tym, jak wyszedl, gaworzac cos radosnie do siebie.
— Jestes ranny? — zagadnal go Ottar.
— Niezupelnie. Nie zwracaj na to uwagi. Miej oko na tych Indian.
— Nie obawiam sie ich. Zetniemy mnostwo drzew. Zbijemy majatek na Islandii. Zabierasz Gudrid?
— Na pare minut, w twojej epoce. Co sie stanie potem, zalezy juz tylko od niej. Zegnaj, Ottarze.
— Far heill(Do widzenia) Barney. Nakrec jeszcze jeden film i plac mi „Jackiem Danielsem’. „
— Niewykluczone.
To byla juz ostatnia podroz. Wszyscy inni odjechali i platforma czasu stala na srodku zrytej kolami samochodow i pokrytej stratowana trawa, polhektarowej plaszczyzny. Rolki z filmem spoczywaly w pickupie, jedynym pojezdzie znajdujacym sie na platformie. Za kierownica siedzial Dallas, obok niego ulokowala sie Slithey z zaczerwienionymi od placzu oczami.
— Zabieramy to wszystko — krzyknal Barney do profesora Hewetta i po raz ostatni wciagnal w pluca gleboki haust czystego, swiezego powietrza.
Profesor zostawil pickupa i jego pasazerow w piatkowym popoludniu. Podroz po petli czasu wstecz, do poniedzialkowego poranku odbyl tylko Barney i pudelka z filmem.
— Prosze zostawic mi troche czasu, profesorze — powiedzial. — Musze byc w biurze L.M. o pol do jedenastej.
Natychmiast po przybyciu na miejsce Barney zatelefonowal. Przyszlo mu poczekac dobra chwile zanim w studio dzwiekowym pojawil sie jeden z technikow z recznym wozkiem. Gdy skonczyli zaladunek pudelek, byla punktualnie godzina 10.20.
— Dostarczysz to do biura L.M. — polecil Barney. — Ja pojde przed toba z rolka numer jeden.
Barney szedl szybko. W momencie, gdy wyszedl zza ostatniego zakretu korytarza dostrzegl znajoma, sflaczala sylwetke z trudem gramolaca sie po schodach. Usmiechnal sie wstretnie i podazyl za samym soba wzdluz korytarza, az pod drzwi gabinetu L.M. Postac przed nim ani razu nie obejrzala sie za siebie. Barney odczekal, az tamten jednym pchnieciem otworzyl drzwi. Dopiero wtedy chwycil go za ramie i odciagnal jego reke.
— Nie wlaz tam — powiedzial.
— Co ty sobie, u diabla, wyobrazasz? — wrzasnal wczesniejszy Barney, po czym spojrzal na niego i sflaczal nagle jak drugorzedny aktor w trzeciorzednym filmie grozy. Oczy wyszly mu z orbit, jego cialem wstrzasnely dreszcze.
— Piekny widok — mruknal Barney. — Powinienes raczej grac w filmach niz je rezyserowac.
— Ty jestes… mna! — wymamrotala kretynska postac.
— Bardzo trafna uwaga — odparl Barney i w tym momencie przypomnial sobie o schemacie. Byl wielce rad, mogac sie go pozbyc. — Potrzymaj to chwile — powiedzial i wcisnal pudlo z filmem w rece tego drugiego.
Wlozenie do kieszeni prawej reki owinietej w mokry bandaz bylo dla Barneya zadaniem ponad sily. Szukajac po omacku wolna lewa reka, wydobyl w koncu portfel z kurtki. Drugi Barney trzymal pudlo z filmem i mamrotal cos do siebie dopoki Barney nie wyjal mu jej z rak i nie wetknal mu w dlon kartki ze schematem:
— Co sie stalo z moja… z twoja reka — zapytal przerazony drugi Barney.
Powinienem ci powiedziec, pomyslal Barney. Jednak w tym momencie dostrzegl zblizajacego sie technika z wozkiem i otworzyl przed nim drzwiczki.
— Daj to profesorowi — powiedzial Barney, gdy technik minal ich obydwu. Nie mogl powstrzymac sie przed kolejna kasliwa uwaga. — Przestan sie tu petac i skoncz film, dobrze? — dorzucil na koniec. Wszedl do gabinetu, pozwalajac drzwiom zatrzasnac sie swobodnie za jego plecami. Nie obejrzal sie.
Jestem pewien, ze Mr Greenspan wszystko panom wyjasnil. Bylismy za granica — wlasnie dopiero przed Uczucie, ze po raz pierwszy w zyciu jest czegos absolutnie pewien sprawialo mu ogromna satysfakcje. To poczucie pewnosci pozwolilo mu nie zwrocic najmniejszej uwagi na panne Zucker, ktora probowala mu powiedziec cos na temat przedstawicieli banku. Odepchnal ja na bok i otworzyl wewnetrzne drzwi biura przed technikiem. Bardzo blady L.M. spojrzal na niego. Jednoczesnie szesciu siwowlosych mezczyzn o pokerowych twarzach odwrocilo sie, by sprawdzic kto jest sprawca tego zamieszania.
— Prosze mi wybaczyc spoznienie, panowie — powiedzial Barney ze spokojna pewnoscia siebie. Jestem pewien, ze Mr Greenspan wszystko panom wyjasnil. Bylismy za granica — wlasnie dopiero przed chwila wrocilem z kopia filmu, o ktorym panom wspominal. To nabytek wartosci wielu milionow dolarow. Otwiera nowa epoke w dziejach sztuki filmowej i nowa ere w dziejach dochodow firmy.
Pudelka z filmem szczekaly jedno o drugie, gdy technik zatrzymal wozek. Sam, siedzacy w najciemniejszym kacie gabinetu wydal z siebie lekkie, ledwo slyszalne westchnienie.
19
— Wybacz, ze nie wstaje — powiedzial Jens Lynn — ale lekarze kazali mi rygorystycznie przestrzegac popoludniowego odpoczynku.
— Jasne — odparl Barney. — Nie przejmuj sie . Ciagle cie to meczy?
Jens lezal wyciagniety na sofie, ustawionej w ogrodzie jego domu. Wygladal na znacznie chudszego i bledszego niz wczasach, z ktorych pamietal go Barney.
— Niezupelnie — odparl Jens — To kwestia rekonwalescencji. Funkcjonuje juz zupelnie niezle, wczoraj wieczorem bylem na przyklad na premierze. I zmuszony jestem przyznac, ze generalnie rzecz biorac, ten film mi sie spodobal.
— Powinienes pisac do gazet. Jeden z krytykow oskarzyl nas o pozalowania godne wysilki w celu osiagniecia realizmu, o obszarpanie w brudnym, rosyjskim stylu i to w dodatku zakonczone zupelna kleska. Glosi on, ze te tlumy to po prostu dobrzy amerykanscy statysci, ba — rozpoznal nawet fragment kalifornijskiego wybrzeza, na ktorym nakrecono te sceny.
— Moge zrozumiec jego odczucia. Mimo ze bylem tam podczas zdjec, ogladajac je mialem wrazenie czegos zupelnie nierealnego. Mysle, ze wszystkie cuda filmu i uroki dziwnych miejsc spowszechnialy nam na tyle, iz wszystkie one wydaja sie nam podobne do siebie. Ale czy ta negatywna reakcja krytyki oznacza, ze film zrobil klape?
— W zadnym wypadku! Krytycy zawsze chlastaja niemilosiernie wszystkie wielkie szlagiery kasowe. Koszta tego filmu zwrocily sie nam juz dziesieciokrotnie, a wplywy ciagle nie maleja. Ten eksperyment okazal sie wyjatkowym sukcesem. Zbieramy sie dzisiaj, by podyskutowac o nastepnym filmie. Wiesz, od dawna chcialem wpasc i zobaczyc sie z toba i rozumiesz… mam nadzieje, ze nie czujesz do mnie…
— Urazy? Nie, Barney. To juz mi przeszlo. Chcialbym przeprosic cie za to, ze tak sie wtedy unioslem. Dzis patrze na te sprawy z zupelnie innej perspektywy.
Barney usmiechnal sie szeroko.
— No, to najlepsza wiadomosc, jakiej moglem sie spodziewac. Musze przyznac, ze niezle mnie wtedy wkurzyles, Jens. Przynioslem ci nawet podarunek z okazji zawarcia miedzy nami pokoju. Co prawda zdobyl go Dallas i to on prosil mnie, bym ci go wreczyl.
— O Boze! — jeknal z zachwytu Jens, otwierajac pudlo i wydobywajac z niego kawal plaskiego drewna pokrytego na krawedziach nacieciami. — Co to?
— Kolatka. Z Cape Dorset. Wymachiwali tym podczas ataku na oboz Ottara.
— Oczywiscie. Pewnie, ze tak. — Jens siegnal po gruba ksiege lezaca na stoliku tuz obok jego glowy. — To bardzo milo z waszej strony, ze pamietaliscie o mnie. Podziekuj ode mnie Dallasowi, kiedy tylko go spotkasz. Wiesz, kilka osob z ekipy wpadalo juz tu do mnie i wiem sporo o wszystkim, co sie zdarzylo po moim odjezdzie. Poza tym moglem sobie o tym poczytac — wskazal reka na ksiazke.
Barney spojrzal na niego z zaskoczeniem.
— To „Sagi islandzkie” w oryginalnej wersji staronorweskiej, w jezyku, w ktorym zostaly napisane. Oczywiscie wiekszosc z nich byla przekazywana w formie tradycji ustnej przez ponad dwiescie lat zanim je spisano, ale jest rzecza niezwykle zadziwiajaca, jak bardzo potrafia byc dokladne. Gdybym mogl przeczytac ci pare fragmentow z „Sagi o Thorfinnie Karlsefni” i „Historii Grenlandzkiej”… O tu… „I pod koniec tego czasu odkryto