Zasypal plecy Reachera gradem uderzen i kopal go po lydkach. Glupiec, pomyslal Reacher. Tylko spalasz tlen. A nie odnowisz zapasu, koles. Mozesz mi wierzyc. Zacisnal chwyt. Scisnal mocniej. I mocniej. I jeszcze mocniej, zgodnie z nieublaganym rytmem, slanym przez podswiadomosc: jeszcze, jeszcze, jeszcze.
Sokolov poruszyl sie.
Reacher zachwial sie pod ciezarem Vladimira. Niezgrabnie obrocil sie na piecie. Druga noga kopnal w rekojesc noza. Sokolov znieruchomial. Vladimir przestal sie ruszac. Reacher nie rozluznial chwytu jeszcze przez minute. Potem powoli pochylil sie i polozyl cialo na podlodze. Przykucnal. Nabral tchu. Poszukal tetna.
Nie znalazl.
Wstal, wyrwal noz z karku Sokolova i poderznal Vladimirowi
gardlo, od ucha do ucha. To za Sandy,
– Helen?
– Co sie dzieje? – szepnal.
– Oddano strzal w nasza strone – odpowiedzial Cash. – Helen sie nie zglasza.
– Yanni, idz w lewo – powiedzial Reacher. – Znajdz ja. Franklin, jestes tam?
– Jestem – odparl detektyw.
– Badz gotowy wezwac pogotowie – powiedzial Reacher.
– Gdzie jestes? – zapytal Cash.
– W domu.
– A obrona'?
– Nieskuteczna – odparl Reacher. – Skad padl strzal?
– Z okna na drugim pietrze, od polnocy. Co ma sens. Poslali snajpera na gore. Zajmie stanowisko zgodnie z tym, co zobacza kamery.
– Juz nie – powiedzial Reacher.
Schowal telefon do kieszeni. Podniosl bron. Sprawdzil bebenek. Wszystkie komory pelne. Piec kul Smith and Wesson.30 Special. Wyszedl na korytarz, trzymajac w prawej rece noz, a w lewej rewolwer. Zaczal szukac drzwi do piwnicy.
Cash uslyszal, jak Yanni mowi sama do siebie, odchodzac w lewo. Cicho, lecz wyraznie, jakby komentowala mecz. Mowila:
– Teraz ide na wschod, nisko pochylona, kryjac sie w ciemnosci i trzymajac blisko ogrodzenia. Szukam Helen Rodin.
Wiemy, ze do niej strzelili. Teraz jej telefon nie odpowiada.
Mamy nadzieje, ze nic sie jej nie stalo, ale obawiamy sie, ze
moze byc inaczej.
Cash nasluchiwal, az jej glos ucichl w oddali. Z rozbawieniem pokrecil glowa. Potem przycisnal oko do lunety i obserwowal dom.
Rosemary Barr nie bylo w piwnicy. Po niecalej minucie Reacher byl tego najzupelniej pewien. Piwnica byla jednym rozleglym pomieszczeniem, wilgotnym, slabo oswietlonym i calkiem pustym, jesli nie liczyc fundamentow trzech kominow z cegiel.
Reacher przystanal przy skrzynce z bezpiecznikami. Mial ochote wylaczyc zasilanie. Jednak Chenko mial noktowizor, a on nie. Tak wiec cicho poszedl po schodach na gore.
Yanni znalazla buty Helen Rodin, kiedy potknela sie o nie. Staly rowno ustawione pod plotem. Wysokie obcasy, czarna skora, lekko blyszczaca w blasku ksiezyca. Yanni zawadzila o nie noga i uslyszala charakterystyczny odglos przewracajacych sie butow. Pochylila sie i podniosla je. Powiesila za obcasy na plocie.
– Helen? – szepnela. – Helen? Gdzie jestes?
– Tutaj – uslyszala glos.
– Gdzie?
– Tutaj. Idz dalej.
Yanni poszla dalej wzdluz ogrodzenia. Zobaczyla czarny ksztalt, skulony pod plotem.
– Upuscilam komorke – powiedziala Helen. – Nie moge jej znalezc.
– Nic ci nie jest?
– Nie trafil mnie. Skakalam jak szalona. Jednak kula przeleciala bardzo blisko. Przestraszylam sie. Upuscilam telefon i ucieklam.
Helen usiadla. Yanni przykucnela obok niej.
– Spojrz – powiedziala Helen.
Trzymala cos na dloni. Cos jasnego. Monete. Cwiercdolarowke, nowa i blyszczaca.
– Co to? – spytala Yanni.
– Cwiercdolarowka – odparla Helen.
– I co z nia?
– Dal mi ja Reacher.
Helen usmiechala sie. Yanni w blasku ksiezyca zobaczyla blysk jej bialych zebow.
Reacher skradal sie korytarzem. Po drodze otwieral drzwi i przeszukiwal pomieszczenia po lewej i prawej. Wszystkie byly puste. Nieuzywane. Przystanal u podnoza schodow. Wycofal sie do pustego i rozleglego pokoju, ktory kiedys zapewne pelnil funkcje salonu. Przykucnal, polozyl noz na podlodze i wyjal telefon komorkowy.
– Sierzancie? – szepnal.
– Znow z nami? – zglosil sie Cash.
– Mialem telefon w kieszeni.
– Yanni znalazla Helen. Nic jej me jest.
– Dobrze. Piwnica i parter czyste. Chyba miales racje. Rosemary jest na strychu.
– Teraz idziesz na gore?
– Chyba bede musial.
– Ilu do tej pory?
– Dwoch.
– Na gorze bedzie ich wiecej.
– Tez tak uwazam.
– Przyjalem.
Reacher schowal komorke do kieszeni i podniosl z podlogi noz. Wstal i wyszedl na korytarz. Schody znajdowaly sie z tylu domu. Byly szerokie, z pietrowymi podestami i plytkimi stopniami. Bardzo okazale. Po