nitke na ziemi, po prostu wymieklam. Nie moglam uwierzyc, ze znowu tam byl. Nie wiedzialam, czy jest ciagle w srodku i wcale nie chcialam tego sprawdzac. Ucieklam i przyjechalam tutaj…

Kawalek po kawalku, opowiadala o minionych trzech tygodniach, mowiac o incydentach, ktore wlasnie jej sie przypominaly. Z czasem, w ciagu weekendu, kiedy dowiadywalam sie coraz wiecej, ukladalam sobie poszczegolne epizody w porzadku chronologicznym. Chociaz przesladujacy ja mezczyzna ani razu nie zachowal sie otwarcie agresywnie, jego poczynania jasno wskazywaly na to, ze robi sie coraz smielszy. Kiedy nadeszla niedziela zaczelam bac sie razem z nia.

Zdecydowalysmy, ze na razie zostanie u mnie, choc nie bylam pewna, na jaka ocene pod wzgledem bezpieczenstwa zasluguje moje mieszkanie. W sobote wieczorem zadzwonil Ryan, zeby mi powiedziec, ze radiowoz bedzie przed domem do poniedzialku. Kiwalam im glowa, kiedy wychodzilysmy na nasze spacery. Gabby myslala, ze sa tam z powodu wtargniecia do ogrodu. Nie wyprowadzalam jej z bledu. Musialam wzmacniac jej swiezo odzyskane poczucie bezpieczenstwa, a nie je burzyc.

Sugerowalam, zeby poinformowac policje o jej przesladowcy, ale ona uparcie odmawiala, bojac sie, ze wciagniecie ich w to mogloby skompromitowac jej dziewczyny. Podejrzewalam, ze obawiala sie stracic ich zaufanie i dostep do nich. Niechetnie, ale zgodzilam sie.

W poniedzialek zostawilam ja i poszlam do pracy. Miala zamiar wziac troche rzeczy ze swojego mieszkania. Zgodzila sie nie pokazywac w Main przez jakis czas i zdecydowala sie troche czasu poswiecic na pisanie. Do tego potrzebowala swojego laptopa i notatek.

Kiedy weszlam do swojego gabinetu, bylo po dziewiatej. Ryan juz dzwonil. Na kartce ktos nabazgral: “Mam nazwisko. AR'. Kiedy do niego zadzwonilam, nie zastalam go, wiec poszlam do laboratorium histologii, zeby dowiedziec sie czegos o souvenirze z mojego ogrodu.

Czaszka suszyla sie na blacie, oczyszczona i oznaczona, a brak miekkiej i kanki wyeliminowal koniecznosc gotowania. Z pustymi oczodolami i starannie wypisanym numerem LML, wygladala jak tysiac innych czaszek. Wpatrywalam sie w nia, przypominajac sobie, jakie wywolala we mnie przerazenie

Trzy dni wczesniej.

– Lokalizacja. Lokalizacja. Lokalizacja – powtarzalam do pustego laboratorium.

– Slucham?

Nie slyszalam, kiedy wszedl Denis.

– Cos, co mi kiedys powiedzial facet od nieruchomosci.

– Oui?

– Nasza reakcja czesto zalezy nie tyle od tego, co to jest, a raczej gdzie jest.

Wygladal na zdezorientowanego.

– Niewazne. Pobrales probki gleby, nim ja umyles?

– Oui. – Podniosl do gory dwie male, plastikowe fiolki.

– Dajmy je zbadac specjalistom.

Pokiwal glowa.

– Zrobiono rentgeny?

– Oui. Wlasnie wreczylem doktorowi Bergeronowi panoramiczne zdjecia szczek i reszty.

– Jest tutaj w poniedzialek?

– Jedzie na dwutygodniowe wakacje, wiec przyszedl skonczyc jakies sprawozdania.

– No to mamy szczescie. – Umiescilam czaszke w plastikowej tubie – Ryan mysli, ze zna nazwisko.

– O, oui? – Jego brwi strzelily w gore.

– Musial wstac dzisiaj razem z ptakami. Wiadomosc przyjeli w czasie nocnej zmiany.

– Nazwisko do szkieletu z St. Lambert czy tego twojego kumpla?

Wskazal na czaszke. Wyraznie wiesci juz sie rozniosly.

– Moze ma oba. Dam ci znac.

Ruszylam do swojego gabinetu, wstepujac po drodze do Bergerona. Rozmawial juz z Ryanem. Detektyw stwierdzil, ze jakas zaginiona osoba wydaje sie pasowac, wiec poprosil o “mandat du coroner', zeby moc uzyskac wglad do przedsmiertnych danych dotyczacych ofiary i ze juz tu jedzie.

