Spojrzal na mnie, po czym strzepal popiol do zlewu. Odchylil sie do tylu i oparty o blat zaciagnal sie gleboko. Jego nogi siegaly do lodowki.

– Nie wiem. Do cholery, przeciez my nawet nie mamy pewnosci, kogo sploszylismy. St. Jacques to prawdopodobnie jego ksywa. Niezaleznie kto korzystal z tamtej nory i tak pewnie tam nie mieszkal. Wyglada na to, ze jego sasiadka widziala go tylko dwa razy. Tydzien prowadzilismy obserwacje te go miejsca i przez ten czas nikt tam nie wchodzil ani nie wychodzil.

Hmmmm. Zaciagniecie sie, wydech. Lyk drinka.

– W swojej kolekcji mial moje zdjecie. Wycial je i zaznaczyl X-em.

– No.

– Badz ze mna szczery.

Milczal przez chwile, po czym powiedzial:

– Ja bym stawial na niego. Zbieg okolicznosci wydaje sie zbyt nieprawdopodobny.

Zdawalam sobie z tego sprawe, ale wcale nie chcialam tego uslyszec. Co wiecej, w ogole nie chcialam sie zastanawiac, co z tego wynika. Wskazalam gestem na czaszke.

– Z ciala, ktore znalezlismy w St. Lambert?

– Coz, to twoja specjalnosc.

Wzial ostatniego macha, zgasil papierosa pod woda z kranu i rozejrzal sie za jakims miejscem, zeby polozyc niedopalek. Odepchnelam blat i otworzylam szafke z workiem na smieci. Kiedy sie prostowal, polozylam reke na jego przedramieniu.

– Ryan, myslisz, ze zwariowalam? Myslisz, ze przypuszczenie, ze to seryjny morderca to tylko wytwor mojej wyobrazni? Wyprostowal sie i wbil we mnie wzrok.

– Nie wiem. Po prostu nie wiem. Moze masz racje. Cztery martwe kobiety w ciagu dwoch lat, z ktorych wszystkie pocwiartowano albo rozcieto, albo i to, i to. Moze piata. Moze sa jakies podobienstwa w metodzie okaleczenia. Poza tym wciskanie przedmiotow w ciala. Ale to wszystko. Jak na razie, nie ma zadnych innych podobienstw. Moze sprawy sa powiazane. A moze nie. Moze krazy brygada sadystow, ktorzy dzialaja niezaleznie od siebie. Moze to St. Jacques zalatwil je wszystkie. A moze on po prostu lubi zbierac historie o wyczynach innych. Moze to jedna osoba, ale wcale nie on. Moze wlasnie teraz snuje plany dotyczace swojego kolejnego wyczynu. Moze ten sukinsyn wlasnie podrzucil czaszke pod twoim domem, a moze to wcale nie on. Nie wiem. Ale wiem, ze jakis chory dupek dzisiejszej nocy umiescil czaszke w twoich petuniach. Sluchaj, nie chce, zebys ryzykowala. Chce, zebys mi dala slowo, ze bedziesz ostrozna. Zadnych kolejnych wypadow.

Znowu ten ojcowski ton.

– To byla pietruszka.

– Co? – Powiedzial to bardzo ostro, zeby zniechecic mnie do dowcipkowania.

– To w takim razie chcesz, zebym co robila?

– Na razie, zadnych tajemniczych wycieczek. – Wskazal palcem na worek. – I powiesz mi, kto tam jest.

Spojrzal na zegarek.

– Jezu. Pietnascie po trzeciej. Nie jestem ci juz potrzebny?

– Nie. Dzieki, ze przyjechales.

– Nie ma sprawy.

Jeszcze raz sprawdzil telefon i system alarmowy, wzial plastikowy worek, po czym wypuscilam go frontowym wejsciem. Kiedy patrzylam, jak sie oddala, nie moglam nie zauwazyc, ze oprocz oczu, dzinsy korzystnie uwydatnialy cos jeszcze. Brennan! Za duzo herbaty. Albo za malo czegos innego.

Dokladnie o czwartej dwadziescia siedem znowu zaczal sie koszmar. Najpierw myslalam, ze mi sie sni, ze po prostu odtwarzam wczesniejsze wydarzenia. Ale w gruncie rzeczy, to ja tak naprawde nie zasnelam. Lezalam na lozku, starajac sie rozluznic i zebrac swoje mysli. Ale dzwiek, ktory uslyszalam, byl bez watpienia prawdziwy. Wiedzialam, co to za dzwiek i co to znaczy. Pisk systemu alarmowego oznaczal, ze otworzono ktores drzwi albo okno. Intruz wrocil i dostal sie do srodka.

