— Masz na to jakichs swiadkow? — spytal Measure.
— Swiadkow czego? Jak moge miec swiadkow, ze cos sie nie zdarzylo? Wszyscy sa moimi swiadkami, bo wszyscy nie widzieli, zebym to robil.
— Ale Amy twierdzi, ze tak bylo. A tylko ty wiesz, czy ona klamie, czy nie. Czyli albo ona jest zwykla klamczucha, a ty zostales niewinnie oskarzony, albo ona jest biedna, oklamana i uwiedziona dziewczyna ze zlamanym sercem, a ty jestes draniem, ktory ja wykorzystal, a teraz nie umie sie przyzwoicie zachowac. I nikt nie udowodni jednej ani drugiej wersji.
— Czyli nawet wy mi nie wierzycie?
— Alez wierzymy — zapewnil ojciec. — Myslisz, zesmy tu powariowali? Ale nasza wiara to zaden dowod. Measure czytal prawo i nam to wytlumaczyl.
— Prawo? — zdziwil sie Alvin.
— Zanim jeszcze wrociles z Hatrack River. Teraz tez od czasu do czasu. Ktos w rodzinie powinien sie troche znac na prawie.
— Ale czy naprawde myslisz, ze moze dojsc do procesu?
— Moze — rzekl Measure. — Tak mowia Sumpowie. Sciagneli sobie prawnika z Carthage City, zamiast pojsc do ktoregos z adwokatow, ktorzy urzeduja w Vigor Kosciele. Sporo rozglosu.
— Przeciez nie moga mnie za nic skazac!
— Zlamanie przyrzeczenia. Czyny lubiezne z dzieckiem. Wszystko zalezy, ilu sedziow przysieglych uzna, ze nie ma dymu bez ognia.
— Czyny lubiezne z…
— Przestepstwo karane smiercia, zgadza sie — potwierdzil Measure. — A slyszalem, ze taki zarzut chca ci postawic Sumpowie.
— To niewazne, czy cie skaza, czy nie — stwierdzil Bajarz.
— Dla mnie wazne — oswiadczyla mama.
— Tak czy inaczej, wiesci pojda w swiat. Alvin tak zwany Stworca wykorzystuje mlode dziewczatka. Nie mozesz dopuscic do procesu.
Alvin natychmiast zrozumial, ze takie plotki, taki rozglos, jaki da mu proces, zniszczy jego dzielo. Nikt juz nie zechce uczyc sie Stwarzania w Vigor Kosciele.
Co prawda nauczanie i tak nie szlo mu dobrze…
— Panna Larner… — wymruczal.
— Zgadza sie — mruknal Bajarz. — Ostrzegla cie. Albo odejdziesz zaraz z wolnej woli, albo pozniej z przymusu.
— Dlaczego ma porzucac wlasny dom tylko dlatego, ze jakas napalona klamczucha… — Glos mamy ucichl.
Alvin siedzial w milczeniu i myslal o wlasnej glupocie.
— Chyba bylem durniem, ze nie posluchalem panny Larner. — Zamknal oczy i wyprostowal sie. — Jest tez inne wyjscie. Wcale nie musze odchodzic.
— Jakie? — spytal Measure.
— Moge sie z nia ozenic.
— Nie! — krzykneli chorem mama i ojciec.
— Moze od razu podpiszesz przyznanie sie do winy — zaproponowal Armor-of-God.
— Nie mozesz sie z nia ozenic — oswiadczyl Measure.
— Jesli ona tego wlasnie chce… Zaloze sie, ze powie „tak”, a jej rodzice tez pewnie sie zgodza.
— Zgodza sie… i beda toba pogardzac az do smierci — dodal ojciec.
— W porownaniu z czyms takim nie ma co myslec o twojej reputacji, co ludzie powiedza i w ogole — dodal Measure. — Pomysl: budzic sie co rano, widziec przy sobie w lozku Amy Sump i wiedziec, ze jedynym powodem jej obecnosci jest fakt, ze cie oczernila… Powiedz, jaki dom stworzycie dla was dwojga i dla dzieci?
Alvin zastanawial sie przez chwile, wreszcie skinal glowa.
— Rzeczywiscie, malzenstwo chyba nie jest najlepszym rozwiazaniem. Raczej wywola mase nowych problemow.
— Dobrze — westchnal ojciec. — Balem sie, ze wychowalismy glupka.
— Czyli wymkne sie jak zlodziej i wszyscy pomysla, ze Amy mowila prawde, a ja ucieklem.
