zakladniczka nie znajduje sie w tym samym pomieszczeniu co
snajper.
Cash ciagle milczal.
– Zrobisz przynajmniej tyle? – zapytal Reacher.
– Mozesz juz byc w srodku.
– Zaryzykuje. Podejme to ryzyko na ochotnika, jasne?
Helen moze byc swiadkiem, ze zrobilem to dobrowolnie. Ona jest prawnikiem. Nic dziwnego, ze byles trzeci – powiedzial Reacher. – Musisz sie wyluzowac.
– W porzadku – uspokoil sie Cash. – Jesli wrog zacznie strzelac, odpowiem ogniem.
– A kto moglby otworzyc ogien jak nie wrog? Przeciez ja mam tylko ten cholerny noz.
– Piechociarze -mruknal Cash. -Zawsze tylko narzekaja.
– A co ja mam robic? – spytala Helen.
– Mam nowy plan – powiedzial Reacher. Dotknal dlonia siatki. – Schyl sie, przejdz wzdluz plotu za rog i zatrzymaj sie naprzeciwko domu. Nie podnos sie. Nie beda do ciebie strzelac. Za daleko. Czekaj na sygnal. Jesli bedzie trzeba odwrocic uwage tamtych, poprosze cie, zebys pobiegla kawalek w kierunku domu, a potem z powrotem. Zygzakiem albo lukiem. Tam i z powrotem. Bardzo szybko. Tak, zeby na ich ekranach pojawil sie sygnal. Nic nie bedzie ci grozic. Zanim snajper podejdzie do okna, ty znow bedziesz za plotem.
Kiwnela glowa. Nie odezwala sie.
– A ja? – zapytala Ann Yanni.
– Ty zostan z Cashem. Bedziesz stala na strazy etyki. Gdyby nie chcial mi pomoc, kopniesz go w tylek, dobrze?
Nikt sie nie odezwal.
– Wszyscy gotowi? – zapytal Reacher.
– Gotowi – odpowiedzieli kolejno.
Reacher znikl w ciemnosci po drugiej stronie drogi.
Szedl, po asfalcie, po poboczu, po kamienistym brzegu pola i dalej, przez samo pole, az na sam srodek nawadnianego kregu. Zaczekal, az spryskiwacz powoli zatoczyl krag i znalazl sie nad nim. Wtedy skrecil pod katem dziewiecdziesieciu stopni i ruszyl na poludnie, w tym samym tempie co ramie urzadzenia, pozwalajac, by deszcz kropel zmoczyl mu wlosy, skore i ubranie. Ramie spryskiwacza zaczelo sie oddalac po swoim kregu, lecz Reacher poszedl dalej prosto, na sasiednie pole. Ponownie zaczekal, az odnajdzie go ramie spryskiwacza, a potem pomaszerowal pod nim, w tym samym tempie, wysoko podnoszac rozlozone rece, zeby jak najdokladniej zmoczyc ubranie. Kiedy ramie spryskiwacza zaczelo sie oddalac, przeszedl na kolejne pole. Potem na nastepne i jeszcze jedno. Kiedy wreszcie znalazl sie blisko domu, zaczal chodzic w kolko pod ramieniem spryskiwacza, jak czlowiek pochwycony przez monsun. Czekal na telefon.
Telefon komorkowy Casha zaczal wibrowac. Sierzant wyjal go z kieszeni i nacisnal odbior. Uslyszal glos Franklina, cichy i ostrozny.
– Zgloscie sie – powiedzial detektyw.
– Jestem – uslyszal Cash glos Helen.
– Jestem – zglosila sie stojaca trzy stopy za nim Yanni.
– Jestem – powiedzial Cash.
– Jestem – uslyszal glos Reachera.
– W porzadku – powiedzial Franklin. – Slysze was wszystkich glosno i wyraznie. Pilka na waszej polowie boiska.
– Sierzancie, sprawdz dom – powiedzial Reacher.
Cash przylozyl karabin do ramienia i przesunal lufe od lewej
na prawo.
– Nic sie nie zmienilo.
– Ruszam – oznajmil Reacher.
Potem zapadla cisza. Trwala dziesiec sekund. Dwadziescia. Trzydziesci. Cala minute. Dwie minuty.
– Sierzancie, widzisz mnie? – zapytal Reacher,
Cash ponownie sprawdzil przez lunete podjazd az do drzwi domu.
– Nie. Nie widze cie. Gdzie jestes?
– Okolo trzydziestu jardow od drogi.
Cash spojrzal przez noktowizor. Wycelowal go trzydziesci jardow od drogi i przyjrzal sie uwaznie. Niczego nie dostrzegl. Zupelnie nic.
– Dobra robota, zolnierzu. Idz dalej.
Yanni podczolgala sie do Casha i szepnela mu do ucha:
– Dlaczego go nie widzisz?
– Bo to swir.
– Nie, wyjasnij mi to. Przeciez masz noktowizor, prawda?
– Najlepszy, jaki mozna kupic – powiedzial Cash. -
Z detekcja termiczna, tak jak ich kamery. – Potem wskazal
na prawo. – Domyslam sie, ze Reacher poszedl polami. Pod
spryskiwaczami. Pobieraja wode prosto z wodociagu, zimna
jak diabli. Teraz jego cialo ma temperature zblizona do otoczenia. Jesli ja go nie widze, to tamci tez.
– Sprytnie – ocenila Yanni.
– Odwaznie – powiedzial Cash. – Ale glupio. Poniewaz teraz szybko wysycha. I rozgrzewa sie.
Reacher przeszedl w ciemnosci przez pole, dziesiec stop na polnoc od drogi dojazdowej. Nie za szybko, nie za wolno. Buty mial mokre i oblepione blotem. O malo nie spadly mu z nog. Byl tak zziebniety, ze caly sie trzasl. Niedobrze. Dreszcze to reakcja fizjologiczna, ktorej celem jest szybkie rozgrzanie ciala. A on nie chcial sie rozgrzac. Jeszcze nie teraz.
Vladimir wypracowal sobie wlasny rytm. Patrzyl na wschodni monitor przez cztery sekundy, a potem na polnocny przez trzy. Wschodni, dwa, trzy, cztery, polnocny, dwa, trzy. Wschodni, dwa, trzy, cztery, polnocny, dwa, trzy.
Reacher szedl dalej. Nie za szybko, nie za wolno. Na mapie podjazd wygladal na dwustujardowy. Teraz wydawal sie dlugi jak pas startowy. Prosty jak strzala. Szeroki. I dlugi, dlugi, dlugi. Szedl po nim cala wiecznosc. I jeszcze nie byl nawet w polowie drogi do domu. Szedl dalej. Po prostu szedl. Przez caly czas patrzyl przed siebie, obserwujac ciemne okna w oddali.
Uswiadomil sobie, ze woda juz nie scieka mu z wlosow.