schodzila po schodach, jedna czesc jej twarzy byla oswietlona ginacym blaskiem dnia, druga zas skryta w cieniu i w siegajacym niemal do pasa rozdarciu sukni mozna bylo dostrzec blysk bialego ciala. Wszystko to, co czulem do niej, a co wydawalo sie bezpowrotnie zginac, gdy kilka chwil temu odepchnalem ja od siebie, powrocilo ze zdwojona moca. Wiem, ze wyczytala to z mojej twarzy, podobnie jak Dorcas, ktora szybko odwrocila wzrok. Agia jednak wciaz byla na mnie zagniewana (mozliwe zreszta, ze miala ku temu pelne prawo), wiec usmiechala sie tylko na tyle, ile nakazywaly wzgledy uprzejmosci, nie starajac sie zbytnio ukryc dokuczajacego jej bolu.
Sadze, ze na tym wlasnie polega roznica miedzy tymi kobietami, ktorym (chcac pozostac mezczyzna) musimy ofiarowac nasze zycie, a tymi, ktore musimy (przy tym samym zalozeniu) w miare mozliwosci przechytrzyc, pokonac i wykorzystac tak, jak nigdy nie osmielilibysmy sie wykorzystac bezrozumnego zwierzecia. Te drugie nigdy nie pozwola nam zaofiarowac sobie tego, co dajemy tym pierwszym. Agia cieszyla sie z okazywanego jej uwielbienia i pod wplywem moich pieszczot z cala pewnoscia osiagnelaby ekstaze, ale nawet gdybym mial ja sto razy, rozstalibysmy sie jako dwoje zupelnie obcych ludzi. Zrozumialem to wszystko w czasie, jakiego potrzebowala na przejscie kilku ostatnich stopni, jedna dlonia podtrzymujac rozdarta suknie, a w drugiej niosac tyke z przymocowanym do niej kwiatem. Mimo to ciagle ja kochalem, czy raczej kochalbym, gdybym mogl.
Pojawil sie zadyszany chlopiec.
— Kucharka mowi, ze Trudo odszedl. Wyszla, zeby nabrac wody i widziala go, jak uciekal. Jego rzeczy tez zniknely.
— A wiec zniknal na dobre — mruknal gospodarz. — Kiedy to bylo? Przed chwila?
Chlopiec skinal glowa.
— Pewnie dowiedzial sie, ze go szukasz, panie. Ktos ze sluzby musial mu o tym powiedziec. Czy cos ci ukradl?
— Nie, nie zrobil mi nic zlego. Przypuszczam, ze nawet na swoj sposob staral sie okazac pomocnym. Przykro mi, ze z mojego powodu straciles sluzacego.
Oberzysta rozlozyl rece.
— Mialem mu dopiero zaplacic, wiec nic na tym nie strace.
— A mnie jest przykro, ze przeszkodzilam ci tam, na gorze — szepnela mi do ucha Dorcas. — Nie chcialam pozbawiac cie przyjemnosci. Kocham cie, Severianie.
Gdzies niedaleko od nas srebrzysty dzwiek traby wzniosl sie ku zapalajacym sie gwiazdom.
27. Czy on nie zyje?
Okrutne Pole, o ktorym z pewnoscia wszyscy moi czytelnicy slyszeli, choc wiekszosc z nich, mam nadzieje, nigdy nie bedzie miala okazji tam sie znalezc, lezy na polnocny zachod od zabudowanych rejonow Nessus, miedzy willowa enklawa miejskiej szlachty a barakami i stajniami Blekitnej Jazdy, na tyle blisko Murow, ze komus takiemu jak ja, kto jeszcze nigdy tam nie byl, wydaje sie to bardzo blisko, choc w rzeczywistosci do ich podstawy trzeba odbyc kilkumilowa wedrowke waskimi, kretymi uliczkami. Nie wiem, ile jednoczesnie pojedynkow moze tam sie odbywac. Mozliwe, ze ograniczajace miejsce kazdego z nich ogrodzenia, na ktorych widzowie moga wedle zyczenia opierac sie, a nawet siadac, sa ruchome i mozna je przestawiac w zaleznosci od potrzeb. Bylem tam tylko raz, lecz to miejsce, porosniete zdeptana trawa i pelne milczacych, ociezalych gapiow, sprawilo na mnie dziwne, melancholijne wrazenie.
W tym krotkim okresie, przez jaki zasiadam na tronie, mialem do czynienia z wieloma sprawami znacznie pilniejszymi niz problem pojedynkow. Dobre czy zle (ja sam sklaniam sie raczej ku tej drugiej opinii), sa bez watpienia nierozerwalnie zwiazane z naszym spoleczenstwem, ktore po to, by przetrwac, musi cenic najwyzej wlasnie wojownicze cnoty i zdolnosci i w ktorym do zaprowadzenia i utrzymania porzadku mozna skierowac tak znikoma czesc sil zbrojnych.
Czy jednak rzeczywiscie jest to jedynie zlo?
W czasach, kiedy pojedynki byly zakazane przez prawo (czyli, jak wynika z moich lektur, przez wiele stuleci), zastapily je morderstwa i to szczegolnie tego rodzaju, ktorym monomachia mogla w najbardziej efektywny sposob zapobiegac, czyli stanowiace nastepstwo klotni miedzy znajomymi, przyjaciolmi lub krewnymi. Zamiast jednego, gineli wowczas dwaj ludzie, prawo bowiem scigalo zabojce (ktory stawal sie nim raczej z przypadku, niz dzieki swoim szczegolnym sklonnosciom lub predyspozycjom) i likwidowalo go, jakby jego smierc — mogla przywrocic zycie ofierze. Inaczej mowiac, nawet gdyby tysiac pojedynkow zakonczylo sie tysiacem zgonow (co jest raczej malo prawdopodobne, jako ze w wiekszosci przypadkow dochodzi jedynie do zranienie jednego z uczestnikow), a jednoczesnie nie doszloby do pieciuset morderstw, to panstwo nie poniosloby na tym zadnego uszczerbku. Malo tego: wyloniony w wyniku pojedynku zwyciezca jest osobnikiem znakomicie nadajacym sie do obrony tegoz panstwa, a tym samym szczegolnie predysponowanym do plodzenia zdrowych dzieci, podczas gdy w wiekszosci morderstw nie ma nikogo, — kto by ocalal, a nawet jesli zabojcy uda sie ta sztuka, to okazuje sie on najczesciej czlowiekiem zaledwie chytrym i msciwym, a nie silnym szybkim i inteligentnym.
Mimo to, oparty na tak prostych i pozornie przejrzystych zasadach pojedynek jest czasem zaledwie jednym z elementow znacznie bardziej skomplikowanej intrygi.
Gdy bylismy jeszcze w odleglosci wiekszej niz sto krokow, uslyszelismy wykrzykiwane donosnie nazwiska:
— Cadroe z Siedemnastu Kamieni!
— Sabas z Podzielonej Laki!
— Laurentia z Domu Herfy! — (To byl glos kobiety. )
— Cadroe z Siedemnastu Kamieni!
Zapytalem Agie, kim sa ci wrzeszczacy ludzie.
— To wyzywajacy i wyzwani: Wykrzykujac swoje imiona obwieszczaja wszystkim, ze stawili sie na umowionym miejscu, a ich przeciwnik nie.
— Cadroe z Siedemnastu Kamieni.
Zachodzace Slonce, ktorego tarcza skryla sie juz w jednej czwartej za nieprzenikniona czernia Muru, zabarwilo niebo gumiguta, wisnia, cynobrem i ponurym fioletem. Kolory te, splywajac na klebiaca sie cizbe w ten sam sposob, w jaki na obrazach promienie boskiej laskawosci splywaja na swietych mezow, nadaly zarowno oczekujacym na walke, jak i gapiom wrazenie ulotnosci i nierzeczywistosci, jakby wszyscy oni zostali dopiero przed chwila powolani do zycia i lada moment mieli rozwiazac sie bez sladu.
— Laurentia z Domu Harfy!
— Agia, powinnas chyba zawolac: „Severian z Wiezy Matachina” — zwrocilem sie do dziewczyny. W tej samej chwili tui kolo nas rozlegl sie charkot umierajacego czlowieka.
— Nie jestem twoja sluzaca. Zrob to sam, jesli chcesz.
— Cadroe z Siedemnastu Kamieni!
— Nie patrz tak na mnie, Severianie. Ja rowniez wolalabym, zebysmy nie musieli tutaj przychodzic. Severian! Severian z bractwa katow! Severian z Cytadeli! Z Wiezy Bolu! Smierc! Oto smierc we wlasnej osobie!
Moja dlon uderzyla ja tuz ponizej ucha. Zatoczyla sie i upadla na ziemie, a wraz z nia przymocowany do tyki kwiat. Dorcas chwycila mnie za ramie.
— Nie powinienes tego robic, Severianie.
— Nic jej nie bedzie, nie zacisnalem piesci.
— Bedzie cie jeszcze bardziej nienawidziec.
— Sadzisz, ze to wlasnie do mnie czuje?
Dorcas nie odpowiedziala, niebawem zas ja sam zapomnialem o tym, ze zadalem to pytanie, bowiem z pewnej odleglosci od nas dostrzeglem wsrod tlumu identyczny jak moj kwiat zemsty.
Arena miala ksztalt kota o srednicy okolo pietnastu krokow, z dwoma przejsciami w otaczajacej ja barierze.
— Zgodzono sie na sad kwiatu zemsty — obwiescil donosnym glosem efor. — Oto miejsce i czas. Pozostalo