– Czy moze mi pani powiedziec cos o tych kilku ostatnich tygodniach? Czy Chantale w jakikolwiek sposob zmienila swoje zwyczaje? Czy miala jakies dziwne telefony? Zaprzyjaznila sie z kims?

Jej glowa ruszala sie powoli w przeczacym gescie. Nie.

– Miala trudnosci z nawiazywaniem przyjazni?

Nie.

– Miala pani jakies zastrzezenia wobec jakichs jej przyjaciol?

Nie.

– Miala chlopaka?

Nie.

– Chodzila na randki?

Nie.

– Miala problemy w szkole?

Nie.

Zla metoda przesluchiwania. Musze sprawic, zeby to swiadek mowil a nie ja.

– A ten dzien? Ten dzien, kiedy Chantale zniknela? Spojrzala na mnie, ale z jej oczu nie mozna bylo nic wyczytac.

– Moze mi pani powiedziec, co sie wydarzylo tego dnia? Wziela lyk lemoniady, przelknela z namyslem i odstawila szklanke na stol. Z namyslem.

– Wstalysmy kolo szostej. Zrobilam sniadanie. – Tak mocno sciskal, i szklanke, ze balam sie, iz peknie. – Chantale wyszla do szkoly. Z przyjaciel mi jezdzili tam kolejka, bo szkola jest w Centre-ville. Mowia, ze byla na wszystkich lekcjach. A potem nie…

Podmuch wiatru zmarszczyl firanke wiszaca na oknie.

– Nie wrocila do domu.

– Czy miala tego dnia jakies specjalne plany?

– Nie.

– Czy normalnie wracala do domu prosto po lekcjach?

– Przewaznie.

– Czy spodziewala sie pani jej powrotu do domu tamtego dnia?

– Nie. Miala sie spotkac z ojcem.

– Czesto sie z nim spotykala?

– Tak. Dlaczego musze odpowiadac na te pytania? To bez sensu. Juz to wszystko powiedzialam detektywom. Dlaczego musze w kolko powtarzac to samo? Na nic sie to nie zda. Wtedy sie nie zdalo, to teraz tez nic z tego nic i bedzie.

Jej oczy przeswidrowaly mnie i prawie czulam jej cierpienie.

– Wie pani co? Przez caly ten czas, kiedy wypelnialam formularze osob zaginionych i odpowiadalam na pytania, Chantale byla juz niezywa. Lezala porozrzucana w kawalkach. Sztywna.

Spuscila glowe i jej szczuple ramiona wzdrygnely sie. Miala racje. Nic nie mielismy. Poruszalam sie po omacku. Uczyla sie zapomniec o swoim bolu, sadzic pomidory i zyc, a ja sie nad nia pastwilam i zmuszalam do ekshumacji.

Badz ludzka. Wynos sie.

– No dobrze, pani Trottier. Skoro pani nie pamieta wiecej szczegolow. to pewnie znaczy, ze nie sa one wazne.

Zostawilam moja wizytowke z prosba taka, jak przedtem. Niech pani zadzwoni, jak sie pani cos przypomni. Bardzo watpilam, ze zadzwoni.

Drzwi Gabby byly zamkniete, kiedy przyjechalam do domu, a w jej pokoju bylo cicho. Pomyslalam, zeby zajrzec do srodka, ale oparlam sie pokusie. Potrafi byc bardzo wrazliwa na punkcie swojej prywatnosci. Polozylam sie do lozka i usilowalam czytac, ale w glowie caly czas slyszalam slowa Genevieve Trottier. Deja mort. Juz niezywa. Champoux uzyl tego samego sformulowania. Tak. Juz niezywa. Piec razy. Taka byla smutna prawda. Podobnie jak Champoux, ja tez mialam swoje mysli, ktore nie chcialy lezec spokojnie w mojej glowie.

27

Obudzily mnie poranne wiadomosci. 5 lipca. Nawet nie zauwazylam, ze byl Dzien Niepodleglosci. Nie zjadlam tradycyjnej szarlotki. Nie bylo “Gwiazdzistego sztandaru'. Ani jednego ognia sztucznego. Jakos przygnebila mnie ta mysl. Kazdy Amerykanin wszedzie na swiecie, czwartego lipca powinien jakos uczcic. Ja pozwolilam sobie stac sie kanadyjskim obserwatorem kultury amerykanskiej. Postanowilam wiec, ze gdy jakis nasz amerykanski zespol przyjedzie tu na mecz, pojde na stadion mu kibicowac.

Wzielam prysznic, zrobilam kawe i tosty, po czym przerzucilam Gazette. Nie konczaca sie dyskusja o secesji. Co by sie stalo z gospodarka? Z autochtonami? Z anglojezycznymi mieszkancami? Czesc ogloszeniowa jasno swiadczyla o obawach zwiazanych z referendum. Wszyscy sprzedaja, a nikt nie chce kupic. Moze powinnam wrocic do Stanow. Co ja tu wlasciwie robie?

Brennan. Dosc tego. Jestes nie w sosie, bo musisz zabrac samochod do warsztatu.

To prawda. Nienawidze zalatwiania roznych spraw. Tych drobiazgow, bez ktorych nie mozna funkcjonowac w technologicznie zaawansowanym kraju pod koniec drugiego tysiaclecia. Paszport. Prawo jazdy. Pozwolenie na prace. Podatek dochodowy. Szczepionka przeciw wsciekliznie. Pranie chemiczne. Wizyta u dentysty. Badanie cytologiczne. Moja metoda: odkladac tak dlugo, az sie da. Dzisiaj samochod musi trafic do przegladu.

Jesli chodzi o podejscie do samochodu, to jestem cora Ameryki. Jak go nie mam, czuje sie nieswojo, skrepowana i czegos mi brakuje. Jak zdolam uciec w razie inwazji? A jak bede miala ochote wyjsc wczesniej z przyjecia albo zostac tak dlugo, ze metro juz nie bedzie kursowalo? Pojechac na wies? Przewiezc stolik? Musze miec cztery kolka. Ale nie jestem balwochwalca. Chce samochodu, ktory zapali, kiedy przekrece kluczyk w stacyjce, dowiezie mnie, gdzie chce, bedzie to robil przynajmniej przez dziesiec lat i nie bedzie trzeba sie z nim specjalnie cackac.

Z pokoju Gabby nadal nie dochodza zadne dzwieki. Musze byc dla niej mila. Spakowalam manatki i wyszlam.

O dziewiatej samochod byl w warsztacie, a ja w metrze. Godziny rannego szczytu juz minely i kolejka byla stosunkowo pusta. Bylam znudzona, wiec wodzilam wzrokiem po reklamach. Zobacz przedstawienie w Le Theatre St. Denis. Podnies swoje kwalifikacje w Le College O'Sullivan. Kupuj dzinsy w Guess, perfumy Chanel w La Baie, ubrania u Benettona.

Potem oczy powedrowaly do planu metra. Kolorowe linie przecinaly sie jak srebrne kreski na glownej plycie komputera, biale kropki znaczyly stacje.

Moja trasa biegla wzdluz zielonej linii od Guy-Concordia do Papineau. Pomaranczowa linia okrazala gore, z polnocy na poludnie po jej wschodniej stronie, potem przez jakis czas ze wschodu na zachod pod zielona linia, po czym w zachodniej czesci miasta znowu z polnocy na poludnie. Zolta linia nurkowala pod rzeka i wynurzala sie na Ile Ste. Helene i na Longueuil na poludniowym brzegu. Duza kropka. Duzy punkt przesiadkowy.

Pociag stukotal cicho, jadac przez swoj podziemny tunel. Policzylam, za ile przystankow musze wysiasc. Siedem kropek.

Zachowanie nerwicowe, Brennan. Moze chcesz umyc rece?

Oczy wedrowaly na polnoc po pomaranczowej linii, a ja wyobrazalam sobie zmieniajacy sie krajobraz miasta. Berri-UQAM. Sherbrooke. Mount Royal. W koncu, Jean-Talon. Isabelle Gagnon mieszkala w tej dzielnicy.

O?

Poszukalam wzrokiem dzielnicy, w ktorej mieszkala Margaret Adkins. Zielona linia. Jaka stacja? Pie IX. Policzylam ilosc stacji od Berri-UQAM. Szesc na wschod.

A ile do Gagnon? Z powrotem na pomaranczowa linie. Szesc.

Delikatne wloski zaczely swedziec mnie na karku.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×