– Bardzo chcial ze mna pogadac.

– Co mu pan powiedzial?

– Nic. Natomiast zadalem mu kilka pytan.

– Jakich pytan?

– Chcialem wiedziec, jak mocne ma dowody obciazajace Jamesa Barra.

– Ja reprezentuje Jamesa Barra. A pan jest swiadkiem obrony. Powinien pan porozmawiac ze mna, nie z nim.

Reacher nic nie odpowiedzial.

– Niestety, dowody obciazajace Jamesa Barra sa bardzo mocne – powiedziala.

– Skad wzieliscie moje nazwisko? – zapytal Reacher.

– Od Jamesa Barra, oczywiscie – odparla. – Od kogoz by innego?

– Od Barra? Nie wierze.

– Niech pan poslucha.

Wrocila do biurka i nacisnela klawisz starego magnetofonu kasetowego. Reacher uslyszal nieznajomy glos, mowiacy: Nie ma sensu zaprzeczac. Helen wcisnela klawisz pauzy i przytrzymala.

– To jego pierwszy adwokat – wyjasnila. – Wczoraj przejelam sprawe.

– Jak to? Przeciez wczoraj byl w spiaczce.

– Formalnie moja klientka jest siostra Jamesa Barra. Jego najblizsza krewna.

Potem puscila klawisz i Reacher uslyszal szmery, syk tasmy i glos, ktorego nie slyszal od czternastu lat. Glos byl dokladnie taki, jaki zapamietal. Niski, spiety, chrapliwy. Glos czlowieka, ktory rzadko sie odzywa. Powiedzial: „Sprowadzcie mi Jacka Reachera”.

Stal zaskoczony.

Helen Rodin wcisnela klawisz „Stop”.

– Widzi pan?

Potem spojrzala na zegarek.

– Dziesiata trzydziesci – powiedziala. – Niech pan zostanie i wezmie udzial w naradzie.

***

Zaprezentowala go jak magik na estradzie. Niczym krolika wyjetego z cylindra. Najpierw facetowi, w ktorym Reacher natychmiast rozpoznal bylego policjanta. Przedstawila go jako Franklina, prywatnego detektywa pracujacego na zlecenie biur prawniczych. Uscisneli sobie dlonie.

– Trudno pana znalezc – rzekl Franklin.

– Poprawka – odparl Reacher. – Mnie nie mozna znalezc.

– Zechce mi pan powiedziec dlaczego? – W oczach Franklina natychmiast pojawil sie czujny blysk. Typowe watpliwosci policjanta: Jak dalece wiarygodnym swiadkiem moze byc ten facet? Kim on jest? Oszustem? Zbiegiem? Czy moze zlozyc zeznanie pod przysiega?

– To takie hobby – wyjasnil Reacher. – Sposob na zycie.

– Jest pan cool?

– Jak lodowisko.

Potem przyszla kobieta ubrana jak urzedniczka. Byla prawdopodobnie dobrze po trzydziestce, przygnebiona i niewyspana. Pomimo to calkiem atrakcyjna. Wygladala na mila i porzadna osobe. Nawet ladna. Jednak nie ulegalo watpliwosci, ze byla siostra Jamesa Barra. Reacher domyslil sie tego, zanim jeszcze zostali sobie przedstawieni. Miala taka sama karnacje, a jej twarz, choc kobieca i bardziej zaokraglona, byla jednak blizniaczo podobna do twarzy brata starszego od niej o czternascie lat.

– Jestem Rosemary Barr – powiedziala. – Tak sie ciesze,

ze pan nas znalazl. To zrzadzenie opatrznosci. Teraz czuje, ze

mamy jakies szanse.

Reacher tego nie skomentowal.

W biurze Helen Rodin nie bylo sali konferencyjnej. Reacher pomyslal, ze moze dorobi sie jej z czasem. Moze. Jesli osiagnie sukces. Tak wiec wszyscy czworo stloczyli sie w jej gabinecie. Helen usiadla za biurkiem. Franklin na rogu biurka. Reacher

na parapecie. Rosemary Barr nerwowo przechadzala sie po pokoju. Gdyby byl tam dywan, wytarlaby w nim dziury.

– No dobrze – powiedziala Helen. – Strategia obrony. W najgorszym razie oprzemy ja na niepoczytalnosci oskarzonego. Jednak chcemy osiagnac cos wiecej. Ile, to zalezy od wielu czynnikow. W zwiazku z tym jestem pewna, ze wszyscy chcemy uslyszec, co ma do powiedzenia pan Reacher.

– Raczej nie – powiedzial Reacher.

– Co raczej nie?

– Raczej nie chcecie uslyszec tego, co mam do powiedzenia.

– Dlaczego?

– Poniewaz wychodzicie z blednego zalozenia.

– Jakiego?

– Jak pani sadzi, dlaczego najpierw poszedlem zobaczyc sie z pani ojcem?

– Nie wiem.

– Poniewaz nie przyjechalem tu pomoc Jamesowi Barrowi. Wszystkich zamurowalo.

– Przyjechalem tu, zeby go pograzyc. Wytrzeszczyli oczy.

– Ale dlaczego? – zapytala Rosemary Barr.

– Poniewaz juz kiedys to zrobil. I tamten jeden raz wystarczy.

3

Reacher podszedl do okna i oparl sie ramieniem o futryne, stajac tak, zeby moc patrzec na plac. I nie widziec swoich sluchaczy.

– Czy te rozmowe obejmuje tajemnica zawodowa?

– Tak – odpowiedziala Helen Rodin. – Obejmuje. To narada nad strategia obrony. Tego, co tu mowimy, nie mozna powtarzac.

– Czy wysluchiwanie zlych wiesci nie narusza etyki prawniczej?

Zapadla dluga cisza.

– Zamierza pan byc swiadkiem oskarzenia? – zapytala Helen Rodin.

– Nie sadze, zebym musial w tych okolicznosciach. Jednak bede w razie potrzeby.

– W takim razie i tak uslyszelibysmy te zle wiesci. Przed procesem zazadamy od pana zaprzysiezonego zeznania. Aby uniknac kolejnych niespodzianek.

Znow zamilkli.

– James Barr byl strzelcem wyborowym – powiedzial

Reacher. – Nie najlepszym, jakiego miala armia, ale i nie

najgorszym. Po prostu dobrym, kompetentnym snajperem.

Przecietnym pod kazdym wzgledem.

Zamilkl, odwrocil glowe i spojrzal na lewa strone placu. Na tandetny nowy budynek i mieszczace sie w nim biuro werbunkowe. Wojsk ladowych, marynarki i lotnictwa.

– Do wojska zaciagaja sie cztery kategorie ludzi -

rzekl. – Dla jednych, tak jak dla mnie, to rodzinna tradycja.

Inni sa patriotami chcacymi sluzyc ojczyznie. Jeszcze inni po

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату