na mysli? W porzadku — odsuncie troche tyl.
Dwoch stolarzy przesunelo tylna sciane, ukazujac kamere stojaca w niszy naprzeciwko.
— Wlaz tu, Gino — polecil Barney — a ja powtorze o co chodzi w scenie. Klaps numer 54. W sama pore, Ottar. Wlasnie wchodzisz na plan.
Wiking wkroczyl do srodka, spowity w przeciwdeszczowy plaszcz z tworzywa sztucznego. Kroczacy za nim charakteryzator oslanial go trzymanym nad glowa parasolem.
— Czesc, Barney! — zawolal. — Wygladam dobrze, no nie?
Rzeczywiscie nie wygladal zle. Wymoczono go w kadzi — wode trzeba bylo zmieniac trzykrotnie wymyto mu, wysuszono i utrefiono brode oraz wlosy. Ottar, odziany w stroj Rufa przerobiony na miare jego masywnej postaci, robil jak najlepsze wrazenie. Wiedzial o tym i rozkoszowal sie tym.
— Jestes wspanialy. Tak cudowny, ze trzeba ci zrobic troche zdjec. Potem je obejrzysz. Chcesz? — Dobry pomysl. Bardzo dobrze wygladam na filmie.
— W porzadku. Teraz posluchaj czego od ciebie chce — Barney zamknal drzwi do komory sypialnej. Bede w srodku z kamera. Stoisz w tym miejscu i otwierasz drzwi… o tak… a kiedy otworzysz je na osciez, spojrzysz na dol, na lozko i usmiechniesz sie z wolna. To wszystko.
— Glupi pomysl. Sfotografuj mnie tutaj!
— Wysoko sobie cenie twoje rady, Ottar, ale mysl, ze zrobimy to po mojemu. Pomijajac wszystko inne, dostajesz przeciez butelke dziennie i grzywne srebra na miesiac. Musisz na nie zapracowac.
— Slusznie — jedna butelke kazdego dnia. Gdzie jest dzisiejsza?
— Po pracy! Nawet nie zaczelismy. Stan tu, a ja biore sie za kamere. — Sciagnal przez glowe peleryne i poszedl w strone niszy.
Po szeregu wykrzykiwanych glosno polecen i kilku probach wygladalo na to, ze Ottar zrozumial wreszcie, czego od niego chca. Po raz kolejny zamknieto drzwi i Barney kazal zaczac od nowa. Kamera nacelowana na ciemna plame loza zaszumiala cicho i w tym momencie drzwi wylecialy, pchniete z nadludzka sila. Jedna z oderwanych klamek pozostala w dloni Ottara.
— Niech to pieklo pochlonie! — warknal i cisnal klamke na ziemie.
Barney westchnal gleboko.
— Powinienes zagrac te scene nieco inaczej. Wczuj sie w role. Przybywasz do domu niespodzianie. Jestes zmeczony. Otwierasz drzwi, by polozyc sie i wypoczac. Spogladasz w dol i dostrzegasz, ze na lozku spi Gudrid. Wtedy usmiechasz sie do niej.
— Na tej wyspie nie ma zadnej Gudrid.
— Gudrid to filmowe imie Slithey. Wiesz kto to jest Slithey?
— Jasne. Ale jej tu nie ma. Wszystko to jest glupota. Tyle ci powiem, Barney.
Barney pracowal z tepymi i zlymi aktorami od wielu lat, udalo mu sie wiec utrzymac nerwy na wodzy. — Poczekaj chwile, sprobujemy jeszcze raz — odparl.
Daly sie slyszec odglosy krzataniny, gderliwe utyskiwania — w koncu jednak drzwi otworzyly sie (tym razem znacznie lagodniej ) i wyszedl zza nich Ottar. Lypnal ponuro w kamere, po czym spojrzal nizej, w strone lozka i… wyraz jego twarzy stopniowo zlagodnial. Zmarszczone czolo wypogodzilo sie, oczy rozszerzy , a w kacikach ust zaigral radosny usmiech. Wszedl.
— Stop! Doskonale — Barney byl szybszy od Ottara i pierwszy chwycil lezaca na lozku butelke „Jacka Danielsa”.
— Zachowam to dla ciebie na pozniej. Auuu…!
Wiking chwycil go za przegub i Barney dowiedzial sie, co to znaczy wlozyc reke pod prase hydrauliczna. Butelka wysunela sie ze zdretwialych palcow. Rozcierajac zmiazdzony nadgarstek zaczal sie zastanawiac czy rzeczywiscie dokonal wlasciwego wyboru odtworcow glownych rol w tym filmie.
Pojawila sie Slithey i gdy zdjeto z niej kalosze, pelerynie oraz kilka jardow innych syntetycznych tkanin, stanela boso w rozowym, przezroczystym neglizu i zatrzesla sie z zimna.
— Zimno mi — oznajmila.
— Wlaczcie piecyk, razem z tymi lampami pod lozkiem — rozkazal Barney. — Grasz ujecie nr 43, Slithey, nakladasz plaszcz i zamykasz drzwi. Tu jest dostatecznie cieplo.
— Nie chce zlapac zapalenia oskrzeli.
— Z twoimi… plucami nie masz na to szans.