– Wiadomo cos o niej?

– Rien. – Nic.

– Skoncze z czaszka przed lunchem. Jesli bedzie ci potrzebna, po prostu przyjdz.

Nastepne dwie godziny spedzilam oznaczajac rase, plec i wiek czaszki. Analizowalam cechy kosci twarzy i puszki mozgowej, zrobilam pomiary i przepuscilam dane przez komputer. Zgadzalismy sie. Byla to czaszka bialej kobiety. Jak szkielet z St. Lambert.

Okreslenie wieku bylo frustrujace. Moglam wnioskowac tylko ze stopnia zrosniecia szwow czaszkowych, co jest sposobem okreslania wieku nie budzacym zaufania. Komputer nie mogl sie na nic przydac. Ocenilam, w w momencie smierci mogla miec od niecalych trzydziestu lat do mniej wiecej trzydziestu pieciu. Moze czterdziesci. Znowu podobnie jak w przypadku kosci z St. Lambert.

Szukalam innych zbieznosci. Wielkosc ciala. Sila wiezadel miesniowych, Stopien zmian artretycznych. Stan kosci. Stopien ich zachowania. Wszystko sie zgadzalo. Bylam przekonana, ze jest to glowa, ktorej brakowalo w szkielecie znalezionym w Monastere St. Bernard, ale potrzebowalam dowodow. Przewrocilam czaszke do gory nogami, zeby przyjrzec sie jej podstawie.

Na kosci potylicznej, blisko miejsca, gdzie czaszka laczy sie z kregoslu- j pem, zauwazylam kilka naciec. W przekroju mialy ksztalt litery V i biegly i z gory na dol, wzdluz obwodu kosci. Pod Luxolampa wygladaly podobnie do sladow, ktore widzialam na dlugich kosciach. Chcialam miec pewnosc.

Zanioslam czaszke z powrotem do laboratorium histologii, umiescilam ja blisko mikroskopu i wyjelam pozbawiony glowy szkielet.

Wzielam szosty krag szyjny, polozylam go pod mikroskopem i ponownie uwaznie przyjrzalam sie nacieciom, ktore opisalam tydzien wczesniej. Potem zijelam sie czaszka i skoncentrowalam sie na nacieciach znaczacych jej tyl l podstawe. Slady byly identyczne, a rozmiary przekrojow pasowaly do siebie idealnie.

– Grace Damas.

Wylaczylam swiatlo i odwrocilam sie w strone, z ktorej dobiegal glos.

– Oui?

– Grace Damas – powtorzyl Bergeron. – Wiek trzydziesci dwa lata. Wedlug Ryana zaginela w lutym 92 roku.

Zaczelam liczyc. Dwa lata i cztery miesiace.

– To sie zgadza. Mamy cos jeszcze?

– Wlasciwie to nie pytalem. Ryan mowil, ze zajrzy tu po lunchu. Teraz najmuje sie czyms innym.

– Czy powiedziales mu, ze to ona?

– Jeszcze nie. Dopiero co skonczylem. – Spojrzal na kosci. – Masz cos?

– Pasuja. Chce zobaczyc, co goscie od sladow maja do powiedzenia na temat probek gleby. Moze uda nam sie czegos dowiedziec dzieki pylkom. Ale ja nie mam watpliwosci. Nawet slady naciec sa takie same. Zaluje, ze nie mam gornych kregow szyjnych, ale one i tak nie sa decydujace.

Grace Damas. Przez caly lunch chodzilo mi to nazwisko po glowie. Grace Damas. Numer piaty. Czy aby na pewno? Ile ich jeszcze znajdziemy? Wszystkie nazwiska mialam wyryte w pamieci, jak znaki wypalone na zadzie jalowek. Morisette-Champoux. Trottier. Gagnon. Adkins. A teraz kolejna.Damas.

O wpol do drugiej do mojego gabinetu wszedl Ryan. Bergeron juz potwierdzil tozsamosc ofiary. Powiedzialam mu, ze jest to czaszka od szkieletu, ktory znalezlismy.

– Co o niej wiesz? – spytalam.

– Miala trzydziesci dwa lata. Trojke dzieci.

– Chryste.

– Dobra matka. Wierna zona. Aktywna w kosciele. – Rzucil okiem na swoje notatki. – Mieszkala w St. Demetrius, kolo Hutchinson. Blisko Avenue du Parc i Fairmont. Pewnego dnia wyslala dzieci do szkoly. Od tamtego czasu nikt jej wiecej nie widzial.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×