— Heydrich chcial, zebyscie obejrzeli to na wlasne oczy.
— Co takiego?
— To, czego nie odkryl twoj czlowiek podczas wczorajszej, podjetej na wlasna reke eskapady. Prosze za mna, panowie.
Do ukrytego pomieszczenia wchodzilo sie z piwnicy, ale nawet gdyby March wylamal klodke i zszedl na dol, nie wiadomo, czy udaloby mu sie tam trafic. Przy obitej drewnianymi deskami scianie staly stare domowe graty: polamane meble, zdezelowane narzedzia, zwiazane sznurkiem dywany. Fragment sciany dawal sie odsunac.
— Wiedzielismy dobrze, czego szukac — oswiadczyl, zacierajac rece, Globus. — Gwarantuje wam, panowie, ze czegos takiego nie ogladaliscie w calym swoim zyciu.
Staneli na progu. Kiedy Globus zapalil swiatlo, naprawde rozbolaly ich oczy; to bylo sanktuarium, prawdziwy skarbiec. Aniolowie i swieci, chmury i swiatynie, patrzacy hardo, odziani w biale futra i czerwony adamaszek wielmoze, lezace na perfumowanym zoltym jedwabiu nagie rozowe kobiety; kwiaty, wschody slonca i weneckie kanaly.
— Wejdzcie do srodka — zachecal ich Globus. — Reichsfuhrerowi bardzo zalezy na tym, zebyscie wszystkiemu sie dokladnie przyjrzeli.
Kwadratowe pomieszczenie nie bylo duze, mialo nie wiecej niz piec na piec metrow. Zawieszone pod sufitem baterie reflektorow skierowane byly na wiszace na wszystkich scianach obrazy. Posrodku stalo staroswieckie obrotowe krzeslo, takie, jakie mogl miec w swoim kantorze dziewietnastowieczny urzednik. Globus oparl blyszczacy but o porecz i pchnal mocno mebel, puszczajac go w ruch.
— Wyobrazcie sobie, jak tu siedzi. Za zamknietymi drzwiami. Niczym oblesny starzec w burdelu. Odkrylismy to wszystko wczoraj wieczorem. Krebs?
— W drodze jest ekspert z Fuhrermuseum w Linzu — poinformowal ich skwapliwie Sturmbannfuhrer. — Wyjechal dzisiaj rano. Wstepna ocene zasobow sporzadzil dla nas wczoraj wieczorem profesor Braun z berlinskiego Kaiser Friedrich Museum.
Zajrzal do notatek.
— Wedlug posiadanej przez nas aktualnie wiedzy mamy tu „Portret mlodego mezczyzny” Rafaela, „Portret mlodego mezczyzny” Rem-brandta, „Droge krzyzowa” Rubensa, „Wenecki Palac” Guardiego, „Krakowskie Przedmiescie” Belotta, osiem obrazow Canaletta, przynajmniej trzydziesci piec miedziorytow Durera i Kulmbacha oraz jeden gobelin. Reszty mozemy sie tylko domyslac.
Wyliczal obrazy, jakby to byly dania z karty. Przerwal na chwile i dotknal bladymi palcami stojacego w rogu na drewnianych podporach, bajecznie kolorowego oltarza.
— To oltarz dluta norymberskiego artysty Wita Stwosza, zamowiony w roku tysiac czterysta siedemdziesiatym siodmym przez polskiego krola. Praca nad nim trwala dziesiec lat. Centralna czesc tryptyku przedstawia Najswietsza Panienke spiaca w otoczeniu aniolow. Na skrzydlach bocznych widzimy sceny z zycia Jezusa i Marii. Predella — powiedzial, wskazujac podstawe oltarza — przedstawia genealogie Chrystusa.
— Sturmbannfuhrer Krebs zna sie na tych rzeczach — wtracil Globus. — To jeden z naszych najzdolniejszych oficerow.
— Nie watpie — stwierdzil Nebe. — To wszystko jest szalenie interesujace. Ale skad sie tutaj wzielo?
— Oltarz Wita Stwosza — zaczal Krebs — zabrano z katedry Najswietszej Marii Panny w Krakowie w listopadzie tysiac dziewiecset trzydziestego dziewiatego.
— Wszystko pochodzi z Generalnej Guberni — przerwal mu Globus. — Glownie, jak sadzimy, z Warszawy. Buhler odnotowywal te dziela sztuki jako zaginione lub zniszczone. Bog jeden wie, co jeszcze udalo sie ukrasc temu skorumpowanemu lajdakowi. Pomyslcie tylko, ile musial sprzedac, zeby kupic te wille!
Nebe dotknal jednego z plocien: przedstawialo przywiazanego do doryckiej kolumny swietego Sebastiana. Zlocista skore meczennika przebijaly strzaly pogan. Popekany werniks przypominal wyschniete koryto rzeki, ale nalozone pod spodem kolory — czerwien, biel, purpura i blekit — byly wciaz zywe. Obraz wydzielal z siebie slaby zapach plesni i kadzidla — zapach przedwojennej Polski, zapach narodu, ktory zniknal z mapy Europy. Tu i owdzie, zauwazyl March, na ramach widnialy slady cegiel i zaprawy — pozostalosci klasztornych murow, z ktorych zostaly wyrwane.
— Cos w jego twarzy przypomina mi ciebie, March. — Przejechal czubkami palcow po zarysie ciala swietego i chrapliwie sie zasmial. — Meczennik z wyboru. Co ty na to, Globus?
Globus odchrzaknal.
— Nie wierze w swietych. Ani w meczennikow — odparl, patrzac spode lba na Marcha.
— Nadzwyczajne — mruknal Nebe. — Pomyslec, ze z nich wszystkich wlasnie Buhler…
— Pan go znal? — zapytal dziwnie osmielony March.
— Slabo, przed wojna. Przekonany narodowy socjalista, a przy tym dobry adwokat. Ciekawe polaczenie. Niezwykly pedant. Podobnie jak obecny tutaj nasz kolega z Gestapo.
Krebs sklonil lekko glowe.
— Herr Oberstgruppenfuhrer jest bardzo uprzejmy.
— Sedno sprawy lezy w tym — wtracil poirytowany Globus — ze juz od pewnego czasu wiedzielismy o nielegalnej dzialalnosci towarzysza Buhlera. Wiedzielismy o tym, czym zajmowal sie w Generalnej Guberni. Wiedzielismy o jego wspolnikach. Niestety, w zeszlym tygodniu sukinsyn zorientowal sie, ze jestesmy na jego tropie.
— I zabil sie? — zapytal Nebe. — A Stuckart?
— To samo. Stuckart byl kompletnym degeneratem. Lubil napawac sie pieknem nie tylko na plotnie, ale i w naturze. Buhler zgarnal ze Wschodu to, co tam mieli najlepszego. Jak wygladaja te dane, Krebs?
— W roku tysiac dziewiecset czterdziestym polskie wladze muzealne sporzadzily tajny inwentarz. Jest teraz w naszym posiadaniu. Z samej Warszawy zabrano dwa tysiace siedemset obrazow mistrzow europejskich, dziesiec tysiecy plocien artystow polskich i tysiac czterysta rzezb.
— Czesc rzezb odkopujemy teraz w ogrodzie — oznajmil Globus. — Wiekszosc tych rzeczy przewieziono tam, gdzie powinny sie znalezc: do Fuhrermuseum w Linzu, Reichsmarschall Goring Museum w Carinhall, a takze do roznych galerii w Wiedniu i Berlinie. Ale istnieja duze rozbieznosci miedzy polska lista tego, co zostalo zabrane, a nasza lista tego, co otrzymalismy. Wygladalo to mniej wiecej tak: jako sekretarz stanu Buhler mial dostep dp wszystkiego. Wysylal pod eskorta transport do Stuckarta, do Ministerstwa Spraw Wewnetrznych. Na pozor wszystko bylo legalne. Stuckart magazynowal dziela sztuki albo od razu szmuglowal je za granice, wymieniajac na gotowke, kosztownosci lub zloto — wszystko, co mozna latwo ukryc i trudno wysledzic.
March zauwazyl, ze Nebe jest pod wrazeniem, mimo ze stara sie tego nie okazywac. Jego male oczka sycily sie sztuka.
— Czy zamieszany byl w to jeszcze jakis dygnitarz? — zapytal.
— Mowi panu cos nazwisko bylego podsekretarza Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Martina Luthera?
— Oczywiscie.
— Wlasnie go poszukujemy.
— Poszukujecie? Czyzby zaginal?
— Trzy dni temu nie wrocil z podrozy sluzbowej.
— Zakladam, ze macie niezbite dowody na to, ze rowniez maczal w tym palce.
— Podczas wojny Luther byl w ministerstwie szefem departamentu niemieckiego.
— Pamietam. Byl odpowiedzialny za kontakty MSZ z SS, a takze z Kripo. Kolejny fanatyczny narodowy socjalista — dodal Nebe, zwracajac sie do Krebsa. — Z pewnoscia spodobalby sie panu jego hm… entuzjazm. Twardy facet. Nawiasem mowiac, chcialbym w tym punkcie wyrazic oficjalne zdumienie, jakie budzi we mnie wiadomosc o jego zaangazowaniu w dzialalnosc przestepcza.
Krebs wyjal z kieszeni pioro.
— Buhler kradl dziela sztuki — kontynuowal Globus. — Stuckart odbieral je. Zajmowane przez Luthera stanowisko w MSZ zapewnialo mu mozliwosc swobodnego podrozowania za granice. Uwazamy, ze przemycal pewne rzeczy
— Gdzie?
— Glownie w Szwajcarii. Takze w Hiszpanii. Mozliwe, ze na Wegrzech.
— A kiedy Buhler wrocil z Generalnej Guberni… kiedy to bylo dokladnie? — zapytal Nebe, spogladajac na