chusteczka przy oczach weszla do ambulansu. Cisza przedluzala sie. Wiele osob napotkawszy wzrok Barneya, odwracalo sie z zazenowaniem. Barney usmiechnal sie do siebie tajemniczo i klasnal w dlonie.
— Kontynuujemy pokaz. Zawiescie drugi ekran. Obejrzymy reszte zdjec.
Kiedy ostatni metr filmu przesunal sie przez projektor, Barney stanal na wprost ekranu, reka oslaniajac oczy przed swiatlem.
— Nie widze, kto pozostal. Gino, jestes tutaj? A ty, Amory? Z tlumu dobiegly go potakiwania.
— W porzadku, zaczynamy probe ekranowa. Dajcie tu paru technikow z choinkami. — Teraz jest noc, Mr Hendrickson — odezwal sie z ciemnosci jakis glos.
— Nie jestem slepy. Zaplace za nadgodziny, ale mam ochote krecic wlasnie teraz. Jak zapewne wszyscy wiecie, bo plotki rozchodza sie z lotem blyskawicy w tym towarzystwie, Ruf Hawk zlamal noge i jest wylaczony ze zdjec. Pozbawilo to nas gwiazdora. Mogloby to brzmiec niewesolo, ale tak nie jest. Nie nakrecilismy z nim znowu tak wiele. Mozemy to wyciac — potrzebujemy jednak nowego aktora. Mam zamiar przeprowadzic probe z facetem, ktorego wszyscy dobrze znacie — z naszym miejscowym przyjacielem, Ottarem.
Odpowiedzia bylo kilka wstrzasnietych achniec, szepty i pare wybuchow smiechu. Do uszu Barneya dotarly te ostatnie.
— Ja wydaje tutaj polecenia, ja tu rzadze i ja zycze sobie tej proby. To tyle.
Przerwal, by zaczerpnac powietrza i uzmyslowil sobie, ze istotnie on tu rzadzi, sprawuje wladze, i to taka, jakiej nie mial nigdy przedtem. O tysiac lat od biura, bez zadnego kontaktu z dyrekcja. Bez radnego L.M., ktory wtyka we wszystko nos i ktorego nalezy sie bac. Caly ciezar spraw spoczal na jego barkach
— Zaczynamy probe natychmiast. Ottar wyglada wspaniale, w do tego nikt nie ma chyba watpliwosci. I jesli tylko poprawi troche akcent… to samo musieli zrobic Boyer i Von Stroheim, a popatrzcie do czego doszli. Teraz musimy sprawdzic, czy potrafi grac. Co najmniej tak, jak Ruf.
— Stawiam piec do jednego, ze bedzie lepszy — krzyknal ktos.
— Nie ma glupich — odpowiedziano mu i fala smiechu przebiegla przez tlum.
Tak!… Oni byli po jego stronie. Barney to czul. Najwyrazniej szalenstwo Wikingow udzielilo sie wszystkim. Mniejsza zreszta o powody — stali po jego stronie!
Barney opadl z powrotem na fotel i saczac whisky, wydal kilka polecen. Pojawily sie reflektory i kamera. Dopiero gdy zakonczono wszystkie przygotowania, wstal i sprzatnal butelke sprzed nosa chwiejacego sie Ottara.
— Oddaj — burknal Ottar.
— Za chwilke. Ale chcialbym, zebys zaspiewal mi jeszcze raz sage o Ragnarze. — Nie chce spiewac.
— Na pewno chcesz, Ottar. Opowiedzialem wszystkim jak piekna byla to piesn i teraz kazdy chce uslyszec, jak ja spiewasz. Nieprawda, chlopcy?
Odpowiedzial mu przyjazny chor potakiwan i brawa. Z mroku wyplynela nagle Slithey i ujela Ottara za reke.
— Zrobisz to dla mnie, kochanie. To bedzie moja piosenka — wyrecytowala role z jego poprzedniego filmu o jakims drugorzednym kompozytorze.
Ottar nie mogl sie oprzec jej urokowi osobistemu. Mamroczac cos, ale wyraznie nic wrogiego, stanal w miejscu wskazanym przez Barneya i ujal w dlon makiete topora.
— Za lekki — stwierdzil. Zrobiony z drewna. Zupelnie niedobry.
Ale zaspiewal. Z poczatku monotonnie, wciaz nieufnie obserwujac topor, lecz w miare jak piesn zaczela opanowywac jego zmysly, glosniej i z coraz wiekszym entuzjazmem. Po ostatnich slowach wydal dziki okrzyk i z pasja cisnal toporem, ktory uderzyl w jeden z reflektorow, omal go nie tlukac. Na widowni rozlegly sie gromkie oklaski i krzyki, on zas wielkimi krokami przechadzal sie dumnie tam i z powrotem, najwyrazniej ucieszony ta reakcja.
— Wspaniale — pochwalil go Barney. — A teraz sprobujemy jeszcze jednego drobiazgu, zanim sobie pojdziesz. Widzisz te lampe nakryta helmem i ubrana w plaszcz? Dobrze, to jest wartownik nieprzyjaciol. Zakradniesz sie i zabijesz go, tak jakbys to zrobil naprawde.
— Po co?
— Po co? Ottar, coz to za pytanie…? — Barney doskonale wiedzial co to za pytanie. Bylo to jedno z pytan, na ktore bardzo trudno znalezc odpowiedz. Dla zawodowego aktora problem „Po co?” jest zupelnie prosty — w ten sposob zarabia sie na zycie. Ale dlaczego mialby to robic Ottar?
— Zapomnij o tym na chwile. Chodz tu, siadaj, napij sie i dla odmiany teraz ja opowiem ci sage.
— Wy tez macie sagi? Sagi sa dobre.
W owej przedfilmowej i przedpismiennej epoce sagi byly wszystkim — piesnia i historia, ksiazka i gazeta stopionymi w jedna calosc. Barney wiedzial o tym.
— Ciesze sie — odrzekl i skierowal kamere na Ottara. — Bierz butelke i sluchaj opowiesci, opowiesci o wielkim Wikingu, meznym wojowniku, ktory nosil imie Ottar…
— Tak jak ja?
— Tak samo! Byl on slawnym wojownikiem. Mial serdecznego przyjaciela, z ktorym pil i ktory walczyl z nim ramie w ramie. Byli najlepszymi przyjaciolmi na swiecie. Ale pewnego dnia w czasie bitwy wrogowie schwytali przyjaciela Ottara, zwiazali go i uprowadzili. Lecz Ottar podazyl za nimi i ukryty w poblizu wrogiego obozu czekal az zapadnie noc. Byl spragniony po walce i napil sie, ale stal spokojnie w ukryciu.
Na te slowa Ottar lyknal pospiesznie z butelki i oparl sie mocniej o bok przyczepy.
— Zapadly ciemnosci i nadszedl wlasciwy czas. Mogl uwolnic przyjaciela. „Powstan Ottarze!” — rzeki do siebie. — „Powstan i uratuj druha, ktorego maja zabic o poranku. Powstan!”.
Ostatnie slowo Barney wyszeptal tonem polecenia i Ottar jednym zwinnym ruchem zerwal sie na nogi, calkowicie zapominajac o butelce.
— Rozejrzyj sie, Ottarze, rozejrzyj sie wokol domu. Widzisz straznika? Tak, to on!
Ottar stal sie w tym momencie integralna czescia opowiesci. Schylil sie nisko i powoli zlustrowal naroznik. Cofnal sie.
— To straznik. Stoi odwrocony do ciebie plecami. Podczolgaj sie, Ottarze i zabij go bezszelestnie swoimi dlonmi. Schwyc go za szyje tak, by umarl nie wydajac dzwieku. Spokojnie… teraz… dopoki stoi tylem.
Ottar wychynal zza przyczepy, zgial sie wpol i podpelzl bezglosnie po zrytej koleinami ziemi — jak cien. Gdy sunal do przodu, nikt nawet nie drgnal ani nie uronil jednego slowa. Barney rozejrzal sie i spostrzegl, ze jego sekretarka stoi tuz kolo niego z oczyma utkwionymi w skradajacego sie Ottara.
— Ruszaj, Betty. Idz w strone lewego wyjscia — chwycil ja za reke i popchnal lekko do przodu.
— Ottar ukryl sie pod zaslona ciemnosci i czeka az kobieta przejdzie obok. Kobieta mija go, ale go nie dostrzega. Odeszla. Ottar odczekal, az ucichna jej kroki — znow rusza naprzod. Jest coraz blizej… Moze zadac cios!
Gino odwrocil blyskawicznie kamere w slad za Wikingiem, ktory, w absolutnej ciszy, wyprostowal sie, skoczyl i poszybowal w powietrze wprost na manekin. Helm potoczyl sie na bok, a stalowy korpus lampy tkwil wciaz miedzy palcami Ottara, zgiety nieomal wpol.
— Stop — krzyknal Barney. — To wlasnie byla ta saga, Ottar. Tak jakbys to zrobil na serio. Zabiles straznika i uwolniles przyjaciela. Swietnie, naprawde doskonale. Pokazcie teraz wszyscy jak bardzo podobala wam sie jego gra.
W odpowiedzi zabrzmialy oklaski i entuzjastyczne gwizdy. Ottar usiadl i zamrugal szybko powiekami. Powoli wracala mu swiadomosc miejsca, w ktorym przebywal. Spojrzal na wykrzywiony kawalek metalu, odrzucil go na bok i usmiechnal sie szeroko.
— To bylo dobra opowiesc — rzekl. — Tak wlasnie robi to Ottar.
— Pokaze ci jutro zdjecia. Zobaczysz film o sobie samym. Jak robisz to wszystko. No — ale to byl dlugi dzien. Tex, Dallas! Nie wzialby ktorys z was jeepa i nie odwiozl Ottara do domu?
Robilo sie coraz ciemniej i zanim technicy uprzatneli kamere i reflektory, tlum zdazyl sie juz rozejsc. Barney