Zjawilam sie, nie wiedzac, czego sie spodziewac, a na pewno nie spodziewalam sie tego, co zastalam. Kolo LaManche'a siedzieli Ryan, Bertrand, Claudel, Charbonneau i dwoch detektywow z St. Lambert. Kierownik laboratorium, Stefan Patineau, siedzial na koncu stolu, a prokurator po jego prawej stronie.

Kiedy weszlam, wstali jak jeden maz, sprawiajac, ze o malo co nie zaslablam z niepokoju. Uscisnelam reke Patineau i prokuratorowi. Inni skineli mi glowa, zachowujac neutralny wyraz twarzy. Chcialam wyczytac cos z oczu Ryana, ale nie patrzyl na mnie. Kiedy usiadlam na jedynym wolnym krzesle, rece mialam wilgotne, a w brzuchu czulam znajoma slabosc. Czy to spotkanie zostalo zwolane, zeby dyskutowac na moj temat? Zeby przyjrzec sie oskarzeniom wysunietym przez Claudela?

Patineau nie tracil czasu. Specjalna brygada jest w trakcie organizacji Mozliwosc, ze mamy do czynienia z seryjnym morderca, bedzie rozpatrywana ze wszystkich mozliwych stron, we wszystkich podejrzanych sprawach bedzie prowadzone dochodzenie, kazda poszlaka bezwzglednie sprawdzana. Znani policji przestepcy seksualni beda zatrzymani i przesluchani. Szesciu obecnych tu detektywow bedzie zajmowac sie tylko i wylacznie ta sprawa, Ryan bedzie koordynatorem. Ja bede nadal zajmowac sie swoja praca, ale bede rowniez niejako z urzedu czlonkiem zespolu. Na dole wygospodarowano miejsce, dokumenty i wszystkie potrzebne materialy sa juz tam przenoszone. Branych pod uwage jest siedem spraw. Pierwsze zebranie brygady specjalnej odbedzie sie dzis po poludniu. Bedziemy informowac monsieur Gauvreau i prokurature o wszelkich postepach w sledztwie.

Tak po prostu. I tyle. Wrocilam do swojego gabinetu bardziej zadziwiona, niz podniesiona na duchu. Dlaczego? Kto? Przez prawie miesiac staralam sie wszystkich przekonac, ze mamy do czynienia z seryjnym morderca. Coz sie takiego nagle wydarzylo, ze przyjeto te wersje? I siedem spraw? Jakie sa te dwie pozostale?

Po co sie pytac, Brennan? I tak sie dowiesz.

I rzeczywiscie, dowiedzialam sie. O wpol do drugiej weszlam do duzej sali na drugim pietrze. Na srodku staly kolo siebie cztery stoly, a wzdluz jednej ze scian znalazly sie tablice z dykty i przenosne, szkolne tablice. Detektywi stali w grupce z tylu sali, jak kupujacy w budce na targach. Przygladali sie tablicy z dykty, na ktorej wisialy znajome plany Montrealu i metra z wystajacymi z nich kolorowymi pinezkami. Obok stalo siedem tablic, a na gorze kazdej z nich wisialo nazwisko kobiety i zdjecie. Piec z nich znalam rownie dobrze jak wlasna rodzine, ale dwoch pozostalych nie.

Claudel zaszczycil mnie kontaktem wzrokowym przez jakies pol sekundy, a inni powitali mnie serdecznie. Wymienilismy uwagi o pogodzie, po czym podeszlismy do stolu. Ryan rozdal kazdemu formularze, biorac je ze stosu lezacego na srodku stolu, po czym od razu przeszedl do rzeczy.

– Wszyscy wiecie, dlaczego tu jestescie i wszyscy znacie sie na swojej pracy. Chce tylko, zeby nie bylo watpliwosci w kilku sprawach.

Spojrzal po naszych twarzach, po czym wskazal gestem na stos skoroszytow.

– Chce, zeby kazdy przejrzal te dokumenty. Przeryl sie przez nie i strawil wszystko, co tam jest. Wprowadzamy dane do komputera, ale zajmuje to duzo czasu, wiec jak na razie bedziemy pracowac tradycyjnie. Jesli uwazacie, ze cos jest wazne w sprawie ktorejs z ofiar, cokolwiek, powinno sie to znalezc na tablicy.

Kiwanie glowami.

– Dzisiaj dostaniemy zaktualizowana liste zboczencow. Podzielcie ja miedzy siebie, przycisnijcie tych gosci, zobaczcie, co porabiali.

– Przewaznie kisza sie we wlasnym sosie. – To byl Charbonneau.

– Moze wlasnie ktos ma juz dosyc tej nudy i chce sie rozerwac w niekonwencjonalny sposob.

Ryan spojrzal na nas po kolei.

– Jest absolutnie niezbedne, zebysmy pracowali jako zespol. Zadnych jednostek. Zadnych bohaterow. Rozmawiac. Wymieniac informacje. Wymieniac pomysly. W ten sposob namierzymy tego sukinsyna.

