W odroznieniu od wiekszosci osiedli w Montrealu, to nie mialo swojej nazwy. Realizacja projektow majacych na celu odrodzenie miasta przeksztalcila czesc terenow nalezacych niegdys do Canadian National. Nieuzytki i szopy na narzedzia ustapily miejsca domom, grillowym ucztom w ogrodach i pomidorom. Byla to zadbana dzielnica zamieszkiwana przez klase srednia, ale nie miala szczescia do lokalizacji. Byla zbyt blisko od serca miasta, zeby uznac ja za prawdziwe przedmiescie, ale o ciut za daleko, zeby znalezc sie w modnym centrum. Nie byla ani stara, ani nowa. Byla funkcjonalna i wygodna, ale brakowalo jej renomy.

Zadzwonilam i czekalam. W goracym powietrzu unosil sie delikatny zapach swiezo skoszonej trawy i gnijacych odpadkow. Dwa domy dalej z rozpryskiwacza opadala lukiem woda na malutki trawnik. Wlaczyla sie klimatyzacja i zaczela konkurowac z jednostajnym sykiem rozpryskiwacza.

Kiedy otworzyl drzwi, przyszlo mi do glowy wyrosniete dziecko Gerbera. Byl lysiejacym blondynem, a pokrywajace srodek glowy wlosy skrecaly sie w loki opadajace mu na czolo. Jego policzki i broda byly zaokraglone i nalane, a nos krotki i zadarty. Byl postawnym mezczyzna, jeszcze nie grubym, ale wyraznie zmierzajacym w tym kierunku. Chociaz bylo bardzo goraco, ubrany byl w dzinsy i flanelowa koszule. Jak stary hippis.

– Monsieur Champoux, jestem…

Szeroko otworzyl drzwi i cofnal sie o krok, nie zwracajac najmniejszej uwagi na legitymacje, ktora mu pokazywalam. Ruszylam za nim waskim przedpokojem do waskiego salonu. Pokrywajace jedna ze scian akwaria nadawaly pokojowi nieco nieziemski wyglad. Po drugiej stronie pokoju zauwazylam blat, na ktorym pelno bylo malych sieci, pudelek z jedzeniem i innych rybnych gadzetow. Drzwi z zaluzjami miedzy szybami wychodzily na kuchnie. Zobaczylam zajmujacy srodek kuchni blat i odwrocilam wzrok.

Monsieur Champoux zrobil miejsce na sofie i gestem polecil mi usiasc. Sam usiadl na regulowanym krzesle.

– Monsieur Champoux – zaczelam znowu. – Jestem doktor Brennan z Laboratoire de Medecine Legale.

Urwalam, majac nadzieje, ze uda mi sie uniknac dalszych wyjasnien dotyczacych szczegolow mojej roli w sledztwie. Tak naprawde byla ona zadna

– Znalezliscie cos? Ja… To bylo tak dawno temu, ze juz w ogole nie po zwalam sobie o tym myslec. – Mowil do wylozonej parkietem podlogi. – Od smierci Francine minelo juz poltora roku, a od was nie mialem juz zadnej wiadomosci od ponad roku.

Zastanawialam sie, jak mu pasowalam do “was'.

– Odpowiadalem na tak wiele pytan, rozmawialem z tyloma ludzmi Z koronerem. Z glinami. Z prasa. Wynajalem nawet prywatnego detektywa Naprawde zalezalo mi na zlapaniu tego faceta. Ale wszystko na nic. Nigdy nie znalezli poszlak. Mozna okreslic czas jej zgonu co do godziny, wie pani? Koroner powiedzial, ze byla jeszcze ciepla. Ten maniak zabija moja zone, wychodzi i znika bez sladu. – Potrzasnal glowa z niedowierzaniem. – Czy w koncu cos macie?

W jego oczach widac bylo mieszanine udreki i nadziei. Poczulam straszne wyrzuty sumienia.

– Nie, monsieur Champoux, tak naprawde to nie. – Oprocz tego, ze byc moze jeszcze cztery kobiety padly ofiara tego samego zwierzecia. – Chcialabym tylko porozmawiac z panem o kilku szczegolach, zeby sprawdzic, czy czegos nie przeoczylismy.

Wyraz nadziei ustapil miejsca rezygnacji. Odchylil sie na krzesle, i czekal.

– Panska zona byla specjalista od zywienia?

Pokiwal glowa.

– Gdzie pracowala?

– Wlasciwie, to wszedzie. Pensje placil jej MAS, ale danego dnia mogla byc gdziekolwiek.

– MAS?

– Ministere des Affaires Sociales.

– Duzo jezdzila?