Serce zaczelo walic mi jak mlotem i poczulam, ze wraca strach, najpierw duszacy i paralizujacy, po chwili jednak wyzwolil fale adrenaliny, co mnie natychmiast oprzytomnilo, ale nadal nie bardzo wiedzialam, jak sie zachowac. Co robic? Walczyc? Uciekac? Moje palce zacisnely sie na krawedzi koca. Bylam kompletnie zdezorientowana. Jak mu sie udalo przedostac kolo radiowozow? W ktorym jest pokoju? Noz! Byl na kuchennym blacie! Lezalam sztywno, rozwazajac rozne mozliwosci. Ryan sprawdzil telefony, ale chcialam spac spokojnie, wiec wylaczylam z gniazdka ten stojacy w sypialni. Czy zdolam znalezc kabel, namierzyc mala trojkatna wtyczke i zadzwonic, nim zostane zatakowana? Ryan mowil, ze gdzie stoja radiowozy? Jesli otworzylabym okno od sypialni i zaczelabym krzyczec, czy policjanci by mnie uslyszeli i zdazyli zareagowac na czas?

Nasluchiwalam jakichs symptomow ruchu w panujacej wokol mnie ciemnosci. Wlasnie! Ciche plasniecie. W przedpokoju? Wstrzymalam oddech. Siekaczami przygryzlam dolna warge.

Chrobot na marmurowej posadzce. Blisko przedpokoju. Czy to moze byc Birdie? Nie, ten dzwiek wywolalo cos znacznie ciezszego. Znowu!

Delikatne drapanie, jakby o sciane, a nie o podloge. Zbyt wysoko jak dla kota.

Przez glowe przebieglo mi wspomnienie z Afryki. Nocna jazda w Ambn seli. Lampart, zastygly w swiatlach reflektorow dzipa, przykucniety, z napn;

zonymi miesniami, wciagajacy nocne powietrze przez nos, bezglosnie zbliz;i jacy sie do niczego nie podejrzewajacej gazeli. Czy moj przesladowca byl podobnie jak on panem ciemnosci, ktory zmierza w strone mojej sypialni? Odcina mi drogi odwrotu? Co on robi? Dlaczego wrocil? Co powinnam zrobic? Na pewno cos! Nie lez tutaj i nie czekaj. Zrob cos!

Telefon! Sprobuje zadzwonic. Za oknami sa przeciez policyjne radiowozy. Dyzurujacy policjant sie z nimi skontaktuje. Czy uda mi sie dosiegnac do telefonu, nie zdradzajac swojej pozycji? Czy tak naprawde ma to jakies znaczenie?

Powoli unioslam koldre i ulozylam sie plasko na plecach. Szelest poscieli wydawal mi sie glosny jak grzmot.

Cos ponownie podrapalo sciane. Glosniej. Blizej. Jakby intruz zrobil sie pewniejszy siebie, jakby mniej juz mu zalezalo na ostroznosci.

Z zesztywnialymi miesniami i napietymi sciegnami zaczelam powolutku przesuwac sie na lewa strone lozka. Panujace w pokoju egipskie ciemnosci utrudnialy mi orientacje. Dlaczego zaciagnelam zaslone? Dlaczego odlaczylam ten telefon, zeby pospac chwile dluzej? Glupia. Glupia. Glupia. Znajdz kabel, znajdz wtyczke i w ciemnosci wystukaj 911. Sporzadzilam w myslach inwentarz rzeczy znajdujacych sie na szafce nocnej i wytyczylam droge, ktora powinna wybrac moja reka. Bede musiala zsunac sie na podloge, zeby dosiegnac mikrofonu w telefonie.

Kiedy juz bylam po lewej stronie lozka, unioslam sie na lokciach. Usilowalam przebic oczyma ciemnosci, ale udalo mi sie tylko namierzyc drzwi prowadzace do sypialni. Byly slabo podswietlone z tylu jakims urzadzeniem z zarzaca sie tarcza. W drzwiach nie bylo widac zadnej sylwetki.

Zachecona tym, spuscilam lewa noge z lozka i zaczelam ja bardzo powoli opuszczac ku podlodze. Wtedy w drzwiach mignal cien i moja noga zastygla w pol drogi, a wszystkie miesnie zesztywnialy mi ze strachu.

To juz koniec, pomyslalam. W swoim wlasnym lozku. Sama. Przed domem czterech gliniarzy, nieswiadomych niczego. Przed oczyma stanely mi tamte cztery kobiety, ich kosci, ich twarze, ich wypatroszone ciala. Przetykaczka. Figurka. Nie! krzyknal glos w mojej glowie. Nie ja. Prosze. Nie ja. Ile razy zdaze krzyknac, nim sie na mnie rzuci? Nim uciszy krzyki jednym pociagnieciem ostrza po moim gardle? Czy wystarczy, zeby zaalarmowac policjantow na zewnatrz?

Moje oczy szalenczo miotaly sie w te i z powrotem, jak slepia zwierzecia w potrzasku. Ciemna masa wypelnila przestrzen za szyba w drzwiach. Ludzka sylwetka. Lezalam niema, nieruchoma, nie bedac nawet w stanie dobyc z siebie swoich ostatnich krzykow.

Sylwetka zawahala sie, jakby niepewna swojego nastepnego ruchu. Byla zbyt rozmazana, zeby mozna zobaczyc jakies szczegoly. Widzialam tylko postac w drzwiach. Jedynych drzwiach. Boze! Dlaczego nie trzymam w domu pistoletu?

Minelo kilka strasznie dlugich sekund. Moze tamten nie widzi zarysu mojego ciala na brzegu lozka. Moze

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×