— Niekoniecznie — sprzeciwil sie Measure. — Powiemy, ze odszedles, bo twoja praca jest zbyt wazna, zeby odkladac ja przez takie bzdury. Wrocisz, kiedy Amy zacznie mowic prawde, a poki co bedziesz studiowal te… no, cokolwiek. Bedziesz sie czegos uczyl.
— Uczyl sie budowac Krysztalowe Miasto — szepnal Bajarz.
Wszyscy spojrzeli na niego.
— Bo przeciez nie wiesz jak, prawda? Taki byles zajety przerabianiem tych ludzi na Stworcow, a sam nawet nie wiesz, czym naprawde jest Krysztalowe Miasto ani jak je wznosic.
— To fakt. — Alvin pokiwal glowa.
— Czyli… to nawet nie klamstwo. Naprawde duzo jeszcze musisz sie nauczyc, a za dlugo juz zwlekasz. Jestes nawet wdzieczny Amy, bo ci pokazala, ze minelo za duzo czasu. Measure dobrze sie uczyl. Tak wyprzedza pozostalych, ze moze prowadzic lekcje pod twoja nieobecnosc. A ze jest juz zonatym mezczyzna, zadne pannice nie beda do niego wzdychaly.
— No, nie wiem — zaprotestowal Measure. — Jestem slodziutki.
— Bajarzu, spakowales juz moja sakwe? — spytal Alvin.
— Nie potrzebujesz duzo bagazu — odparl Bajarz. — Lepiej podrozowac szybko i bez obciazen. Moim zdaniem tylko jedno brzemie musisz zabrac: pewne narzedzie rolnicze.
— Nie moge go tutaj zostawic?
— To niebezpieczne. Niebezpieczne dla twojej rodziny, jesli rozejdzie sie plotka, ze Stworca odszedl, ale zostawil zloty plug w domu.
— Ale to niebezpieczne dla Alvina, jesli pojdzie plotka, ze zabral go ze soba — wtracila mama.
— Nikt na tej planecie nie jest bezpieczniejszy niz Alvin, jesli tylko chce — uspokoil ja Measure.
— Czyli mam tylko wyjac plug, zapakowac do worka i ruszac?
— To chyba najlepszy plan — przyznal Armor-of-God. — Chociaz zaloze sie, ze mama dolozy ci jeszcze solone mieso i ubranie na zmiane.
— I mnie.
Wszyscy spojrzeli na zrodlo cienkiego, piskliwego glosiku.
— Zabiera mnie ze soba — wyjasnil Arthur Stuart.
— Bedziesz mu tylko przeszkadzal, chlopcze — zaprotestowal ojciec. — Masz dobre serce, ale krotkie nogi.
— Nigdzie mu sie nie spieszy — przypomnial Arthur. — Tym bardziej ze nie za bardzo wie, dokad zmierza.
— Ale bedziesz mu wchodzil w droge — stwierdzil Armor-of-God. — Stale bedzie o tobie myslal, staral sie ochraniac. Na tej ziemi jest wiele miejsc, gdzie wolny chlopak mieszaniec na pewno kogos rozzlosci; no i nie mozesz Alvinowi pomoc.
— Mowicie, jakbyscie mieli jakis wybor — oswiadczyl Arthur. — Ale jesli Alvin wyrusza, to ja z nim ide i koniec. Mozecie mnie zamknac w komorce, a kiedys i tak stamtad uciekne, pojde za nim i znajde go albo zgine.
Patrzyli na niego zaklopotani. Arthur Stuart rzadko sie odzywal, odkad przybyl do Vigor po smierci swojej przybranej matki w Hatrack River. Byl milczacy, lecz pracowity, chetny do pomocy i posluszny. Takie zachowanie zaskoczylo wiec wszystkich.
— Poza tym — dodal — kiedy Alvin bedzie zajety opieka nad swiatem, ja zaopiekuje sie Alvinem.
— Mysle, ze chlopak powinien isc — uznal Measure. — Niszczyciel wyraznie jeszcze z Alvinem nie skonczyl. Dlatego ktos musi pilnowac jego plecow. Uwazam, ze Arthur sie nadaje.
To wlasciwie konczylo dyskusje. Nikt nie potrafil ocenic czlowieka tak dobrze jak Measure.
Alvin podszedl do kominka i podniosl cztery kamienie. Nikt by sie nie domyslil, ze cos tam ukryto — poki ich nie poruszyl, w zaprawie nie bylo nawet pekniecia. Nie probowal pod nimi kopac; plug lezal osiem stop pod ziemia i praca lopata zajelaby caly dzien, nie mowiac juz o tym, ze trzeba by rozlozyc kominek. Nie; po prostu