarowym Upsitz czlowiek z tlustymi wlosami i twarza koloru ciasta chlebowego wymachiwal Biblia i krzyczal cos o Jezusie. W marcu zaczynal sie sezon na chodnikowe zbawienia, wiec cala scena nalezala do niego.

Sam opowiadal mi kiedys, jak walczyl z ulicznymi kaznodziejami. Do Beaufort zjezdzali od dwudziestu lat jak pielgrzymi do Mekki. W tysiac dziewiecset dziewiecdziesiatym trzecim roku wyrokiem sedziego aresztowano wielebnego Isaaca Abernathy za potepianie kobiet w szortach, nazywanie ich dziwkami i wykrzykiwanie o wiecznym potepieniu. Burmistrza i miasto straszono procesami, a Amerykanskie Stowarzyszenie Obrony Praw Cywilnych stawalo w obronie ewangelisty powolujac sie na Pierwsza Poprawke do Konstytucji. Sprawe rozpatrzyl Sad Apelacyjny w Richmond i kaznodzieje mogli nadal przybywac.

Przysluchiwalam sie, jak mezczyzna wyglasza tyrade na temat szatana, pogan i Zydow i poczulam, jak wlosy mi sie jeza na karku. Oburzaja mnie ci, ktorzy uwazaja siebie za rzecznikow Boga i jego nieomalze najblizszych, a niepokoja ci, ktorzy wykorzystuja Ewangelie w celach politycznych.

Starsza kobieta szerokim lukiem ominela kaznodzieje, a ja zastanawialam sie glosno, jaki to rodzaj zbawienia ofiarowal swoim zwolennikom Dom Owens. Spojrzalam na zegarek.

– Zbliza sie godzina obiadu – zauwazylam.

– Gdybysmy tam pojechali, to zastalibysmy ich pewnie przygotowujacych burgery z serem sojowym.

– Do spotkania z Bakerem mamy jeszcze poltorej godziny.

– Myslisz o tym, by zlozyc im niezapowiedziana wizyte?

– Lepsze to, niz siedziec tutaj.

Ryan juz siegal do stacyjki, kiedy cos go powstrzymalo. Spojrzalam w tym samym kierunku i zobaczylam Kathryn z Carliem w nosidelku na plecach. Obok niej szla starsza kobieta z dlugimi, ciemnymi warkoczami. Wiatr sprawial, ze spodnice przyklejaly im sie do bioder i nog. Zatrzymaly sie, towarzyszka Kathryn powiedziala cos do kaznodziei i wtedy znowu ruszyly w nasza strone.

Wymienilismy z Ryanem spojrzenia i szybko wyszlismy z samochodu. Kiedy podeszlismy do nich, przestaly rozmawiac i Kathryn sie do mnie usmiechnela.

– Jak wam idzie? – zapytala, odgarniajac z twarzy kosmyk kreconych wlosow.

– Nieszczegolnie – odparlam.

– Nie trafiliscie na nic konkretnego w sprawie tej zaginionej dziewczyny?

– Nikt jej nie pamieta. To dziwne, skoro spedzila tu co najmniej trzy miesiace.

Czekalam na jej reakcje, ale nawet wyraz twarzy sie nie zmienil.

– Gdzie pytaliscie?

Carlie sie poruszyl i Kathryn poprawila nosidelko.

– W sklepach, w spozywczych, aptekach, na stacjach benzynowych, w restauracjach, w bibliotece. Nawet w sklepie z zabawkami Boombears.

– Tak. Slusznie. Skoro spodziewala sie dziecka, mogla chodzic do sklepu z zabawkami.

Maly zakwilil, uniosl raczki i odchylil je do tylu, stopami naciskajac na plecy matki.

– Ktos sie obudzil – zauwazyla Kathryn, siegajac do tylu, by uspokoic syna. – I nikt jej nie rozpoznal?

– Nikt.

Carlie znowu dal o sobie znac, tym razem bardziej zdecydowanie i starsza kobieta wyciagnela go z nosidelka.

– O, przepraszam. To jest El. – Kathryn wskazala swoja towarzyszke.

Ryan i ja przywitalismy sie z nia. El skinela glowa, ale nic nie powiedziala, zajeta uspokajaniem malca.

– Moze zaprosimy panie na jakas cole czy kawe? – zaproponowal Ryan.

