drzacymi ruchami palcow odsunela na bok zablakane kosmyki wlosow. — Przed wojna byl taki ambitny. Mogl pracowac po osiemnascie godzin przez siedem dni w tygodniu. Ale po wyjezdzie z Krakowa poddal sie. Nigdy juz nie wrocil do praktyki adwokackiej. Przez ponad dziesiec lat po smierci biednej Edith siedzial po prostu sam w tym wielkim domu i nic nie robil.
Dwa pietra nizej, w podziemiach kostnicy, SS-Arzt August Eisler z departamentu medycyny sadowej przystapil z typowym dla niego upodobaniem i brakiem taktu do sekcji. Korpus Buhlera zostal otwarty w standardowy sposob: nacieciem w ksztalcie litery „Y”, biegnacym od kazdego z ramion do jamy brzusznej, a potem prosto w dol do kosci lonowej. Teraz doktor trzymal rece gleboko w jamie brzusznej, przekrecajac, tnac i wyciagajac. Zielone rekawice lsnily od krwi. March i Jaeger stali oparci o sciane, tuz przy otwartych drzwiach, zaciagajac sie chciwie cygarami Jaegera.
— Widzieliscie, co nasz klient jadl na lunch? — zapytal Eisler. — Pokaz im, Eck.
Asystent doktora wytarl rece o fartuch i podniosl w gore przezroczysta plastikowa torbe. Na dnie widac bylo cos malego i zielonego.
— Salata. Trawi sie bardzo powoli. Calymi godzinami tkwi w jelitach.
March pracowal juz wczesniej z Eislerem. Przed dwoma laty, kiedy zaspy zablokowaly Unter den Linden, a na Tegeler See rozgrywano zawody lyzwiarskie, ze Szprewy wyciagnieto prawie zamarznietego szypra barki nazwiskiem Kempf. Zmarl w ambulansie, w drodze do szpitala. Wypadek czy morderstwo? Odpowiedz na to pytanie zalezala od dokladnego ustalenia czasu, kiedy wpadl do wody. Spogladajac na lod, ktorym rzeka scieta byla zaledwie dwa metry od brzegu, March doszedl do wniosku, ze zmarly mogl przezyc w wodzie najwyzej pietnascie minut. Eisler twierdzil, ze czterdziesci piec. I do jego stanowiska przychylil sie prokurator. To wystarczylo, zeby podwazyc alibi drugiego mata i powiesic go.
Po procesie prokurator — porzadny facet jeszcze ze starej szkoly — wezwal do swego gabinetu Marcha i zamknal drzwi na klucz. A potem pokazal mu „dowody rzeczowe” Eislera: kopie dokumentow opatrzonych pieczatka geheime Reichssache — scisle tajne akta panstwowe — i sporzadzonych w Dachau w roku 1942. Dotyczyly prowadzonych w niskich temperaturach eksperymentow, ktorym na zlecenie Naczelnego Lekarza SS poddawano skazanych na smierc wiezniow. Skuwano ich kajdankami, zanurzano w zbiornikach lodowatej wody i wyciagano co jakis czas, zeby zmierzyc temperature ciala. Trwalo to tak dlugo, az umarli. W aktach byly fotografie wystajacych spomiedzy plywajacych kawalkow lodu glow, byly wykresy obrazujace ubytek cieploty ciala, przewidywany i rzeczywisty. Eksperymenty trwaly dwa lata i prowadzone byly miedzy innymi przez mlodego Untersturmfuhrera Augusta Eislera. Tej nocy March i prokurator poszli razem do baru w Kreuzbergu i obaj upili sie do nieprzytomnosci. Nigdy pozniej ze soba nie rozmawiali.
— Jesli spodziewasz sie, ze wystapie z jakas fantastyczna teoria, March, zapomnij o tym.
— Nigdy bym sie po tobie czegos takiego nie spodziewal. Jaeger rozesmial sie.
— Ani ja — dodal. Doktor zignorowal przytyk.
— Przyczyna smierci bylo utoniecie, nie ma co do tego zadnych watpliwosci. Pluca wypelnione sa woda, wiec musial oddychac, kiedy poszedl na dno.
— Zadnych ran? — zapytal Xavier. — Zadrapan?
— Chcesz podejsc tutaj i dokonczyc za mnie robote? Nie? Wiec uwierz mi: facet utonal. Nie ma zadnych kontuzji glowy, ktore wskazywalyby na to, ze zostal uderzony albo trzymany pod powierzchnia wody.
— Zawal serca? Jakis atak?
— Istnieje taka mozliwosc — przyznal Eisler. Eck podal mu skalpel. — Nie dowiemy sie, dopoki nie doprowadze do konca badania organow wewnetrznych.
— Ile to jeszcze zajmie?
— Tyle, ile bedzie trzeba.
Doktor ustawil sie za glowa Buhlera. Delikatnym ruchem, tak jakby chcial usmierzyc goraczke, zgarnal mu z czola wlosy. A potem pochylil sie nisko, wbil skalpel w lewa skron i zatoczyl nim krag wokol czola, tuz ponizej linii wlosow. Rozlegl sie zgrzyt sunacego po kosci metalu. Eck wyszczerzyl do nich zeby. Xavier zaciagnal sie mocniej dymem z cygara.
Eisler odlozyl skalpel na metalowa tacke. Pochylil sie ponownie i wsadzil w glebokie naciecie palce wskazujace obu rak. Stopniowo odciagnal do tylu skalp. March odwrocil glowe na bok i zamknal oczy. Modlil sie, zeby cialo nikogo, kogo kochal, lubil albo nawet luzno znal, nie zostalo zbezczeszczone podczas krwawej jatki, noszacej nazwe sekcji zwlok.
— No i co? — zapytal Jaeger.
Doktor wzial do reki mala obrotowa pile wielkosci dloni. Zawyla niczym dentystyczny swider.
March zaciagnal sie po raz ostatni cygarem.
— Mysle, ze powinnismy sie stad wynosic — powiedzial. Wyszli na korytarz. Za nimi niosl sie charakterystyczny, coraz nizszy jazgot wgryzajacej sie w kosc pily.
2
Pol godziny pozniej Xavier March siedzial za kierownica nalezacego do Kripo volkswagena, jadac kreta droga wysoko nad jeziorem. Czasami widok zaslanialy drzewa, ale po minieciu kolejnego zakretu las przerzedzal sie nagle i znowu rozciagala sie przed nim tafla wody, skrzaca sie w kwietniowym sloncu niczym rozsypane na tacy brylanty. Sunely po niej dwa biale trojkaty zagli — polyskujace na niebieskim tle dziecinne wycinanki.
Odkrecil szybe i wystawil lokiec za okno, pozwalajac, by wiatr wydal rekaw munduru. Po obu stronach Havelchaussee nagie galezie drzew pokryly sie juz pierwsza wiosenna zielenia. Za miesiac droge zablokuja samochody uciekajacych z miasta berlinczykow: przyjada tu na zagle, wykapac sie albo po prostu poopalac na jednej z wielkich publicznych plaz. Ale dzisiaj w powietrzu wisial jeszcze chlod i bliskie wspomnienie zimy — dzieki temu March mial cala droge dla siebie. Za wzniesiona z czerwonej cegly wieza Kaisera Wilhelma szosa zaczela opadac w dol i po chwili zrownala sie z poziomem jeziora.
Po dziesieciu minutach dotarl do miejsca, gdzie odnaleziono cialo. Przy pieknej pogodzie wygladalo zupelnie inaczej. Turysci czesto je odwiedzali; znajdujacy sie tutaj punkt widokowy ochrzczono mianem Grosse Fenster: Wielkiego Okna. Tam gdzie jeszcze wczoraj klebily sie szare chmury, dzisiaj rozciagal sie wspanialy widok na osmiokilometrowa, siegajaca az do Spandau tafle jeziora.
Xavier zaparkowal samochod i zbadal trase, ktora przebiegl poprzedniego dnia Jost. Prowadzaca przez las sciezka skrecala nagle ostro w prawo i biegla wzdluz jeziora. Przeszedl sie nia po raz drugi i trzeci, a potem wsiadl usatysfakcjonowany do samochodu i ruszyl, mijajac niski mostek, w strone Schwanenwerder. Droge blokowal pomalowany w biale i czerwone pasy szlaban. Z malej budki wynurzyl sie wartownik z notesem i przewieszonym przez ramie karabinem.
— Dowod, prosze.
March wreczyl mu przez otwarte okno legitymacje Kripo. Wartownik przyjrzal sie jej dokladnie. Oddajac legitymacje zasalutowal.
— Moze pan jechac, Herr Sturmbannfuhrer.
— Jaka jest tutaj procedura?
— Zatrzymujemy kazdy samochod. Sprawdzamy papiery i pytamy gosci, komu chca zlozyc wizyte. Kiedy wydaja sie podejrzani, dzwonimy do mieszkancow i pytamy, czy rzeczywiscie kogos sie spodziewaja. Czasami przeszukujemy samochod. Zwlaszcza jesli na wyspie jest Reichsminister.
— Prowadzicie jakis rejestr gosci?
— Tak jest, Herr Sturmbannfuhrer.
— Badzcie tak dobrzy i zajrzyjcie, czy w poniedzialek wieczorem ktos nie zlozyl wizyty doktorowi Josefowi Buhlerowi.
Wartownik poprawil na ramieniu karabin i wrocil do budki. March widzial, jak przewraca kartki rejestru. Po chwili pojawil sie z powrotem i potrzasnal glowa.
— Nikt nie odwiedzal doktora Buhlera.
— Czy w ogole nie opuszczal wyspy?
— Nie prowadzimy rejestru dotyczacego mieszkancow, Herr Sturmbannfuhrer. Kontrolujemy wylacznie