Rozpial pasek i powiesil go razem z kabura na oparciu krzesla. — Szkoda, ze nie wzieli pod uwage, ile to nam przysporzy klopotow.
Zdjal kurtke od munduru, podal ja Amerykance i wszedl na krzeslo. Wsadzil rece do srodka szybu, zlapal sie czegos twardego i wsunal do srodka. W szybie nie bylo ani filtrow, ani wentylatora. Opierajac sie ramionami o metalowa obudowe posuwal sie powoli do przodu. Otaczala go kompletna ciemnosc, w gardle czul gryzacy pyl. Po jakims czasie trafil wyciagnietymi rekoma na metalowa pokrywe i pchnal ja mocno do gory. Pokrywa ustapila i opadla na ziemie. Owionelo go nocne chlodne powietrze. Przez moment poczul nieprzeparta chec, zeby wyczolgac sie na zewnatrz, ale zamiast tego popelzl z powrotem w strone schronu. Zeskoczyl na podloge, zakurzony i pobrudzony smarem.
Amerykanka celowala do niego z pistoletu.
— Pif paf! — zawolala. — Juz po panu. — Usmiechnela sie, widzac jego przerazona mine. — Amerykanski zart.
— Malo smieszny. — Zabral jej lugera i schowal do kabury.
— W porzadku — powiedziala. — Mam dla pana cos lepszego. Naoczny swiadek widzi, jak dwaj mordercy opuszczaja dom, a policji zajmuje cztery dni, zeby odkryc, ktoredy uciekli. Nie wydaje sie to panu smieszne?
— To zalezy od okolicznosci. — Otrzepal koszule z kurzu. — Jesli policjanci odnajduja przy jednej z ofiar napisany przez nia wlasnorecznie samobojczy list, wtedy nietrudno zrozumiec, dlaczego nie zawracaja sobie glowy poszukiwaniami mordercow.
— Ale potem pojawia sie pan i zaczyna szukac.
— Jestem z tych ciekawskich.
— Najwyrazniej. — Ponownie sie usmiechnela. — Wiec Stuckarta zastrzelono, a mordercy probowali upozorowac samobojstwo?
— Istnieje taka mozliwosc.
Pozalowal tych slow w tej samej chwili, kiedy je wymowil.
Opowiedzial jej na temat smierci Stuckarta wiecej, niz to bylo rozsadne. Widzial teraz w jej oczach iskierki kpiny. Zly byl na samego siebie, ze ja zlekcewazyl. Cechowal ja ow specyficzny spryt, ktorym odznaczaja sie dziennikarze i kryminalisci. Zastanawial sie, czy moze nie odwiezc jej do baru i nie kontynuowac sledztwa samemu, ale po chwili odrzucil ten pomysl. To nie mialo sensu. Zeby dowiedziec sie, co sie stalo, musial zobaczyc to jej oczyma. Zapial kurtke munduru.
— Teraz musimy przyjrzec sie blizej apartamentowi towarzysza Stuckarta.
Z satysfakcja odnotowal, ze usmiech natychmiast znikl z jej twarzy. Mimo to wcale nie protestowala. Kiedy wspinali sie po schodach na parter, przyszlo mu do glowy, ze zalezy jej na obejrzeniu mieszkania Stuckarta prawie tak samo jak jemu.
Na czwarte pietro pojechali winda. Kiedy wysiadali, uslyszal dochodzacy z lewej strony odglos otwieranych drzwi. Pociagnal Amerykanke za ramie i schowal sie razem z nia za rogiem. Po paru sekundach wyjrzal na zewnatrz i zobaczyl idaca w strone windy, ubrana w futrzana czapke kobiete w srednim wieku. Na reku niosla malego psa.
— Sciska mi pan ramie.
— Przepraszam.
Bal sie wlasnego cienia. Kobieta powiedziala cos cicho do psa i zniknela w windzie. March zastanawial sie, czy Globus odebral juz Fiebesowi akta Stuckarta i czy odkryl brak kluczy. Beda sie musieli pospieszyc.
Drzwi apartamentu Stuckarta opieczetowano tuz obok klamki czerwonym lakiem. Data byla dzisiejsza. Dolaczona notka informowala wszystkich ciekawych, ze lokal znajduje sie obecnie pod jurysdykcja Geheime Staatspolizei, Gestapo, i ze wstep jest surowo wzbroniony. March zalozyl pare cienkich skorzanych rekawiczek i zlamal pieczec. Klucz lekko obrocil sie w zamku.
— Niech pani niczego nie dotyka — polecil.
W srodku panowal przepych podobny do tego, ktory uderzyl ich w holu: pozlacane ramy luster, stylowe, stojace na rzezbionych nogach stoly i krzesla, jasne beze adamaszkowych obic, krolewski blekit perskich dywanow. Wojenne trofea, lupy imperium.
— Teraz prosze mi jeszcze raz opowiedziec, co sie stalo.
— Portier otworzyl drzwi i weszlismy razem do przedpokoju. — Zadrzala i zaczela mowic troche glosniej. — Nikt nie odpowiedzial na jego wolanie, wiec ruszylismy dalej. Te drzwi otworzylam pierwsze.
Takie lazienki March ogladal tylko w ilustrowanych magazynach. Bialy marmur, przydymione lustra, wbudowana w podloge wanna, dwie blizniacze umywalki ze zlotymi kranami… Znac bylo tutaj, pomyslal, reke Marii Dymarski — przerzucajacej kartki niemieckiej wersji „Vogue” u fryzjera z Kurfurstendammu, ktory farbowal jej polskie odrosty na aryjski, regulaminowy kolor blond.
— Potem weszlam do salonu…
March zapalil swiatlo. Jedna sciane w calosci zajmowaly wysokie okna, z ktorych rozciagal sie widok na plac. Na pozostalych trzech wisialy wielkie lustra. Gdzie sie nie obejrzal, widzial odbicia swoje i dziewczyny: czarny mundur i blyszczacy niebieski plaszcz dziwacznie wygladajace na tle antykow. Wszedzie otaczaly ich nimfy. Pozlacane nimfy tulily sie do luster, odlane z brazu nimfy podtrzymywaly lampy i zegary. Nimfy na obrazach i w formie posagow; nimfy lesne i wodne; Amfitryta i Tetyda.
— Uslyszalam, jak krzyczy. Pobieglam na pomoc.
March otworzyl drzwi sypialni. Amerykanka odwrocila glowe. W polmroku krew wydaje sie czarna. Sciany i sufit znaczyly podobne do cieni drzew powykrecane i groteskowe ciemne smugi.
— Lezeli na lozku, tak? Kiwnela glowa.
— Co pani zrobila?
— Zadzwonilam na policje.
— Gdzie byl wtedy portier?
— W lazience.
— Popatrzyla pani na nich jeszcze raz?
— A jak pan mysli?
Przeslonila gniewnie rekawem oczy.
— W porzadku, Fraulein. Wystarczy. Niech pani zaczeka w salonie.
Ludzkie cialo zawiera piec litrow krwi; dosyc, zeby wymalowac duzy apartament. Starajac sie nie patrzec na lozko i sciany zabral sie do roboty — otworzyl wszystkie szafy, sprawdzil podszewke kazdej sztuki garderoby, zanurzyl reke w kazdej kieszeni. W nastepnej kolejnosci zabral sie do szafek przy lozku. Nie byly zamkniete na klucz i przeszukano je juz wczesniej. Zawartosc szuflad zostala oprozniona i wcisnieta byle jak z powrotem: typowa niechlujna robota gliniarzy z Orpo, ktorzy na ogol zacierali wiecej sladow, niz odnajdywali.
Nic, absolutnie nic. Czyzby niepotrzebnie podjal cale ryzyko?
Kleczal wlasnie na kolanach, siegajac reka pod lozko, kiedy doszedl go dzwiek pozytywki. Melodie rozpoznal juz po sekundzie.
— Przepraszam — powiedziala, kiedy wyskoczyl z sypialni. — Nie powinnam byla tego dotykac.
Odebral jej ostroznie bombonierke i zamknal wieko.
— Gdzie to bylo?
— Na stole.
Ktos otworzyl nadeszla w ciagu ostatnich trzech dni poczte Stuckarta, elegancko rozcinajac koperty i wyjmujac z nich listy. Lezaly wszystkie obok telefonu. Wchodzac wcale ich nie zauwazyl. Jak mogl sie tak zagapic? Czekoladki byly opakowane zupelnie tak samo jak bombonierka Buhlera i nadane z Zurychu w poniedzialek o godzinie szesnastej.
Nagle zobaczyl, ze Amerykanka trzyma w reku noz do papieru.