– Jej praca polegala na doradztwie spoldzielniom produkujacym zywnosc, przewaznie grupom imigrantow, radzila im, jak kupowac towary. Pomagala tym gosciom ze wspolnych kuchni, uczyla ich, jak przyrzadzac potni wy, ktore lubia tak, zeby bylo jednoczesnie tanio, ale i zdrowo. Pomagala im kupowac produkty, mieso i w ogole. Przewaznie hurtem. Caly czas odwiedzala te kuchnie, zeby miec pewnosc, ze sa odpowiednio prowadzone.

– Gdzie byly te wspolne kuchnie?

– Wszedzie. Parc Extension. Cote des Neiges. St. Henri. Littie Burgundy.

– Jak dlugo pracowala dla MAS?

– Jakies szesc, moze siedem lat. Przedtem pracowala w Montreal General. Tam miala duzo lepsze godziny pracy.

– Lubila swoja prace?

– O, tak. Uwielbiala ja. – Powiedzial to z trudem.

– Nie miala stalych godzin pracy?

– Nie, no miala. Pracowala caly czas. Rankami. Wieczorami. Takze w weekendy. Zawsze byly jakies problemy i to Francine je rozwiazywala. – Miesnie zuchwy to napinaly sie, to rozluznialy.

– Czy miedzy panem a panska zona dochodzilo do nieporozumien w zwiazku z jej praca?

Zamilkl na chwile, a potem powiedzial:

– Chcialem ja czesciej widywac. Wolalem, zeby caly czas pracowala w szpitalu.

– Czym pan sie zajmuje, panie Champoux?

– Jestem inzynierem. Buduje rozne rzeczy. Tylko w dzisiejszych czasach malo kto chce jeszcze cos budowac. – Usmiechnal sie smutno i przechylil glowe na bok. – Zwolniono mnie, w koncu…

– Przykro mi. Wie pan, dokad szla panska zona tego dnia, kiedy ja zamordowano?

Potrzasnal glowa.

– Prawie sie nie widzielismy w tamtym tygodniu. W jednej z tych ich kuchni wybuchl pozar i spedzala tam cale dnie i noce. Moze tam jechala, a moze jechala do jakiejs innej kuchni. Z tego, co wiem, nie prowadzila zadnego notatnika czy dziennika. Nie znaleziono niczego takiego w jej biurze, a ja tutaj tez nigdy niczego takiego nie widzialem. Mowila, ze miala zamiar obciac sobie wlosy. Cholera, moze wlasnie jechala do fryzjera… Spojrzal na mnie udreczonymi oczyma.

– Wie pani, jak ja sie czuje? Nie wiem nawet, jakie moja zona miala plany na dzien, w ktorym zmarla.

W tle cicho szumiala krazaca w akwariach woda.

– Czy mowila o czyms niezwyczajnym? O jakichs dziwnych telefonach? O obcym czlowieku, ktory przyszedl do domu? – Przyszla mi do glowy Gabby. – O kims na ulicy?

Znowu potrzasnal glowa.

– A powiedzialaby panu?

– Najprawdopodobniej tak, gdybysmy rozmawiali ze soba. Przez tamtych ostatnich kilka dni naprawde bylismy bardzo zajeci.

Sprobowalam z innej strony.

– To bylo w styczniu. Zimno. Drzwi i okna z pewnoscia byly zamkniete. Czy panska zona miala zwyczaj przekrecac w nich zamek?

– Tak. Nigdy nie lubila tutaj mieszkac, nie podobalo jej sie to, ze mieszka przy samej ulicy. Namowilem ja, zeby kupic ten dom, ale ona wolala wiezowce z systemami alarmowymi albo strozami. Kreci sie tutaj calkiem sporo podejrzanych typow i zawsze czula sie troche nerwowo. Dlatego wlasnie mielismy sie przeprowadzic. Lubila wieksza przestrzen i maly ogrodek z domem, ale tak naprawde nigdy nie przyzwyczaila sie do mieszkania tutaj. Jej praca wiazala sie z bywaniem w roznych nieprzyjaznych dzielnicach, wiec kiedy wracala do domu, chciala sie czuc bezpieczna. Nietykalna. Tak mowila. Nietykalna. Rozumie pani?

Tak. O tak.

– Kiedy po raz ostatni widzial pan swoja zone, monsieur Champoux?

Wzial gleboki oddech i wypuscil powietrze.

– Zostala zamordowana w czwartek. Poprzedniego dnia pracowala do pozna w noc, z powodu tego pozaru, wiec kiedy wrocila do domu, bylem juz w lozku.

Spuscil glowe i znowu zaczal mowic do parkietu. Na jego policzkach pojawily sie rumience.

– Przyszla do lozka po calym dniu pracy i chciala mi opowiedziec, gdzie byla i co robila. Nie chcialem tego sluchac.

Widzialam, jak pod koszula jego piers wznosi sie i opada.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×