zakladniczka nie znajduje sie w tym samym pomieszczeniu co

snajper.

Cash ciagle milczal.

– Zrobisz przynajmniej tyle? – zapytal Reacher.

– Mozesz juz byc w srodku.

– Zaryzykuje. Podejme to ryzyko na ochotnika, jasne?

Helen moze byc swiadkiem, ze zrobilem to dobrowolnie. Ona jest prawnikiem. Nic dziwnego, ze byles trzeci – powiedzial Reacher. – Musisz sie wyluzowac.

– W porzadku – uspokoil sie Cash. – Jesli wrog zacznie strzelac, odpowiem ogniem.

– A kto moglby otworzyc ogien jak nie wrog? Przeciez ja mam tylko ten cholerny noz.

– Piechociarze -mruknal Cash. -Zawsze tylko narzekaja.

– A co ja mam robic? – spytala Helen.

– Mam nowy plan – powiedzial Reacher. Dotknal dlonia siatki. – Schyl sie, przejdz wzdluz plotu za rog i zatrzymaj sie naprzeciwko domu. Nie podnos sie. Nie beda do ciebie strzelac. Za daleko. Czekaj na sygnal. Jesli bedzie trzeba odwrocic uwage tamtych, poprosze cie, zebys pobiegla kawalek w kierunku domu, a potem z powrotem. Zygzakiem albo lukiem. Tam i z powrotem. Bardzo szybko. Tak, zeby na ich ekranach pojawil sie sygnal. Nic nie bedzie ci grozic. Zanim snajper podejdzie do okna, ty znow bedziesz za plotem.

Kiwnela glowa. Nie odezwala sie.

– A ja? – zapytala Ann Yanni.

– Ty zostan z Cashem. Bedziesz stala na strazy etyki. Gdyby nie chcial mi pomoc, kopniesz go w tylek, dobrze?

Nikt sie nie odezwal.

– Wszyscy gotowi? – zapytal Reacher.

– Gotowi – odpowiedzieli kolejno.

Reacher znikl w ciemnosci po drugiej stronie drogi.

***

Szedl, po asfalcie, po poboczu, po kamienistym brzegu pola i dalej, przez samo pole, az na sam srodek nawadnianego kregu. Zaczekal, az spryskiwacz powoli zatoczyl krag i znalazl sie nad nim. Wtedy skrecil pod katem dziewiecdziesieciu stopni i ruszyl na poludnie, w tym samym tempie co ramie urzadzenia, pozwalajac, by deszcz kropel zmoczyl mu wlosy, skore i ubranie. Ramie spryskiwacza zaczelo sie oddalac po swoim kregu, lecz Reacher poszedl dalej prosto, na sasiednie pole. Ponownie zaczekal, az odnajdzie go ramie spryskiwacza, a potem pomaszerowal pod nim, w tym samym tempie, wysoko podnoszac rozlozone rece, zeby jak najdokladniej zmoczyc ubranie. Kiedy ramie spryskiwacza zaczelo sie oddalac, przeszedl na kolejne pole. Potem na nastepne i jeszcze jedno. Kiedy wreszcie znalazl sie blisko domu, zaczal chodzic w kolko pod ramieniem spryskiwacza, jak czlowiek pochwycony przez monsun. Czekal na telefon.

Telefon komorkowy Casha zaczal wibrowac. Sierzant wyjal go z kieszeni i nacisnal odbior. Uslyszal glos Franklina, cichy i ostrozny.

– Zgloscie sie – powiedzial detektyw.

– Jestem – uslyszal Cash glos Helen.

– Jestem – zglosila sie stojaca trzy stopy za nim Yanni.

– Jestem – powiedzial Cash.

– Jestem – uslyszal glos Reachera.

– W porzadku – powiedzial Franklin. – Slysze was wszystkich glosno i wyraznie. Pilka na waszej polowie boiska.

– Sierzancie, sprawdz dom – powiedzial Reacher.

Cash przylozyl karabin do ramienia i przesunal lufe od lewej

na prawo.

– Nic sie nie zmienilo.

– Ruszam – oznajmil Reacher.

Potem zapadla cisza. Trwala dziesiec sekund. Dwadziescia. Trzydziesci. Cala minute. Dwie minuty.

– Sierzancie, widzisz mnie? – zapytal Reacher,

Cash ponownie sprawdzil przez lunete podjazd az do drzwi domu.

– Nie. Nie widze cie. Gdzie jestes?

– Okolo trzydziestu jardow od drogi.

Cash spojrzal przez noktowizor. Wycelowal go trzydziesci jardow od drogi i przyjrzal sie uwaznie. Niczego nie dostrzegl. Zupelnie nic.

– Dobra robota, zolnierzu. Idz dalej.

Yanni podczolgala sie do Casha i szepnela mu do ucha:

– Dlaczego go nie widzisz?

– Bo to swir.

– Nie, wyjasnij mi to. Przeciez masz noktowizor, prawda?

– Najlepszy, jaki mozna kupic – powiedzial Cash. -

Z detekcja termiczna, tak jak ich kamery. – Potem wskazal

na prawo. – Domyslam sie, ze Reacher poszedl polami. Pod

spryskiwaczami. Pobieraja wode prosto z wodociagu, zimna

jak diabli. Teraz jego cialo ma temperature zblizona do otoczenia. Jesli ja go nie widze, to tamci tez.

– Sprytnie – ocenila Yanni.

– Odwaznie – powiedzial Cash. – Ale glupio. Poniewaz teraz szybko wysycha. I rozgrzewa sie.

***

Reacher przeszedl w ciemnosci przez pole, dziesiec stop na polnoc od drogi dojazdowej. Nie za szybko, nie za wolno. Buty mial mokre i oblepione blotem. O malo nie spadly mu z nog. Byl tak zziebniety, ze caly sie trzasl. Niedobrze. Dreszcze to reakcja fizjologiczna, ktorej celem jest szybkie rozgrzanie ciala. A on nie chcial sie rozgrzac. Jeszcze nie teraz.

***

Vladimir wypracowal sobie wlasny rytm. Patrzyl na wschodni monitor przez cztery sekundy, a potem na polnocny przez trzy. Wschodni, dwa, trzy, cztery, polnocny, dwa, trzy. Wschodni, dwa, trzy, cztery, polnocny, dwa, trzy. Nie przesuwal swojego krzesla. Tylko odchylal sie nieco to w jedna, to w druga strone. Obok niego Sokolov w podobny sposob obserwowal teren od poludnia i zachodu. W troche innych odstepach czasu. Nie tak idealnie zsynchronizowanych, ale pewnie rownie dokladnie, pomyslal Vladimir. Moze nawet dokladniej. Sokolov spedzal wiele czasu przed monitorami.

***

Reacher szedl dalej. Nie za szybko, nie za wolno. Na mapie podjazd wygladal na dwustujardowy. Teraz wydawal sie dlugi jak pas startowy. Prosty jak strzala. Szeroki. I dlugi, dlugi, dlugi. Szedl po nim cala wiecznosc. I jeszcze nie byl nawet w polowie drogi do domu. Szedl dalej. Po prostu szedl. Przez caly czas patrzyl przed siebie, obserwujac ciemne okna w oddali.

Uswiadomil sobie, ze woda juz nie scieka mu z wlosow.

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату