– Nie.
Kiedy zaczal mowic, jego glos byl cichszy:
– Chlopcy Bakera znalezli cos na Swietej Helenie.
– Co?
Przeszyl mnie strach.
– List do Owensa. Ktos o imieniu Daniel pisze o Usprawnieniu Zycia Wewnetrznego. – Poczulam dlon na moim ramieniu. – Wyglada na to, ze ta organizacja byla im podlegla albo tez ludzie Owensa do niej przenikneli. Ta czesc nie jest zbyt jasna, ale pewne jest, ze uzywali UZW do rekrutacji.
– Moj Boze.
– List napisany zostal jakies dwa miesiace temu, ale nie wiadomo, skad przyszedl. I jest zbyt ogolnikowy. Niby cos ma byc gdzies dostarczone i ten Daniel obiecuje, ze sie tym zajmie.
– Jak? – Ledwie moglam mowic.
– Nie wiadomo. Nic innego tam nie ma. Tylko tyle. Przypomnial mi sie moj sen i strach scial krew w moich zylach.
– Oni maja Harry! – powiedzialam drzacymi ustami. – Musze ja odszukac!
– Znajdziemy ja.
Powiedzialam mu o telefonie Kita.
– Jasna cholera.
– Jak to jest mozliwe, ze ci ludzie sa przez lata niewidoczni, potem odkrywamy ich istnienie, a oni znikaja? – pytalam drzacym glosem.
Ryan odstawil kubek i oburacz obrocil mnie przodem do siebie. Tak mocno sciskalam w dloni gabke, ze wydawala ciche syczace dzwieki.
– Trudno wpasc na ich slad, bo oni maja ogromne zrodlo tajnych dochodow. Operuja jedynie gotowka i nic nie wskazuje na to, ze sa zaangazowani w cos nielegalnego.
– Z wyjatkiem morderstw! – Chcialam mu sie wyrwac, ale trzymal mnie zbyt mocno.
– Chce ci powiedziec, ze nie mozna ich powiazac ani z narkotykami, ani z kradziezami czy przekretami z kartami kredytowymi. Placa gotowka i nie ma dowodow na popelnienie zbrodni, tak wlasnie powstaje luka. – Patrzyl groznie. – Ale spieprzyli sprawe wlazac na moj teren i mam zamiar ich dopasc.
Uwolnilam sie z jego uscisku i rzucilam gabke na drugi koniec kuchni.
– Co powiedziala Jeannotte?
– Pojechalem do jej biura, potem do domu. Nie bylo jej ani tu, ani tu.
Nie zapomnij, ze sam nad tym pracuje. Ta burza sparalizowala cala prowincje.
– A czego dowiedziales sie o Jennifer Cannon i Amalie Provencher?
– Na uniwersytecie bredza cos o naruszaniu prywatnosci studentow. Nie wydadza nic bez nakazu sadowego.
Tego bylo juz za duzo. Minelam go i poszlam do sypialni. Kiedy pojawil sie w drzwiach, wlasnie zakladalam welniane skarpety.
– Co ty wyprawiasz?
– Musze zapytac Anne Goyette o pare spraw, a potem zamierzam znalezc moja siostre.
– Hola, bohaterko. Na zewnatrz wszystko pokrywa warstwa lodu.
– Poradze sobie.
– Ta swoja mazda?
Tak sie trzeslam, ze nie moglam zawiazac butow. Starannie odwiazalam supel i jeszcze raz przeciagnelam sznurowadlo przez dziurki. Potem zrobilam to samo z drugim butem, wstalam i obrocilam sie w strone Ryana.
– Nie zamierzam tak siedziec i pozwolic tym fanatykom zamordowac Harry. Moze i maja obsesje na punkcie samobojstwa, ale jej do tego nie zmusza. Z toba czy bez ciebie, mam zamiar ja odnalezc, Ryan. I to teraz!
Przez chwile po prostu sie na mnie gapil. Potem gleboko wciagnal powietrze, wypuscil je przez nos i otworzyl usta, by cos powiedziec.
Wlasnie wtedy swiatlo zamigotalo, przygaslo i po chwili zgaslo zupelnie.
33
Podloge w jeepie Ryana pokrywal rozmokly snieg. Wycieraczki chodzily w te i z powrotem, czasem obsuwajac sie na brylce lodu. W wachlarzach czystych kawalkow szyb widzialam miliony srebrzystych iskierek rzucanych przez swiatlo naszych reflektorow.
Dzielnica Censer-Yille byla ciemna i opustoszala. Nie palily sie tu ani latarnie uliczne, ani swiatla w oknach, nie bylo zadnych neonow czy sygnalizacji swietlnej. Jedynymi pojazdami na drodze byly policyjne wozy patrolowe. Zolta tasma oddzielala chodniki biegnace przy wysokosciowcach, z ktorych mogly spadac kawalki lodu. Ciekawe, ile ludzi sprobuje isc dzisiaj do pracy. Od czasu do czasu slychac bylo huk – to zamarznieta tafla roztrzaskiwala sie na chodniku. Krajobraz dookola przypomnial mi Sarajewo, ktore ogladalam w wiadomosciach, i wyobrazilam sobie moich sasiadow uwiezionych w zimnych i ciemnych pokojach.
Ryan jechal bardzo ostroznie; usztywnil ramiona i dlonmi kurczowo trzymal kierownice. Jechalismy wolno i rowno, stopniowo zwiekszajac predkosc i zwalniajac dobry kawalek przed skrzyzowaniami. Mimo to czasem zarzucalo tylem samochodu. Mial racje przyjezdzajac jeepem. Kola samochodow policyjnych raczej sie slizgaly niz toczyly.
Wleklismy sie rue Guy, potem skrecilismy na wschod w Docteur-Penfield. Budynek Montreal General nad nami jasnial swiatlem swojego wlasnego generatora. Dlon prawej reki zacisnelam na uchwycie, a lewa zwinelam w piesc.
– Zimno jak cholera. Dlaczego nie pada snieg? – zapytalam wkurzona. Nie potrafilam ukryc napiecia i strachu.
Ryan nie oderwal oczu od jezdni.
– W radiu mowili, ze cos tam sie dzieje na odwrot i na wysokosci chmur jest cieplej niz na ziemi. To wszystko spada w postaci deszczu, ale tu na dole zamarza. Waga tego lodu rozklada elektrownie.
– Kiedy ma to ustapic?
– Gosc od pogody twierdzi, ze utknelo i nie idzie w zadna strone.
Zamknelam oczy i skoncentrowalam sie na dzwiekach. Nadmuch. Wycieraczki. Wiatr. Moje bijace serce.
Samochod skrecil gwaltownie i otworzylam oczy. Puscilam zacisnieta dlon i wlaczylam radio. Glos byl uroczysty, ale dodawal otuchy. Wieksza czesc prowincji nie miala pradu, a w Hydro-Ouebec cale trzy tysiace pracownikow bylo w pracy. Beda pracowac na okraglo, ale nikt nie jest w stanie przewidziec, kiedy linie zostana naprawione.
Transformator obslugujacy Centre-Ville nie wytrzymal przeladowania, ale mial zostac naprawiony jako pierwszy. Filtry nie dzialaly i radzono mieszkancom, by gotowali wode.
Pomyslalam, ze ciezko zyc bez pradu.
Otwierano schroniska, a policjanci mieli chodzic po domach i szukac zaginionych starszych osob. Wiele drog zamknieto i kierowcom radzono, by zostali w domach.
Wylaczylam radio, desperacko zalujac, ze nie jestem w domu. Z siostra. Mysl o Harry spowodowala pulsowanie za lewym okiem.
Zignoruj bol glowy, Brennan, i pomysl. Na nic sie nie przydasz, jezeli nie bedziesz sie w stanie skupic.
Rodzina Goyette mieszkala w dzielnicy zwanej Plateau, wiec najpierw pojechalismy na polnoc, potem na wschod droga des Pins. Na wzgorzu swiatlami jasnial Royal Victoria Hospital. Ponizej nas w ciemnosciach tonal uniwersytet McGill, za nim miasto i wybrzeze, gdzie jedynym widocznym miejscem bylo Place Ville-Marie.
Ryan skrecil na polnoc na St-Denis. Zwykle pelno tu kupujacych i turystow, teraz na ulicach nie bylo nic z wyjatkiem lodu i wiatru. Wszystko pokrywala polprzezroczysta warstwa, zacierajac nazwy butikow i barow.
Na Mont-Royal znowu skierowalismy sie na wschod, a na Christophe Colomb na poludnie, a wieki pozniej zatrzymalismy sie przed budynkiem, ktorego adres podala mi Anna. To byl typowy dla Montrealu dom mieszczacy trzy mieszkania, z podjazdem i waskimi, metalowymi schodami siegajacymi pierwszego pietra. Ryan ustawil jeepa