– Nie. Takie rzeczy tylko zaburzaja potencjal genetyczny. – Kathryn zmarszczyla nos, zaraz potem sie usmiechnela. – Ale chetnie napije sie soku. Carlie tez. – Wyciagnela reke do dziecka. – Potrafi byc nieznosny, kiedy nie jest szczesliwy. Doma nie nalezy sie spodziewac predzej niz za czterdziesci minut, prawda, El?

– Powinnysmy na niego zaczekac. – Kobieta mowila tak cicho, ze ledwie moglam ja zrozumiec.

– Oj, El, wiesz, ze sie spozni. Kupmy sok i usiadzmy na powietrzu. W przeciwnym razie Carlie cala powrotna droge bedzie nie do wytrzymania.

El juz otwierala usta, by cos powiedziec, ale w tej chwili maly sie odwrocil i zaplakal.

– Idziemy na sok – powiedziala Kathryn biorac go na rece i sadowiac powyzej biodra. – U Blackstone'a jest duzy wybor. Widzialam menu w oknie.

Weszlismy do delikatesow i ja poprosilam dietetyczna cole. Pozostali zgodnie wybrali soki i zabralismy swoje napoje na lawke na zewnatrz. Kathryn wyjela z torby maly koc, rozlozyla go u swoich stop i posadzila na nim dziecko. Potem wyjela butelke wody i maly, zolty kubek z okraglym dnem i zdejmowana pokrywka z otworkiem do picia. Wypelnila go do polowy swoim sokiem jagodowym Very Berry, dolala wody i podala go Carliemu. Chwycil go obiema raczkami i zaczal pic. Przygladalam mu sie, powrocily wspomnienia i to dziwne uczucie.

Swiat przestawal mi sie podobac. Ciala na Murtry. Wspomnienia z wczesnego dziecinstwa Katy. Ryan w Beaufort, ze swoim pistoletem i odznaka. Swiat wokol mnie byl dziwny, zdawal sie przestrzenia, w ktorej sie poruszalam, przeniesiona z innego miejsca i czasu; byl jednak obecny i drazniaco rzeczywisty.

– Powiedzcie mi o swojej grupie – poprosilam, z pewnym trudem wracajac do rzeczywistosci.

El spojrzala na mnie, ale nic nie powiedziala.

– Co chcecie wiedziec? – zapytala Kathryn.

– W co wierzycie?

– W poznanie naszych wlasnych umyslow i cial. W utrzymywanie naszej kosmicznej i molekularnej energii w czystosci.

– A co robicie?

– Robimy? – Pytanie chyba ja zdziwilo. – Produkujemy nasze wlasne jedzenie i nie jemy nic nieczystego. – Lekko wzruszyla ramionami. Sluchajac ja pomyslalam o Harry. Oczyszczenie przez diete. -…uczymy sie. Pracujemy. Spiewamy i gramy. Czasami sluchamy wykladow. Dom jest niezwykle inteligentny. Jest zupelnie czysty…

El poklepala ja po reku i wskazala kubek Carliego. Kathryn wziela go, wytarla otworek do picia w spodnice i podala kubek malemu. Dzieciak chwycil go i rzucil do stop matki.

– Jak dlugo mieszkasz z grupa?

– Dziewiec lat.

– A ile masz lat? – W moim glosie zabrzmialo ogromne zdziwienie.

– Siedemnascie. Moi rodzice przylaczyli sie do grupy, kiedy mialam osiem lat.

– A przedtem?

Pochylila sie i podala kubek dziecku.

– Pamietam, ze duzo plakalam. Czesto bylam sama. Zawsze zle sie czulam. Moi rodzice ciagle sie klocili.

– I?

– Kiedy przylaczyli sie do grupy, zaszla w nas zmiana. Dzieki oczyszczeniu.

– Jestes szczesliwa?

– Szczescie nie jest celem zycia. – Tym razem przemowila El. Jej glos byl gleboki i szepczacy, z bardzo lekkim akcentem, pochodzenia ktorego nie potrafilam zidentyfikowac.

– A co jest?

– Spokoj, zdrowie i harmonia.

– Czy jedynym sposobem na osiagniecie ich jest wycofanie sie ze spoleczenstwa?

– My tak uwazamy. – Jej twarz byla ciemna i pokryta glebokimi zmarszczkami, a oczy koloru mahoniu. – W spoleczenstwie zbyt wiele rzeczy odwraca nasza uwage. Narkotyki. Telewizja. Posiadanie. Panujaca miedzy ludzmi chciwosc. Na drodze stoja nasze wlasne przekonania.

Вы читаете Dzien Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату