Dla innych bliskosc Prinz-Albrecht Strasse dostarczala dreszczyku emocji niczym piknik nie opodal wiezienia. Na dole, w kazamatach Gestapo praktykowano to, co w zargonie Ministerstwa Sprawiedliwosci nazywalo sie „przesluchaniem przy uzyciu srodkow zaostrzonych”. Cywilizowani urzednicy w swoich cieplych gabinetach wprowadzili pewne ograniczenia: od jakiegos czasu w przesluchaniu musial uczestniczyc lekarz. Przed kilkoma tygodniami rozmawiali o tym na Werderscher Markt. Ktos slyszal plotki o najnowszym pomysle katow: do penisa przesluchiwanego wsuwali cienki szklany cewnik, ktory nastepnie rozgniatali na miazge.

Usta milcza, dusza spiewa: Kochaj mnie!

March potrzasnal glowa i scisnal palcami grzbiet nosa. Probowal zebrac mysli.

Zostawil za soba wyrazne slady. Wlasciwie kazdy z nich mogl sprowadzic Gestapo do apartamentu Stuckarta. Poprosil w archiwum o jego dossier. Dyskutowal na temat sprawy z Fiebesem. Zadzwonil do domu Luthera. Wyszedl na poszukiwanie Charlotte Maguire.

Niepokoil sie o Amerykanke. Nawet jesli udalo jej sie wymknac z Fritz-Todt Platz, Gestapo moglo w kazdej chwili zgarnac ja w domu. „Kilka rutynowych pytan, Fraulein Maguire. Co jest w tej kopercie? Jak weszla pani w jej posiadanie? Prosze opisac czlowieka, ktory otworzyl sejf…” Byla twarda, cechowala ja specyficzna aktorska pewnosc siebie, ale w ich rekach nie wytrzymalaby nawet pieciu minut.

Oparl czolo o chlodna szybe. Okna byly zamkniete na glucho. Od podworka dzielilo go marne pietnascie metrow.

Za jego plecami otworzyly sie drzwi i do srodka wszedl smagly mezczyzna w koszuli z krotkimi rekawami. Postawil na stole dwa kubki z kawa.

— Ile to jeszcze potrwa? — zapytal go Max, ktory siedzial ze skrzyzowanymi rekoma na krzesle, wpatrujac sie w czubki wlasnych butow.

Mezczyzna wzruszyl ramionami — godzine? cala noc? tydzien? — i wyszedl. Jaeger sprobowal kawy i wykrzywil twarz.

— Kocie siki — powiedzial. Zapalil cygaro, zatrzymal przez chwile dym w ustach, a potem wypuscil go na srodek pokoju. Przez moment mierzyli sie wzrokiem.

— Mogles uciec, wiesz o tym — powiedzial w koncu Max.

— I zostawic cie samego? To nie byloby zbyt eleganckie. — Xavier sprobowal kawy. Byla letnia. Od mrugania i syku jarzeniowki zaczela go bolec glowa. Taka byla wlasnie ich taktyka. Kazali czlowiekowi czekac do godziny drugiej albo trzeciej w nocy, az do chwili gdy calkiem sie rozklejal, stawal sie zupelnie bezbronny. Znal te gre rownie dobrze jak oni.

Przelknal podla kawe i zapalil papierosa. Cokolwiek, aby nie zasnac. Czul, ze zawinil wobec tej kobiety, zawinil wobec przyjaciela.

— Jestem glupcem. Nie powinienem cie w to mieszac. Przepraszam.

— Zapomnij o tym. — Jaeger odpedzil na bok dym i pochylil sie do przodu. — Musisz choc raz pozwolic mi dzwigac brzemie wstydu, Zavi — powiedzial cicho. — Dobry towarzysz Jaeger. Brazowa koszula. Czarna koszula. Wszystkie cholerne mozliwe koszule. Dwadziescia lat ciezkiej harowki po to, zeby nigdy nikomu nie podpasc. — Zlapal Marcha za kolano. — Maja wobec mnie dlug wdziecznosci. Sa mi cos winni.

Pochylil w dol glowe.

— Namierzyli cie juz dawno, przyjacielu — szepnal. — Samotnik. Rozwiedziony. Obedra cie zywcem ze skory. A z drugiej strony ja. Wielki konformista Jaeger. Zona odznaczona Brazowym Krzyzem Niemieckiego Macierzynstwa. Byc moze niezbyt przyklada sie w pracy, ale…

— To nieprawda.

— …ale to pewny towarzysz. Przypuscmy, ze nie powiedzialem ci wczoraj rano o przejeciu przez Gestapo sprawy Buhlera. A potem, kiedy wrociles, zaproponowalem, zebysmy sprawdzili mieszkanie Stuckarta. Zajrza do mojego zapisu sluzby. Ode mnie moga to kupic.

— To milo z twojej strony, ale…

— Chryste, czlowieku, zapomnij o tym…

— Ale to nic nie da.

— Dlaczego?

— Bo to wykracza poza dlug wdziecznosci i twoje zaslugi. Nie rozumiesz? Nie widzisz, co spotkalo Buhlera i Stuckarta? Byli czlonkami partii, jeszcze zanim sie urodziles. I co im to pomoglo?

— Naprawde myslisz, ze zabilo ich Gestapo? — zapytal przestraszony Max.

Xavier przystawil palec do ust i wskazal glowa wiszacy na scianie portret.

— Nie mow nic, czego nie moglbys powiedziec w cztery oczy Heydrichowi — szepnal.

Noc uplywala w milczeniu. Mniej wiecej o trzeciej Jaeger zsunal razem kilka krzesel, niezgrabnie sie na nich ulozyl i zamknal oczy. Po kilku minutach glosno chrapal. March wrocil na swoj posterunek przy oknie.

Czul swidrujacy mu plecy wzrok Heydricha. Probowal nie zwracac na to uwagi, ale nie udalo mu sie i w koncu odwrocil sie twarza do obrazu. Odziany w czarny mundur, z biala wychudla twarza i srebrzystymi wlosami, Heydrich w ogole nie przypominal zywego czlowieka, raczej fotograficzny negatyw czaszki, zdjecie rentgenowskie. Jedynie w samym srodku tej smiertelnej maski jarzyly sie niczym odpryski zimowego nieba bladoniebieskie oczy. March nigdy nie zetknal sie z Heydrichem osobiscie ani nie widzial go na wlasne oczy; slyszal tylko opowiadane o nim historie. Gazety przedstawialy go jako zywe wcielenie nietzscheanskiego nadczlowieka. Heydrich w kombinezonie pilota (odbywal loty bojowe na froncie wschodnim). Heydrich w bialym kostiumie szermierza (walczyl, broniac barw Niemiec, na olimpiadzie). Heydrich trzymajacy w rekach skrzypce (patosem swojej gry potrafil doprowadzic do lez kazda publicznosc). Kiedy dwa lata temu na pokladzie samolotu wiozacego Heinricha Himmlera wybuchla bomba, Heydrich mianowany zostal Reichsfuhrerem SS. Teraz mowilo sie, ze ma objac schede po samym Fuhrerze. W Kripo krazyly plotki, ze pierwszy policjant Rzeszy lubi bic pejczem prostytutki.

March usiadl. Ogarnelo go podobne do paralizu odretwiajace zmeczenie: najpierw nogi, potem reszte ciala, na samym koncu umysl. Mimo woli zapadl w plytki sen. Raz tylko, gdzies daleko, wydawalo mu sie, ze slyszy samotny ludzki krzyk — ale to mogl byc tylko sen. W jego umysle odbijaly sie echem czyjes kroki. Obracaly w zamku klucze. Trzaskaly drzwi celi.

Obudzilo go gwaltowne szarpniecie.

— Dzien dobry, panowie. Mam nadzieje, ze udalo wam sie troche odpoczac?

To byl Krebs.

March czul sie paskudnie, oczy piekly go od niezdrowego swiatla jarzeniowki. Niebo za oknem zrobilo sie perlowoszare.

Jaeger odchrzaknal i opuscil nogi na podloge.

— Co teraz?

— Teraz porozmawiamy — odparl Krebs. — Prosze za mna.

— Kim jest ten gowniarz — mruknal Max, zwracajac sie do Xaviera — zeby tak nami pomiatac? — Ale uwazal, zeby nie podniesc glosu.

Wyszli na korytarz i March zaczal ponownie zastanawiac sie, co jest grane. Sztuka przesluchania jest sztuka nocy. Po co czekali z tym az do rana? Dlaczego dali im czas na odzyskanie sil, na wymyslenie jakiejs historyjki? :

Krebs niedawno sie golil. Jego twarz usiana byla drobnymi kropelkami krwi.

— Lazienka jest na prawo — powiedzial. — Bedziecie panowie chcieli sie umyc. — Wypowiedziane to bylo raczej jak polecenie, nie pytanie.

W lustrze, z zaczerwienionymi oczyma i nie ogolony, Xavier bardziej przypominal wieznia niz policjanta. Zatkal umywalke i odkrecil kran, po czym zakasal rekawy, rozluznil krawat i spryskal lodowata woda twarz, rece i kark, pozwalajac, zeby krople splynely mu na plecy. Klujace szpilki zimna przywrocily go zyciu.

Вы читаете Vaterland
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату