stamtad pokoj wygladal na pusty. Czy mial latarke? Czy wlaczy swiatlo?

Moj umysl wyrwal sie z paralizu. Czego uczyli na lekcjach samoobrony? Biegnij, jesli mozesz. Nie moge. Jesli jestes przyparta do muru, walcz, aby wygrac. Gryz. Kluj palcami. Kop. Zran go! Zasada numer jeden: Nie pozwol mu znalezc sie na tobie! Zasada numer dwa: Nie daj mu sie zaskoczyc. Tak. Zaskocz go. Gdyby udalo mi sie dostac do ktorychs drzwi wyjsciowych, gliny z samochodu moglyby mnie uratowac.

Moja lewa noga byla juz na podlodze. Caly czas lezac na plecach, prawa noge tez zaczelam przesuwac ku krawedzi lozka, milimetr po milimetrze, okrecajac sie na posladkach. Obie nogi mialam juz na ziemi, kiedy sylwetka wykonala gwaltowny ruch i oslepilo mnie swiatlo.

Moja reka natychmiast powedrowala do oczu i rzucilam sie do przodu, desperacko probujac odepchnac intruza na bok i uciec z sypialni. Moja prawa noga zaplatala sie w przescieradle i jak dluga rozlozylam sie na dywanie. Szybko przeturlalam sie na lewo i podnioslam sie na czworaki, starajac sie znalezc twarza do atakujacego. Zasada numer trzy: Nigdy nie odwracaj sie plecami.

Postac stala caly czas po drugiej stronie pokoju, trzymajac reke na wlaczniku swiatla. Dopiero teraz miala twarz. Twarz zdradzajaca jakies wewnetrzne cierpienie, przyczyn ktorego moglam tylko sie domyslac. Twarz, ktora znalam. Wyraz mojej wlasnej twarzy zmienial sie jak w kalejdoskopie. Przerazenie. Rozpoznanie. Zmieszanie. Nasze oczy spotkaly sie i dlugo sie w siebie wpatrywalysmy. Zadna z nas sie nie ruszyla. Zadna nic nie mowila. Wpatrywalysmy sie w siebie uporczywie. Krzyknelam.

– Cholera, Gabby! Ty glupia suko! Co ty wyprawiasz? Co Ja ci zrobilam? Ty suko! Ty cholerna suko!

Usiadlam na pietach, polozylam rece na uda i nawet nie probowalam powstrzymac lez splywajacych mi po twarzy i szlochu wstrzasajacego cialem.

25

Kolysalam sie, szlochajac i krzyczac. Mowilam bezladnie, a w polaczeniu ze szlochem, moje slowa brzmialy zupelnie niespojnie. Wiedzialam, ze to moj glos, ale nie mialam sily, zeby go powstrzymac. Niezrozumialy belkot dobywal sie z moich ust, a ja kolysalam sie, szlochalam i krzyczalam.

Szybko szlochanie wygralo z krzykami i zredukowane zostalo do stlumionego chlipania. Po raz ostatni wzdrygnelam sie spazmatycznie, przestalam sie kolysac i przenioslam uwage na Gabby. Ona tez plakala.

Stala przy drzwiach, jedna reke zaciskala kurczowo na gniazdku, a druga przyciskala do piersi. Jej palce to sie zaciskaly, to rozluznialy. Jej piers opadala ciezko za kazdym razem, kiedy nabierala powietrza, a lzy splywaly jej po twarzy. Kwilila cicho i w ogole sie nie ruszala, jezeli nie liczyc tej jednej drzacej reki.

– Gabby? – Zalamal mi sie glos i wyszlo “-by?'.

Skinela sztywno glowa, a okalajace jej blada twarz dredy az podskoczyly, i Zaczela cicho chlipac, jakby starala sie powstrzymac lzy. Wygladalo na to, ze nie byla w stanie mowic.

– Jezu Chryste, Gabby! Zwariowalas? – wyszeptalam, bedac juz w stanie jako tako nad soba zapanowac. – Co ty tu robisz? Dlaczego nie zadzwonilas?

Chyba zastanawiala sie nad drugim pytaniem, ale probowala odpowiedziec na pierwsze.

– Musialam… z toba porozmawiac.

Po prostu wpatrywalam sie w nia. Staralam sie znalezc te kobiete przez, trzy tygodnie. Unikala mnie. Bylo wpol do piatej rano, a ona po prostu wlamala sie do mojego mieszkania i sprawila, ze postarzalam sie przynajmniej o dziesiec lat.

– Jak tu weszlas?

– Ciagle mam klucze. – Znowu lapczywie lapala oddech, ale tym razem juz ciszej i wolniej. – Od zeszlego lata.

Zdjela reke z gniazdka i pokazala klucz wiszacy na malym lancuszku. Czulam wzrastajacy we mnie gniew, ale wyczerpanie wzielo gore.

– Nie teraz, Gabby.

– Tempe, ja…

Poslalam je spojrzenie, ktore mialo ja zmrozic. W odpowiedzi spojrzala na mnie pytajaco, nie rozumiejac.

– Tempe, nie moge isc do domu.

Jej oczy byly ciemne i okragle, a cialo spiete. Wygladala jak antylopa odcieta od stada i zapedzona w slepy zaulek. Ogromna antylopa, niemniej jednak przerazona.

Bez slowa wstalam, z szafy w przedpokoju wyjelam recznik i posciel i polozylam je na lozku dla gosci.

– Porozmawiamy rano, Gabby.

– Tempe, ja…

– Rano.

Kiedy zasypialam, wydawalo mi sie, ze slysze, jak wystukuje jakis numer. Nie mialo to znaczenia. Jutro.

I rzeczywiscie rozmawialysmy. Calymi godzinami. Nad miseczkami z platkami kukurydzianymi i talerzami spaghetti. Saczac ogromne ilosci cappucino. Rozmawialysmy zwiniete w klebek na kanapie i w czasie dlugich spacerow po Ste. Catherine. To byl weekend slow, wiekszosc z nich wylewala sie Gabby. Najpierw bylam przekonana, ze po prostu sie rozkleila. W niedziela wieczorem nie bylam juz taka pewna.

Ekipa zjawila sie poznym rankiem w sobote. Z uprzejmosci najpierw zadzwonili, przyjechali bez fanfar i pracowali szybko i wydajnie. Przyjeli obecnosc Gabby jako rzecz normalna. Wsparcie przyjaciolki po przerazajacej nocy. Powiedzialam Gabby, ze ktos wtargnal do ogrodu, ale nie wspomnialam o glowie. Miala dosyc swoich zmartwien. Ekipa odjechala, zegnajac mnie podnoszacymi na duchu slowami:

– Niech sie pani nie martwi, doktor Brennan. Zlapiemy sukinsyna. Wszystko bedzie dobrze.

Sytuacja Gabby byla rownie nieprzyjemna jak moja. Jej byly informator zaczal ja sledzic. Byl wszedzie. Czasami widywala go na lawce w parku. Niekiedy sledzil ja na ulicach. W nocy krecil sie przy St. Laurent. Chociaz teraz nie zgadzala sie z nim rozmawiac, i tak caly czas kolo niej sie krecil. Trzymal sie z dala, ale nigdy nie spuszczal z niej oka. Podejrzewala, ze dwa razy byl w jej mieszkaniu.

Kiedy spytalam: “Gabby, jestes pewna?', tak naprawde mialam na mysli: “Gabby, zaczynasz sie sypac?'

– Zabral cos?

– Nie. Przynajmniej tak sadze. W kazdym razie nic nie zauwazylam. Ale Jestem pewna, ze grzebal w moich rzeczach. Wiesz, po czym to poznac. Niczego nie brakuje, ale wszystko jest troszke inaczej. Jakby poprzesuwane.

– Dlaczego nie odpowiadalas na moje telefony?

– Przestalam odbierac telefony. Dzwonil kilkanascie razy na dzien. a jak podnosilam sluchawke, to cisza. To samo z automatyczna sekretarka. Mnostwo rozlaczen. Po prostu przestalam jej uzywac.

– Dlaczego do mnie nie zadzwonilas?

– I co mialabym powiedziec? Jestem sledzona? Zrobilam z siebie ofiare? Nie potrafie sobie dac rady z wlasnym zyciem? Podejrzewam, ze gdybym go zaczela traktowac jak larwe, ktora jest, to przestalby sie mna interesowac Odwalilby sie i w poczwarke przeksztalcilby sie juz gdzies indziej…

Jej oczy zdradzaly udreczenie.

– Poza tym wiedzialam, co bys powiedziala. Sypiesz sie, Gabby. Pozwalasz, zeby twoje paranoje przejmowaly nad toba kontrole, Gabby. Potrzebu jesz pomocy, Gabby…

Poczulam wyrzuty sumienia, kiedy przypomnialam sobie, jak zakonczylam nasza ostatnia rozmowe telefoniczna. Miala racje.

– Moglas zadzwonic na policje. Daliby ci ochrone. – Juz kiedy to mowilam, zupelnie w to nie wierzylam.

– Niby tak.

Opowiedziala mi o piatkowej nocy.

– Wrocilam do domu kolo wpol do czwartej nad ranem i bylam pewna, ze ktos byl w mieszkaniu. Wykorzystalam stary sposob – przeciagnelam nitke przez zamek. Coz, kiedy zobaczylam, ze jej nie ma, zdenerwowalam sie. Bylam w calkiem niezlym humorze, bo przez caly wieczor nie widzialam plaza. Poza tym, dopiero co zmienilam zamki, wiec po raz pierwszy od kilku miesiecy nie balam sie o mieszkanie. Kiedy zobaczylam

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×