– Jesli jest jeden. – To Claudel.

– Jesli nie, Luc, oczyscimy cale miasto i zlapiemy cala zgraje sukinsynow. Wyjdzie to tylko na zdrowie.

Claudel spuscil kaciki ust i szybkimi ruchami narysowal na swojej podkladce kilka krotkich linii.

– Bardzo wazna sprawa jest tez bezpieczenstwo – ciagnal Ryan. – Zadnych przeciekow.

– Patineau oglosi powstanie naszego kolka? – Charbonneau.

– Nie. W pewnym sensie pracujemy tajnie.

– Jak ludzie uslysza o seryjnym mordercy, to padnie im na mozg. Dziwne, ze jeszcze sie nie dowiedzieli. – Znowu Charbonneau.

– Jak widac prasa nie zauwazyla zwiazku miedzy morderstwami. Nie pytajcie mnie, dlaczego. Patineau chce, zeby na razie zostalo tak, jak jest. Potem moze sie to zmienic.

– Prasa ma pamiec komara. – Bertrand.

– Eee, mowisz o poziomie inteligencji.

– Co ty, komarom by nie dorownali.

– No dobra, dobra. Zaczynamy. Oto na czym stoimy.

Ryan strescil kazda sprawe. Sluchalam w milczeniu, jak przedstawia moje pomysly, czasami nawet uzywajac tych sformulowan, co ja, a reszta notuje na formularzach. Pojawily sie nawet niektore uwagi Dobzhanskyego, ale przekazane przez mnie.

Okaleczenie. Penetracja narzadow plciowych. Ogloszenia o sprzedazy i nieruchomosci. Stacje metra. Wiec jednak ktos sluchal. Co wiecej, ktos to nawet sprawdzal. Sklep miesny, w ktorym pracowala kiedys Grace Damas, byl bardzo blisko St. Laurent. Blisko mieszkania St. Jacquesa. Blisko stacji metra Berri-UQAM. Pasowalo. Czyli zgadza sie w czterech przypadkach na piec. To to przewazylo szale. To i J.S.

Po naszej rozmowie Ryan przekonal Patineau, zeby wyslac oficjalne zlecenie do Quantico. J.S. zgodzil sie uznac przypadki z Montrealu za sprawa pierwszorzednej wagi. Niezliczona ilosc faksow dostarczyla mu danych, ktorych potrzebowal, i Patinaeu otrzymal psychologiczny profil mordercy trzy dni pozniej. Zadzialalo. Patineau zdecydowal sie dzialac. Voila. Brygada specjalna.

Ulzylo mi, ale czulam sie tez zlekcewazona. Wykorzystali moja prace, ale, pozwolili mi sie niepokoic. Kiedy wchodzilam na tamto zebranie, obawialam sie krytyki swojej osoby, a nie milczacej aprobaty dla dobrze wykonanej roboty. I tak dobrze sie stalo. Uspokoilam glos, zeby zamaskowac gniew.

– I czego kaze nam szukac Quantico?

Ryan wyjal ze stosu cienki skoroszyt, otworzyl go i zaczal czytac.

– Mezczyzna. Bialy. Francuskojezyczny. Prawdopodobnie wyksztalcenie nie wyzsze niz srednie. Prawdopodobnie ma na koncie NPSy…

– C'est quoi, fa? – Bertrand.

– Nieprzyjemne przestepstwa seksualne. Podgladactwo. Obsceniczne telefony. Obnazanie sie.

– Drobne przyjemnostki. – Claudel.

– Lalkarz. – Bertrand.

Claudel i Charbonneau zachneli sie.

– Cholera. – Claudel.

– Moj pacjent. – Charbonneau.

– Kto to jest lalkarz? – Kettiering z St. Lambert,

– To plaz, ktory wlamuje sie do mieszkan po to, zeby wypchac kobieca pizame, zrobic z niej lalke czy kukle i ja potem pociac. Rozpracowuje goscia juz od pieciu lat.

Ryan ciagnal dalej, wybierajac niektore sformulowania z raportu.

– Drobiazgowo planuje zbrodnie. Prawdopodobnie ucieka sie do podstepu, zeby zblizyc sie do ofiary. Byc moze temu sluza nieruchomosci. Prawdopodobnie zonaty…

– Pourquoi? – Rosseau z St. Lambert.

– Chodzilo o kryjowke. Nie moze sprowadzac ofiar do zoneczki.

– Albo mamusi. – Claudel.

Ciag dalszy raportu.

– Prawdopodobnie najpierw wybiera i przygotowuje odosobnione miejsca.

– Ta nora? – Kettiering, St. Lambert.

– Ee, Gilbert spryskal ja cala Lummolem. Gdyby byla tam jakas krew, wszystko by sie wydalo. – Charbonneau.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×