– Nie wiem.

– Wyciagnela je z Pentagonu?

Rodin wzruszyl ramionami.

– Nie jestem pewien. Jednak skads je ma. Szukali pana.

– Dlatego zostalem przyjety?

Rodin skinal glowa.

– Tak, dlatego – powiedzial. – Wlasnie dlatego. Zwykle nie przyjmuje niezapowiedzianych wizyt.

– Panski personel zdaje sie popierac te polityke.

– Taka mam nadzieje – rzekl Rodin. – Prosze usiasc.

Reacher usiadl w fotelu dla gosci, a Rodin za swoim biurkiem. Okno znajdowalo sie po lewej rece Reachera, a po prawej Rodina. Zadnemu z nich slonce nie swiecilo w oczy. Calkiem sympatyczny sposob ustawienia mebli. Inny od tego, jaki Reacher widywal w biurach niektorych znanych mu prokuratorow.

– Kawy? – zapytal Rodin.

– Poprosze – odparl Reacher.

Rodin podniosl sluchawke i poprosil o kawe.

– Naturalnie interesuje mnie to, dlaczego najpierw przy

szedl pan do mnie – powiedzial. – Do oskarzyciela, a nie

do obroncy.

– Chcialem poznac panskie zdanie.

– Na jaki temat?

– Jak mocne sa dowody w sprawie Jamesa Barra.

Rodin nie odpowiedzial od razu. Zapadla chwila ciszy, ktora przerwalo pukanie do drzwi, a potem wejscie sekretarki z kawa. Niosla ja na srebrnej tacy, z calym arsenalem: zaparzaczka, dwiema filizankami, dwoma spodkami, cukiernica, dzbanuszkiem ze smietanka, dwiema srebrnymi lyzeczkami. Filizanki byly z chinskiej porcelany. Te nie sa z przydzialu, pomyslal Reacher. Rodin lubi dobrze podana kawe. Sekretarka postawila tace na brzegu biurka, tak ze znajdowala sie dokladnie w polowie drogi miedzy fotelami szefa i goscia.

– Dziekuje – powiedzial Reacher.

– Bardzo prosze – odparla i opuscila pokoj.

– Prosze sie czestowac – zachecil Rodin. – Prosze. Reacher nacisnal tlok zaparzaczki i napelnil swoja filizanke.

Nie skorzystal ze smietanki i cukru. Kawa byla aromatyczna i mocna. Dobrze zaparzona.

– Dowody przeciwko Jamesowi Barrowi sa nadzwyczaj mocne – oznajmil Rodin.

– Zeznania naocznych swiadkow? – spytal Reacher.

– Nie – odparl Rodin. – Zeznania naocznych swiadkow moga miec rozna wartosc. Prawie sie ciesze, ze nie mamy zadnych swiadkow. Poniewaz zamiast nich mamy niezbite dowody rzeczowe. A nauka nie klamie. Nie placze sie w zeznaniach.

– Nadzwyczaj? – dociekal Reacher.

– Kompletny lancuch mocnych dowodow, laczacych tego czlowieka ze zbrodnia.

– Jak mocnych?

– Tak mocnych, jak to tylko mozliwe. Najlepszych, jakie kiedykolwiek widzialem. Jestem calkowicie pewien zwyciestwa.

– Slyszalem juz takie slowa z ust oskarzycieli.

– Nie z moich, panie Reacher. Jestem bardzo ostroznym czlowiekiem. Nie oskarzam w sprawach o morderstwo pierwszego stopnia, jesli nie jestem pewien sukcesu.

– Z jakim wynikiem?

Rodin wskazal na sciane za soba.

– Siedem na siedem – rzekl. – Sto procent.

– W jakim czasie?

– Trzech lat. James Barr bedzie osma sprawa na osiem. Jesli sie obudzi.

– A jesli obudzi sie niepelnosprawny?

– Jezeli tylko jego mozg znow zacznie funkcjonowac, stanie przed sadem. Tego, co zrobil, nie mozna wybaczyc.

– W porzadku – powiedzial Reacher.

– Co w porzadku?

– Powiedzial mi pan to, co chcialem wiedziec.

– Mowil pan, ze ma jakies informacje. Z wojska.

– Teraz zatrzymam je dla siebie.

– Byl pan zandarmem, mam racje?

– Trzynascie lat – rzekl Reacher.

– I znal pan Jamesa Barra?

– Przelotnie.

– Niech mi pan o nim opowie.

– Nie teraz.

– Panie Reacher, jesli ma pan jakies istotne informacje lub w ogole cokolwiek do dodania, musi mi pan to wyjawic.

– Naprawde?

– I tak je poznam. Od mojej corki. Bedzie starala sie pojsc na ugode.

– Co oznaczaja te A.A.?

– Slucham?

– Panskie inicjaly.

– Aleksiej Aleksiejewicz. Moja rodzina przybyla tu z Rosji. Dawno temu. Przed rewolucja pazdziernikowa.

– Jednak zachowala rodzinne tradycje.

– Jak pan widzi.

– Jak pana nazywaja?

– Alex, oczywiscie. Reacher wstal.

– No coz, dziekuje za poswiecony mi czas, Alex. I za kawe.

– Wybiera sie pan teraz do mojej corki?

– A czy to ma jakis sens? Wydaje sie pan pewny swego.

Rodin usmiechnal sie poblazliwie.

– To kwestia procedury – rzekl. – Jestem urzednikiem sadowym, a pan znajduje sie na liscie swiadkow. Przepisy nakazuja mi przypomniec, ze ma pan taki obowiazek. Inne postepowanie byloby nieetyczne.

– Gdzie ja znajde?

– W tym szklanym wiezowcu, ktory widzi pan za oknem.

– W porzadku. Chyba wpadne tam na chwile.

– Nadal potrzebuje panskich informacji – powiedzial Rodin.

Reacher przeczaco pokrecil glowa.

– Nie. – Wcale nie.

***

Oddal przepustke kobiecie w recepcji i wrocil na plac. Stanal w zimnym sloncu i powoli okrecil sie w miejscu, przygladajac sie wszystkiemu wokol. Kazde miasto jest takie samo i zarazem inne. Wszystkie maja jakas barwe. Niektore sa szare. To bylo brazowe. Reacher odgadl, ze cegly robiono z miejscowej gliny i dlatego mialy barwe

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату