Barney, zakladajac, ze ktos przypadkiem moze byc w biurze, wykrecil najpierw numer centrali budynku administracyjnego. Trafil. Odezwal sie osobisty doradcy finansowy L.M. Sam, ktory najwidoczniej ksiegi finansowe falszowal na osobnosci.

— Sam — odezwal sie Barney — milo cie znow slyszec. Jak sie masz… Co?… O, przepraszam, zapomnialem… Tak, to bylo pare godzin dla ciebie, ale dla mnie cale miesiace… nie, oczywiscie, ze nie pilem. Krecilem film… tak, prawie skonczony… Sam, nie… nie denerwuj sie.:. krecilem go jeden dzien dokladnie w tym samym sensie w jakim Charley napisal scenariusz w ciagu godziny. Tyralismy jak wory. Sluchaj, wyjasnie ci to pozniej, teraz chcialbym, zebys mi pomogl. Musisz porozmawiac z jednym ze straznikow w studio… Tak, jakis kretyn, chyba nowy. Kaz mu otworzyc magazyn. Chce zabrac cala zywnosc… puszki i produkty sypkie… Nie, nie jestem glodny, to dla tubylcow; jako zaplata statystom… Sam, co to ma znaczyc, ze musisz o tym pomyslec?… jezeli mozemy im zaplacic platkami owsianymi zamiast w zielonych, to jaka to u diabla robi ci roznice?

Nie poszlo to latwo, zreszta jak zwykle z Samem, ale w koncu dal sie przekonac. Sam chronicznie nienawidzil wydatkow, nawet jesli byly to tylko platki owsiane, totez zemscil sie za swoja porazke na strazniku, ktory wrocil od telefonu purpurowy z wscieklosci. Do wpol do szostej zaladowano ciezarowke, ktora w kwadrans pozniej stala juz na platformie czasu. Barney raz jeszcze sprawdzil zawartosc, po czym zajrzal do kabiny Hewetta.

— Niech pan to zabierze ze soba, profesorze, ale pozwoli pan, ze najpierw cos panu wyjasnie.

— Czy mam przez to rozumiec, ze nie wraca pan razem z nami?

— Wlasnie. Mam kilka spraw do zalatwienia tu, na miejscu. Gdyby pan zechcial rozladowac wszystko i wrocic po mnie za kilka godzin… no, powiedzmy o dziesiatej. Gdyby mnie tu nie bylo, poinformuje pana telefonicznie jak wyglada sytuacja.

Hewett byl zly jak osa.

— Wydaje mi sie, ze jestem czyms w rodzaju kierowcy taksowki czasowej i nie sadze bym byl z tego powodu zadowolony. Bylem przekonany, ze przeniesiemy sie do jedenastego wieku, by nakrecic ten panski film, a potem wrocimy. Tymczasem mam wrazenie, ze pracuje w ruchu ciaglym…

— Prosze sie uspokoic, profesorze, zblizamy sie juz do konca naszego przymusowego aresztu domowego. Czy wydaje sie panu, ze zdecydowalbym sie na strate tych kilku godzin, gdybym nie byl zupelnie spokojny o losy produkcji? Zrobimy jeszcze tylko jeden skok w czasie, skonczymy ten film i bedzie po wszystkim.

Potem Barney stanal przy drzwiach i przygladal sie, jak platforma znika w przeszlosci. Z powrotem w dzikie ostepy pierwotnej Kanady, z powrotem w kraine zimnych deszczow i pierzchnacej na mrozie twarzy. Niech jada! On zas mial zamiar dac sobie kilka godzin wytchnienia — zalatwic przy okazji pare interesow, no i zabawic sie troche. Do tej pory nie byl w stanie odpoczywac normalnie, meczyla go koniecznosc ukonczenia tego przekletego filmu. Ale teraz… teraz wszystko bylo juz nieomal dopiete na ostatni guzik, on sam zas mial juz dosc pasma wyrzeczen, ktore ciagnelo sie od dobrych paru miesiecy. Pierwsza rzecza, ktorej wymagaly od niego interesy, byl wykwintny obiad u Chaseya — Barney czul, ze byl sobie winien chociaz tyle. Nie bylo sensu isc do Fungus Grotto wczesniej niz o dziewiatej.

Byc w Kalifornii i to w dwudziestym wieku, wydawalo mu sie czyms nierealnym. Wszystko poruszalo sie zbyt nerwowo, bylo zbyt jaskrawe, a smrod spalin przyprawial go o bol glowy. Czul sie jak wiejski prostak, ktory pierwszy raz widzi miasto. Pomogla mu kolacja — kolacja poprzedzona drinkiem, popita szampanem i zakonczona koniakiem. Gdy taksowka zatrzymala sie przed brama klubu, bol glowy ustapil zupelnie. Udalo mu sie nawet nie poczuc nieswojo na widok ohydnie zielonego wejscia, przyozdobionego czerwonymi trupimi czaszkami i skrzyzowanymi piszczelami.

— Strzez sie — jeknal grobowy glos, gdy Barney otworzyl drzwi. — Ostrzegam, ze kazdy, kto wchodzi do Fungus Grotto czyni to na wlasna odpowiedzialnosc. Ostrzegam…

Nagrany na tasmie glos zamarl, gdy tylko drzwi sie zamknely. Barney ruszyl w dol po tonacych w mroku, obitych czarnym aksamitem schodach. Zaslona z jarzacych sie plastykowych kosci stanowila ostatnia przeszkode, broniaca dostepu do wewnetrznego sanktuarium klubu. Barney juz tu bywal, stad pewna scenograficzna ekstrawagancja nie wywarta na nim zadnego wrazenia. Co prawda za pierwszym razem tez bylo ono zadne, calosc bowiem niewiele roznila sie od budy jarmarcznej. W katach zwisaly gumowe pajeczyny, fotele mialy ksztalt muchomorow, a wszystko oswietlal migotliwy blask zielonkawych lamp.

— Krwawa Mary — powiedzial w kierunku przebranego za wampira kelnera. — Spiderman juz przyszedl?

— Dzadze, dze jezd f karteropie — przez plastykowe kly wymamrotala pokraka.

— Powiedz mu, ze chce z nim pogadac. Jestem Barney Hendrickson z Climactic Studios.

Spiderman pojawil sie przy stoliku zanim jeszcze zdazyl to zrobic zamowiony drink. Byla to zgarbiona, ale ruchliwa postac, odziana w czern. Wielkie ciemne okulary dopelnialy calosci obrazu.

— Dawno cie nie widzialem, chlopie. Jak leci? — wilgotne palce musnely wyciagnieta dlon Barneya, po czym Spiderman opadl na fotel.

— Jakos trzymam sie kupy. Sluchaj, Spider, czy to prawda, ze grales w kilku filmach?

— Tak, zrobilem muzyke do jakiegos wszawego, polpornograficznego gowna pod nazwa „Walka malolatow gitow z malolatami cpunami”, ale mam nadzieje, ze ludzie zdazyli juz o tym zapomniec. A czemu pytasz? Czyzby interesowal cie biedny, stary Spiderman? — Kto wie, Spinnake, kto wie. Jak myslisz, napisalbys muzyke do filmu i nagral ja razem ze swoim zespolem?

— Wszystko jest mozliwe, ojciec, ale wymaga czasu. Mamy zobowiazania.

— Nie martw sie o czas, zalatwie to tak, ze nie stracicie ani jednego wystepu. Mysle, ze twoj styl bedzie w sam raz do filmu, ktory krece — wstrzasajacej opowiesci o Wikingach. Slyszales o nich?

— Tak… Wlochate facety z siekierami; szlachtuja wszystko, co im wpadnie w rece.

— Z grubsza tak. Sa prymitywni i silni. Uzywaja pewnej odmiany mosieznego rogu. To nasunelo mi pomysl. Instrumenty dete uzupelnione perkusja walaca z prymitywna pasja.

— W porzadku.

— Dasz rade to zrobic?

— Oczywiscie.

— Swietnie. Oto stowa zaliczki — Barney wyciagnal z portfela piec dwudziestek — i polozyl je na stoliku. Lepkie palce Spidermana popelzly po czarnym obiciu i wchlonely je.

— Bierz swoich chlopakow i jedziemy do studio. Tam ci wszystko wytlumacze. Bedziecie z powrotem za godzine. — Barney nie zadal sobie trudu, by wyjasnic co moze stac sie w ciagu tej jednej, dwudziestowiecznej godziny.

— Nie da rady. Na razie produkuje sie tylko ja i Dooty, reszta bedzie kolo jedenastej. Potem gramy do trzeciej. Wczesniej nie mozemy sie urwac.

Barney jednym lykiem przelknal swoj cocktail i spojrzal na zegarek. Przekonal sie, ze nie ma najmniejszego sensu wychodzic stad i wracac z powrotem. Trzecia rano, w niedziele, byl to termin absolutnie wystarczajacy, zwazywszy, ze mial czas az do poniedzialku. Wszystko sie uda. Gdy Spiderman znikl na zapleczu, Barney podszedl do telefonu i umowil sie z Hewettem na nowo na godzine trzecia rano, po czym wrocil do stolika z mocnym postanowieniem, ze postara sie odprezyc, o ile bylo to mozliwe przy odglosach tuby i calego zespolu instrumentow detych, wzmocnionych elektryczna perkusja. Pomogla mu Krwawa Mary.

O drugiej rano wstal i wyszedl zaczerpnac nieco takiego powietrza, ktore nie byloby geste od dymu tytoniowego i nie dygotalo w rytm perkusji. Udalo mu sie nawet zamowic dwie taksowki na pare minut po trzeciej. Wszystko szlo jak najlepiej.

Niedlugo potem wysiedli przed drzwiami magazynu — profesor Hewett spogladal to na nich, to na tarcze zegarka.

— Niezwykle punktualnie — sapnal.

— Nie najgorzej profesorze, stary byku — odparl Barney, klepnawszy go po ramieniu i odwrocil sie, by pomoc wyciagnac z taksowki perkusje. Do magazynu wmaszerowali wszyscy gesiego — orkiestra rznela marsza „Pulkownik Bogey”.

— Co to za tratwa? — zapytal Spiderman na widok platformy. Byl zmeczony, oczy mial mocno podkrazone.

— Srodek transportu. Wlaz! Obiecuje ci, ze nie bedzie nas tylko kilka minut — Barney, mowiac to usmiechnal sie przebiegle.

Вы читаете Filmowy wehikul czasu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату