5. Zmarly mieszkal w Schwanenwerder, niedaleko miejsca, w ktorym odnaleziono jego zwloki.
6. Nie stwierdzilem zadnych podejrzanych okolicznosci.
7. Dokladna sekcja zwlok zostanie przeprowadzona po formalnym rozpoznaniu zwlok przez najblizszego krewnego.
Wyciagnal raport z maszyny, podpisal go i wychodzac z komendy oddal goncowi w holu.
Starsza kobieta siedziala wyprostowana na drewnianej lawce. Ubrana w brazowy tweedowy kostium, porzadne brazowe buty, szare welniane ponczochy i brazowy kapelusz z opadajacym piorem, patrzyla prosto przed siebie, sciskajac w dloniach torebke i nie zwracajac najmniejszej uwagi na pielegniarzy, policjantow i pograzonych w zalobie krewnych, ktorzy krecili sie po korytarzu kostnicy przy Seydel Strasse. Obok niej siedzial, wyciagnawszy przed siebie nogi, Max Jaeger. Mial skrzyzowane na piersi rece i znudzona mine. Zobaczywszy Marcha, odciagnal go na strone.
— Czeka tutaj od dziesieciu minut. Prawie sie nie odezwala.
— Jest w szoku.
— Tak mi sie wydaje.
— Zalatwmy to szybko.
March usiadl obok niej na lawce. Nadal wpatrywala sie prosto przed siebie.
— Frau Trinkl — powiedzial cicho. — Nazywani sie March. Jestem inspektorem berlinskiej Kriminalpolizei. Musimy sporzadzic raport na temat smierci pani brata i chcemy, zeby zidentyfikowala pani cialo. Potem odwieziemy pania do domu. Rozumie pani?
Dopiero teraz Frau Trinkl obrocila sie w jego strone. Miala waska twarz, waski nos (nos Buhlera) i waskie usta. Plisowana purpurowa bluzke spinala tuz przy koscistym gardle broszka z kamea.
— Rozumie pani? — powtorzyl.
Spojrzala na niego jasnoszarymi, zaczerwienionymi od placzu oczyma.
— Doskonale — odparla oschlym glosem.
Przeszli korytarzem do malej, pozbawionej okien sali recepcyjnej. Sciany pomalowane byly tutaj na zielono, podloga wylozona klepka. Chcac ozywic ponura atmosfere ktos przykleil do scian plakaty Deutsche Reichsbahn Gesellschaft: nocny widok na Wielki Palac Rzeszy, muzeum Fuhrera w Linzu, Starnberger See w Bawarii. Po czwartym plakacie zostaly przypominajace dziury po pociskach wyrwy w tynku.
Stukot kol zapowiedzial zblizanie sie ciala. Wtoczono je do srodka na metalowym, przykrytym przescieradlem wozku. Dwaj pielegniarze w bialych fartuchach zatrzymali wozek posrodku sali — zimny bufet czekajacy na gosci. Jaeger zamknal drzwi.
— Jest pani gotowa? — zapytal March. Kiwnela glowa. Odwinal przescieradlo, a Frau Trinkl stanela przy jego ramieniu. Kiedy pochylala sie do przodu, w twarz uderzyl go silny zapach mietowych dropsow i perfum zmieszanych z kamfora — zapach starej kobiety. Wpatrywala sie przez dluzsza chwile w twarz zmarlego, a potem otworzyla usta, jakby chciala cos powiedziec, ale wydarlo sie z nich tylko westchnienie. Zamknela oczy. March zlapal ja, kiedy osuwala sie na podloge.
— To on — powiedziala. — Nie widzialam go od dziesieciu lat i od tego czasu utyl, a poza tym od czasu kiedy byl malym chlopcem, nigdy nie ogladalam go bez okularow. Ale to on.
Siedziala na krzesle pod plakatem przedstawiajacym muzeum Fuhrera w Linzu, pochylona do przodu, z lokciami wspartymi o kolana. Kapelusz spadl jej z glowy. Twarz zaslanialy kosmyki siwych wlosow. Cialo odwieziono z powrotem.
Drzwi otworzyly sie i pojawil sie w nich Jaeger ze szklanka wody, ktora wcisnal w koscista dlon.
— Niech pani to wypije.
Przez chwile trzymala szklanke przed soba, a potem przytknela ja do ust i wypila lyk.
— Nie zemdlalam jeszcze nigdy w zyciu — stwierdzila zdecydowanym glosem. — Nigdy.
Stojacy za nia Max zrobil glupia mine.
— Oczywiscie — zgodzil sie March. — Chce pani zadac kilka pytan. Czy czuje sie pani na silach? Prosze mi powiedziec, jesli poczuje sie pani zmeczona. — Wyjal notes. — Dlaczego nie widziala sie pani z bratem przez ostatnie dziesiec lat?
— Po smierci Edith… jego zony… nic nas juz nie laczylo. Nigdy zreszta nie bylismy ze soba blisko zwiazani. Bylam od niego osiem lat starsza.
— Jego zona zmarla dosyc dawno? Starsza pani przez chwile sie namyslala.
— Chyba w piecdziesiatym trzecim. W zimie. Na raka.
— I od tamtej pory nie miala pani od niego zadnej wiadomosci? Czy mieliscie jeszcze jakies rodzenstwo?
— Nie. Byla nas tylko dwojka. Czasami pisal do mnie. Dwa tygodnie temu dostalam od niego list z okazji urodzin. — Pogrzebala w torebce i wyjela z niej pojedynczy kremowy arkusik — na sztywnym, porzadnym papierze widnial wytloczony jako naglowek kontur domu w Schwanenwerder. Kaligraficznym pismem skreslonych bylo kilka oficjalnych slow: „Droga siostro! Heil Hitler! Przesylam ci pozdrowienia z okazji urodzin. Mam szczera nadzieje, ze cieszysz sie dobrym zdrowiem podobnie jak ja. Josef”. March zlozyl list z powrotem i oddal go Frau Trinkl. Nic dziwnego, ze nikt nie zauwazyl jego znikniecia.
— Czy w innych listach wspominal o czyms, co go niepokoilo?
— Co mogloby go niepokoic? — odparla zniecierpliwiona. — Podczas wojny Edith odziedziczyla fortune. Mieli pieniadze. Zyl jak prawdziwy pan. Moze mi pan wierzyc.
— Nie mieli dzieci?
— Byl bezplodny. — Powiedziala to bezbarwnym glosem, tak jakby opisywala kolor jego wlosow. — Edith byla taka nieszczesliwa… Mysle, ze to wlasnie ja zabilo. Siedziala sama w tym wielkim domu… to byl rak, ktory zzeral jej dusze. Uwielbiala muzyke; pieknie grala na fortepianie. Mieli bechsteina, dobrze pamietam. A on… on byl takim zimnym czlowiekiem.
Stojacy po drugiej strome pokoju Jaeger chrzaknal glosno.
— Nie myslala pani zatem o nim zbyt wiele? — zapytal.
— Nie. Niewielu ludzi o nim myslalo. Jestem wdowa od dwudziestu czterech lat — dodala, zwracajac sie ponownie do Xaviera. — Moj maz byl nawigatorem w Luftwaffe, zestrzelono go nad Francja. Nie zostawiono mnie bez srodkow do zycia… nie moge powiedziec. Ale renta… to bardzo malo dla kogos, kto przyzwyczail sie zyc na troche wyzszym poziomie. W ciagu tych wszystkich lat Josef ani razu mi nie pomogl.
— A noga? — odezwal sie ponownie napastliwym tonem Max. W rodzinnym sporze najwyrazniej postanowil wziac strone Buhlera. — Co sie z nia stalo? — Ze sposobu, w jaki zadal pytanie, ktos moglby wnosic, ze ja ukradla.
Starsza pani zignorowala go.
— Sam nigdy o tym nie mowil — odparla, zwracajac sie do Marcha — ale Edith opowiedziala mi cala historie. Zdarzylo sie to w roku 1951, kiedy byl jeszcze w Generalnej Guberni. Jechal w towarzystwie eskorty droga z Krakowa do Katowic. Jego samochod wpadl na mine zalozona przez polskich partyzantow. Kierowca zginal na miejscu. Josef mial szczescie, ze stracil tylko stope. Po tym wypadku zrezygnowal ze sluzby panstwowej.
— A mimo to plywal? — zapytal, podnoszac wzrok znad swoich notatek, Xavier. — Wie pani, ze kiedy go odnalezlismy, mial na sobie kapielowki?
Usmiechnela sie slabo.
— Moj brat byl fanatykiem we wszystkim, Herr March, niewazne, czy chodzilo o sprawy polityki czy zdrowia. Nie palil, nigdy nie wypil kropli alkoholu i codziennie cwiczyl mimo swego… inwalidztwa. Zatem nie; nie jestem w najmniejszym stopniu zaskoczona tym, ze plywal. — Odstawila szklanke i podniosla kapelusz. — Chcialabym, jesli mozna, wrocic juz do domu.
March wstal i podal Frau Trinkl reke, pomagajac jej podniesc sie z krzesla.
— Co robil doktor Buhler po roku 1951? Mial wtedy dopiero ile?… piecdziesiat lat?
— To dziwna rzecz. — Otworzyla torebke i wyjela z niej male lusterko. Poprawila kapelusz i nerwowymi