Billy, moszczac sie w swoim blekitnym gniazdku, zauwazyl pod tronem srebrne buty Kopciuszka. Nagle przypomnial sobie, ze jego trzewiki sa zupelnie zniszczone, ze buty sa mu potrzebne. Nie chcialo mu sie opuszczac legowiska, ale przemogl sie i podszedl na czworakach do butow. Usiadl i przymierzyl je.
Pasowaly jak ulal. Billy Pilgrim byl teraz Kopciuszkiem, a Kopciuszek byl Billym Pilgrimem.
Gdzies wsrod tego wszystkiego odbyl sie wyklad na temat higieny osobistej, wygloszony przez najstarszego stopniem Anglika, a potem wolne wybory. Przynajmniej polowa Amerykanow przez caly czas chrapala sobie w najlepsze. Anglik wszedl na scene i postukujac swoja trzcinka o porecz tronu, wolal:
— Chlopcy, chlopcy, czy moge prosic o cisze?
I tak dalej.
Anglik powiedzial nastepujaca rzecz na temat woli przetrwania:
— Jesli czlowiek przestaje dbac o swoj wyglad, to znak, ze dlugo nie pozyje.
Powiedzial tez, ze widzial wielu ludzi, ktorzy umarli w taki oto sposob:
— Najpierw przestali trzymac sie prosto, potem przestali sie myc i golic, potem przestali wstawac z lozka, az wreszcie przestali rozmawiac i umarli. Jedna tylko rzecz przemawia na korzysc takiego postepowania: jest to niewatpliwie bardzo latwy i bezbolesny sposob przeniesienia sie na tamten swiat.
Zdarza sie.
Anglik powiedzial tez, ze kiedy trafil do niewoli, przyrzekl sobie myc zeby dwa razy dziennie, codziennie sie golic, myc twarz i rece przed kazdym posilkiem i po wyjsciu z latryny, czyscic codziennie buty, gimnastykowac sie co rano przynajmniej przez pol godziny i potem oddawac kal oraz czesto patrzec w lusterko i oceniac swoj wyglad ze szczegolnym uwzglednieniem postawy.
Billy Pilgrim sluchal tego wszystkiego lezac w swoim legowisku. Patrzyl nie na twarz Anglika, lecz na jego kostki.
— Zazdroszcze wam, chlopcy — powiedzial Anglik.
Ktos sie rozesmial. Billy zastanowil sie, na czym polega dowcip.
— Dzis po poludniu wyjezdzacie do Drezna, ktore jest podobno pieknym miastem. Nie bedziecie siedziec w kojcu, tak jak my. Pojedziecie tam, gdzie toczy sie normalne zycie i jedzenie jest niewatpliwie bardziej urozmaicone niz tutaj. Jesli moge wtracic kilka slow o sobie, to od pieciu lat nie widzialem juz drzew ani kwiatow, kobiety ani dziecka, psa ani kota, lokalu rozrywkowego ani czlowieka wykonujacego jakakolwiek uzyteczna prace.
Nawiasem mowiac, bombami nie musicie sie przejmowac. Drezno jest miastem otwartym. Nie jest bronione, nie ma przemyslu zbrojeniowego ani znaczniejszej koncentracji wojsk.
Gdzies wsrod tego wszystkiego starego Edgara Derby’ego wybrano starosta. Anglik wezwal do wysuwania kandydatur z sali, ale nie zgloszono ani jednej. Wowczas sam zaproponowal Derby’ego, wychwalajac jego dojrzalosc i dlugoletnie doswiadczenie w pracy z ludzmi. Innych kandydatur nie bylo, wiec liste zamknieto.
— Czy wszyscy sa za? — spytal Anglik.
Dwa czy trzy glosy odpowiedzialy „tak”.
Wowczas biedny stary Derby wyglosil przemowienie. Podziekowal Anglikowi za jego dobre rady i powiedzial, ze bedzie ich przestrzegal co do joty. Wyrazil tez przekonanie, ze jego rodacy postapia tak samo. Na koniec powiedzial, ze jego najwazniejsza troska bedzie dopilnowac, aby wszyscy wrocili calo do kraju.
— Pierdol baka, a bak brzdaka — mruknal Paul Lazzaro ze swego blekitnego legowiska.
Tego dnia nastapilo niespodziewane ocieplenie. W poludnie bylo cieplo i slonecznie. Niemcy przywiezli zupe i chleb na malych wozkach ciagnionych przez Rosjan. Anglicy przyslali prawdziwa kawe, cukier, marmolade, papierosy i cygara. Drzwi baraku zostawiono otwarte, aby wpuscic do srodka cieplo.
Amerykanie poczuli sie znacznie lepiej. Jedzenie juz przez nich nie przelatywalo. A potem trzeba bylo ruszac do Drezna. W miare porzadnie wymaszerowali z obozu Brytyjczykow. I znowu Billy Pilgrim przyciagal wszystkie spojrzenia. Mial teraz srebrne buty, mufke i kawal blekitnej draperii, ktora przywdzial jak toge. Nie zdazyl sie ogolic, podobnie jak idacy obok biedny stary Edgar Derby. Derby ukladal w wyobrazni list do domu i jego wargi poruszaly sie bezglosnie.
Kochana Margaret! Dzisiaj wyjezdzamy do Drezna. Nie martw sie o mnie. Tam nie bedzie nalotow, bo to miasto otwarte. Dzis w poludnie odbyly sie wybory starosty i zgadnij, kogo wybrali?
Przyprowadzono ich znowu na obozowa bocznice kolejowa. Przyjechali tu w dwoch wagonach. Odjezdzali znacznie wygodniej, bo w czterech. Spotkali sie tu znowu ze zmarlym wloczega. Lezal zamarzniety na kamien w zielsku kolo toru. Zastygl w pozycji plodowej, nawet po smierci usilujac dopasowac sie do innych, jak lyzeczka w pudelku. Tyle ze tych innych nie bylo. Lezal pomiedzy niebem a szutrem nasypu. Ktos sciagnal mu buty. Jego nagie stopy mialy kolor sinozolty. To, ze lezal martwy, bylo w jakis sposob normalne. Zdarza sie.
Przejazd do Drezna byl fraszka. Trwal niecale dwie godziny. Skurczone zoladki byly pelne. Przez okienka wpadalo do wagonow slonce i cieple powietrze. Dzieki Anglikom mieli tez pod dostatkiem papierosow.
Przyjechali na miejsce o piatej po poludniu. Drzwi wagonow zostaly otwarte, tworzac ramy, w ktorych ukazalo sie miasto, jakiego wiekszosc Amerykanow nigdy nie ogladala. Linia dachow byla wymyslna i zmyslowa, czarujaca i absurdalna. Billy’emu kojarzylo sie to z obrazkiem raju, jaki widzial w szkolce niedzielnej.
Ktos ze stojacych za nim powiedzial „Kraina Oz”. To bylem ja. Ja to powiedzialem. Jedyne miasto, jakie dotad widzialem, to bylo Indianapolis w stanie Indiana.
Wszystkie inne wieksze miasta w Niemczech byly bezwzglednie bombardowane i palone. W Dreznie nie wybito ani jednej szyby. Codziennie rozlegal sie piekielny ryk syren, ludzie schodzili do piwnic i sluchali tam radia. Samoloty zawsze lecialy gdzie indziej: do Lipska, Chemnitz, Plauen i innych miast. Zdarza sie
W Dreznie nadal dziarsko posapywaly kaloryfery. Dzwonily tramwaje. Dzialaly telefony. Swiatla zapalaly sie i gasly za przekreceniem kontaktu. Czynne byly teatry i restauracje. I zoo. Przemysl na terenie miasta reprezentowalo przetworstwo zywnosciowe, wytwornie lekow i papierosow.
Teraz, poznym popoludniem, ludzie wracali z pracy do domow. Byli zmeczeni.