Scena byla krotka, zaledwie kilka sekund na ekranie, lecz przy kreceniu filmu wszystko wymaga czasu — dosc, ze zanim skonczyli, Ottar zdazyl oproznic butelke do polowy i teraz, siedzac w kacie, podspiewywal sobie radosnie.
— Teraz my, ujecie 55, wchodzisz Ottar! Bylbys moze laskaw odstawic na chwile swoja pensje! zawolal Barney.
Ottar, ktorego whisky znacznie uspokoila, wkroczyl na plan i spojrzal na Slithey, przykryta kocem uzywanym przez Wikingow z plemienia Navaho i spoczywajaca w apetycznej pozie na przerazliwej wielkosci lozu.
— Ona ma byc zmeczona? — zapytal. — Za duzo swiatla, by spac.
— Bardzo sprytnie to zauwazyles, ale wciaz jeszcze krecimy film. Sluchaj teraz czego od ciebie chce. Barney stanal u wezglowia lozka. — Wlasnie otworzyles drzwi, spogladasz na uspiona dziewczynie. Powoli, bardzo powoli opuszczasz dlon i dotykasz jej wlosow. Ona budzi sie, odsuwa z przestrachem, kuli sie. Usmiechasz sie, siadasz na brzegu loza, przyciagasz ja do siebie i calujesz. Na poczatku broni sie, odpycha cie od siebie, lecz wnet nienawisc przeradza sie w uczucie. Jej rece oplataja cie w uscisku. Zwraca ci pocalunek. Twoja reka zmierza z wolna do ramiaczka jej koszuli — zapamietaj dokladnie ktorego, reszta trzyma sie tylko na klej — bez pospiechu zdejmujesz je z jej ramienia. To wszystko. W tym momencie konczymy, pozostawiajac reszte wyobrazni widzow, a ci wyobraznie maja niemala. No to ruszamy.
Byla to niewiarygodnie ciezka harowka. Ottar najwyrazniej nie byl tym wszystkim zainteresowany; wodzil tylko okiem za butelka, aby upewnic sie, ze nikt jej nie rusza. Barney oblewal sie potem, usilujac wykrzesac z niego choc iskierke zapalu. Wreszcie umieszczono butelke w rogu lozka, poza zasiegiem kamery, co dalo taki efekt, ze Ottar przynajmniej patrzyl we wlasciwym kierunku.
— Zaczynamy — polecil Barney. — Bedziemy to krecic bez dzwieku. Poprowadze cie. Wszyscy inni tez niech siedza cicho. Kamera! Ottar, wchodzisz, spogladasz w dol… tulaj, a nie na te cholerna butelke!… siegasz i dotykasz jej wlosow. Slithey budzi sie… dobrze! idzie ci zupelnie dobrze!… Teraz siadasz… Nie demoluj lozka! Doskonale!… Teraz nachylasz sie… tak… calujecie sie…
Palce Ottara zacisnely sie wokol nagiego ramienia Slithey. W tym momencie Wiking zapomnial calkowicie o butelce. Jego plecy wyprazyly sie gwaltownie. Magia hormonow Slithey dzialala w stuleciu XI rownie niezawodnie jak w wieku XX. Zapach zlanego wonnosciami kobiecego ciala przepelnil nozdrza Ottara. Teraz juz nie potrzebowal Barneya, by przyciagnac ja do siebie.
— Znakomicie — wykrzyknal Barney. — Namietny uscisk i pocalunek; Slithey, pomietaj ze go nienawidzisz!
Slithey wila sie w uscisku, bijac zacisnietymi piastkami po poteznym karku Wikinga. Ze slowami „ostroznie jaskiniowcu” spokojnie odwrocila glowa i w tym momencie otrzymala kolejny pocalunek. — Wspaniale — krzyknal Barney. — Jeszcze jedna taka szamotanina Slithey! Doskonale! Kladz ja na lozko Ottar, sila! Teraz ramiaczko!
Dal sie slyszec ostry dzwiek rozdzieranej tkaniny. — Hej, ty, uwazaj co robisz — wrzasnela Slithey.
— Daj spokoj — byl to glos Barneya. — Dostaniesz nowa butelka Ottar, cudownie! Teraz zachodzi w tobie przemiana, Slithey. Nienawisc przemienia sie w plomienna namietnosc… Bardzo dobrze.
— Zobacz, co on robi — powiedzial Amory Blestead.
— Stop! To bylo dobre. Nadaje sie. Stop, powiedzialem… Ottar zabierz te lapy… Slithey!… scena skonczona!
— Ajajajaj z entuzjazmem wykrzyknal jeden z monterow. — Niech ich ktos zatrzyma!
— Dlaczego? Wygladaja na zadowolonych. Ja zreszta tez.
Odglos rozpruwanego materialu zmieszal sie ze szczesliwym chichotem Slithey.
— Wystarczy — ostro krzyknal Barney. — Tylko ramiaczko!… Obawiam sie, ze sprawy zaszly zbyt daleko. Ottar!!! Tylko nie t o ! ! !
— Johoho! — zapiszczal ktos, a potem zapadla dluga cisza, przerywana jedynie dyszeniem Ottara, podobnym do sapania lokomotywy.
W koncu Barney przelamal atmosfera napietej uwagi wychodzac i z trzaskiem zamykajac za soba drzwi. Z