— Stac nas na kucharke, ktora od dzisiaj bedzie zarzadzala sluzba. W naszych rekach lezy wychowanie tego najtrudniejszego z dzieci. Ocalimy go przed Szatanem. Zadna praca nie jest od tej wazniejsza.
I tak dorastanie Verily Coopera stalo sie trudne i ciekawe. Dostawal lanie czesciej niz inne dzieci w rodzinie, dla jego wlasnego dobra, gdyz Arise dobrze wiedzial, ze Szatan wczesnie otworzyl sobie droge do dzieciecego serca. Zatem wszelkie przejawy buntu, nieposzanowania i grzechu nalezalo z zapalem karczowac.
Jesli malemu Verily'emu nie podobala sie ta specjalna dyscyplina, inna od obowiazujacej starszego brata i mlodsze siostry, nie mowil tego glosno — moze dlatego ze skargi zawsze sprowadzaly szybka chloste brzozowa rozga. Nauczyl sie zyc z tymi karami, a nawet — po pewnym czasie — czerpac z nich rodzaj dumy, gdyz inne dzieci przygladaly sie z podziwem, jak czesto jest bity i nawet nie zaplacze. W dodatku karano go za przewinienia, ktore na nich sciagnelyby najwyzej karcace spojrzenie rodzicow.
Verily szybko sie uczyl. Brzozowa rozga pokazala mu, ktore z jego wyczynow byly zwyklymi psotami dorastajacego chlopaka, a ktore uznawano za dowod, ze Szatan ze wszystkich sil stara sie posiasc jego dusze. Kiedy z chlopcami z sasiedztwa wznosili sniezna twierdze, jesli budowal krzywo i niedbale, jak oni, nie grozila mu kara. Ale kiedy szczegolnie sie staral, zeby bloki sniegu pasowaly do siebie, dostal takie lanie, ze krwawily mu posladki. Kiedy pomagal ojcu w warsztacie, przekonal sie, ze jesli laczy klepki luzno, jak inni, byle tylko trzymaly sie w obreczach, liczac, ze od trzymanych wewnatrz plynow napecznieja i uszczelnia beczke, wszystko bylo w porzadku. A gdy starannie dobieral drewno i skupial sie, by klepki do siebie pasowaly, az beczka trzymala powietrze szczelnie jak swinski pecherz, ojciec bil go miarka i wyganial z warsztatu.
Zanim skonczyl dziesiec lat, Verily nie wchodzil juz otwarcie do warsztatu ojca i mial wrazenie, ze ojcu to nie przeszkadza. Ale wciaz go irytowalo, jak wyglada praca bez jego pomocy. Wyczuwal bowiem szorstkosc, niedokladnosc stykow miedzy klepkami barylek, antalkow i beczek. Sama mysl o tym wywolywala miedzy lopatkami mrowienie, ktorego po prostu nie mogl wytrzymac. Dlatego wstawal noca, przekradal sie do warsztatu i poprawial najgorsze beczki. Nikt sie niczego nie domyslal, poniewaz nie zostawial po sobie wiorow. Sciagal tylko obrecze, dopasowywal klepki i nakladal obrecze z powrotem, ciasniej niz poprzednio.
W rezultacie, po pierwsze, Arise Cooper zyskal slawe najlepszego bednarza w calej srodkowej Anglii, po drugie, za dnia Verily bywal senny i zmeczony, przez co czesto dostawal lanie, choc nie tak mocne jak wtedy, kiedy naprawde sie na czyms koncentrowal, i po trzecie, Verily nauczyl sie zyc ciagle oszukujac, ukrywajac przed wszystkimi to, kim jest, co widzi i co czuje. Bylo zatem naturalne, ze pociagnela go nauka prawa.
Choc czesto wydawal sie leniwy, jednak mial bystry umysl. Arise i Wept dostrzegli to, wiec zamiast zadowolic sie miejscowym, oplacanym z podatkow nauczycielem, wyslali chlopca do akademii, gdzie uczeszczali tylko synowie ziemian i innych bogaczy. Kpin i docinkow innych chlopcow, drwiacych z jego wiejskiego akcentu i prostego odzienia, Verily prawie nie zauwazal; jesli dostawal lanie, bylo niczym w porownaniu z tym, co wycierpial w domu; zaczepki i ataki nie powodujace fizycznego bolu prawie nie docieraly do jego swiadomosci. Obchodzilo go tylko jedno: w szkole nie musial zyc w ciaglym strachu, a nauczycielom podobalo sie, kiedy studiowal uwaznie i badal, w jaki sposob idee do siebie przystaja. To, co rekami wolno mu bylo robic tylko w tajemnicy, mogl calkiem otwarcie czynic umyslem.
Zreszta nie tylko idee. Uczyl sie w skupieniu obserwowac otaczajacych go chlopcow, uwaznie ich sluchac, patrzec, jak sie zachowuja. W koncu widzial ich tak wyraznie, jak kawalki drewna; rozumial, gdzie i w jaki sposob kazdy z nich moze pasowac do pozostalych. Wystarczylo slowo rzucone tu czy tam, pomysl trafiajacy do wlasciwego umyslu w odpowiedniej chwili, by przeksztalcic mieszkancow internatu w zgodna grupe wiernych przyjaciol. To znaczy, na ile chcieli. Niektorych wypelnial gniew tak wielki, ze im lepiej pasowali do reszty, tym bardziej stawali sie opryskliwi i podejrzliwi. Verily nic nie mogl na to poradzic. Nie zmienial przeciez ich serc, pomagal tylko znalezc miejsce, gdzie naturalne sklonnosci pozwalaly najlepiej dopasowac sie do innych.
Nikt tego nie zauwazyl — nikt nie wiedzial, ze to Verily zrobil z nich grupe najlepszych przyjaciol, jacy kiedykolwiek uczeszczali do szkoly. Nauczyciele widzieli ich przyjazn, ale widzieli tez, ze Verily jest jedynym nie dopasowanym, jedynym nie na miejscu wsrod nich. Nie wyobrazali sobie nawet, ze wlasnie on jest przyczyna niezwyklej bliskosci pozostalych. Very nie narzekal. Podejrzewal, ze gdyby wiedzieli, co robi, znowu byloby jak w domu u ojca, ale tym razem groziloby mu cos wiecej od brzozowej rozgi.
Podczas nauki, zwlaszcza religii, Verily w koncu zrozumial, dlaczego stale dostawal baty. Czary… Verily Cooper urodzil sie czarownikiem. Nic dziwnego, ze ojciec stale wygladal na cierpiacego. Arise Cooper pozwolil zyc czarownikowi, a te lania wcale nie byly przejawem gniewu czy nienawisci; mialy raczej nauczyc go ukrywac zlo, z ktorym sie urodzil. Nikt nie mial sie dowiedziec, ze Arise i Wept Cooperowie we wlasnym domu wychowali czarownika.
Ale ja nie jestem czarownikiem, powiedzial sobie. Szatan nigdy we mnie nie wstapil. To, co robie, nikomu nie szkodzi. Jak moze byc wymierzone przeciw Bogu uszczelnianie beczek albo pomaganie chlopcom w znalezieniu przyjazni? Czy uzylem kiedys swej mocy inaczej niz dla dopomozenia innym? Czy nie tego nauczal Chrystus? Aby byc sluga wszystkich?
W wieku lat szesnastu Verily byl mocno zbudowanym i dosc przystojnym mlodziencem o niejakim wyksztalceniu i nienagannych manierach. Byl tez calkowitym sceptykiem. Jesli dogmaty o czarach moga byc tak absolutnie bledne, to jak mozna polegac na innych naukach kaplanow? Przez to tkwil jak gdyby troche zawieszony w pustce, w sensie intelektualnym. Wszyscy nauczyciele mowili tak, jakby religia byla kamieniem wegielnym wszelkich nauk, a jednak studia utwierdzily go w przekonaniu, ze nauki oparte na religii sa w najlepszym razie niepewne, a w najgorszym — calkiem falszywe.
Nie pisnal jednak slowa o swoich konkluzjach. Ateista mogl bowiem trafic na stos rownie szybko jak czarownik. A poza tym nie byl pewien, czy w nic nie wierzy. Po prostu nie wierzyl w to, co mowia kaplani.
Jezeli kaznodzieje nie wiedzieli, czym jest dobro i zlo, to gdzie mogl sie nauczyc, co jest sluszne, a co nie? Probowal studiowac filozofie w Manchesterze, ale przekonal sie, ze poza Newtonem najlepsze, co filozofowie mieli do zaoferowania, to ogromne morze opinii, w ktorym tu i tam, niby szczatki zatopionego statku, plywalo pare klockow prawdy. A Newton i uczeni, ktorzy za nim podazali, nie mowili o duszy. Decydujac, ze beda studiowac jedynie to, co mozna zweryfikowac w kontrolowanych warunkach, po prostu ograniczyli sobie zakres badan. Wiekszosc prawd lezala poza dokladnie wyznaczonymi granicami nauki. Ale nawet wewnatrz nich Verily Cooper swym okiem wyczulonym na rzeczy, ktore nie pasuja, dostrzegal, ze pozor obiektywizmu jest powszechny, fakt zas niezwykle rzadki. Wiekszosc naukowcow, jak wiekszosc filozofow i wiekszosc teologow, byla wiezniami zastanych opinii. Plywanie pod prad przekraczalo ich sily, wiec prawda pozostawala rozproszona, nie zwiazana, rozbita falami.
Prawnicy przynajmniej zdawali sobie sprawe, ze zajmuja sie tradycja, nie prawda, ugoda, nie obiektywna rzeczywistoscia. Czlowiek wiedzacy, jak rzeczy do siebie pasuja, mogl wiele dokonac w tej dziedzinie. Mogl ocalic kilkoro ludzi przed niesprawiedliwoscia. Moglby nawet kiedys, w dalekiej przyszlosci, wymierzyc cios czy dwa w prawa o czarach, ratujac co roku kilkadziesiat dusz tak nieostroznych, ze przylapanych na manipulacjach rzeczywistoscia w sposob nie aprobowany powszechnie.
Arise i Wept byli niezwykle zadowoleni, gdy syn opuscil dom, nie przejawiajac najmniejszego zainteresowania rodzinnym interesem. Ich pierworodny Mocky (He Will Not Be Mocked — Nie Dozwoli z Siebie Szydzic) byl zdolnym bednarzem, lubianym w rodzinie i nie tylko. On mial odziedziczyc wszystko. Verily zas mial wyjechac do Londynu, zdejmujac odpowiedzialnosc za swoj los z barkow Arise i Wept. Verily wreczyl im nawet oficjalna rezygnacje z rodzinnego majatku, chociaz wcale o nia nie prosili. Kiedy Arise przyjal z jego rak dokument, dwudziestojednoletni Verily zdjal ze sciany brzozowa rozge, polamal na kolanie i wrzucil pod kuchnie. Nie rozmawiali o tym wiecej. Wszyscy pojmowali: od tej chwili to, co pocznie Verily ze swoja moca, jest tylko jego sprawa.
W Londynie szybko zauwazono jego zdolnosci. Otrzymal propozycje od kilku firm adwokackich i w koncu wybral taka, ktora pozostawiala najwiecej swobody w wyborze klientow. Jego slawa zataczala coraz szersze kregi, w miare jak wygrywal proces za procesem; ale na prawnikach, ktorzy znali sie na takich sprawach, najwieksze wrazenie robily nie zwyciestwa w sadzie, ale jeszcze wieksza liczba sporow, ktore konczono — sprawiedliwie — bez rozprawy. Zanim Verily skonczyl dwadziescia piec lat, kilka razy w miesiacu zglaszaly sie do niego strony goracych sporow prawniczych i blagaly o arbitraz, calkowicie poza sala sadowa; zyskal bowiem reputacje czlowieka madrego i uczciwego. Niektorzy sugerowali, ze w odpowiednim czasie zdobedzie wielkie wplywy polityczne. Niektorzy pragneliby nawet, by taki czlowiek pewnego dnia zostal lordem protektorem, gdyby tylko urzad ten obsadzano w wyniku wyborow, tak jak prezydenture Stanow Zjednoczonych.
Stany Zjednoczone Ameryki — ta chaotyczna, wielojezyczna republika, ktora w dziwny sposob, bez krola i jednoczacej sprawy, powstala miedzy Koloniami Korony a Nowa Anglia. Ameryka, gdzie ludzie ubrani w skory