– Mial klopoty z zasypianiem.
Franklin nic nie powiedzial.
– Uwazasz, ze on jest winny – powiedziala Rosemary.
– Dowody sa przytlaczajace – odparl.
– David Chapman wcale sie nie stara, prawda?
– Musisz wziac pod uwage taka mozliwosc, ze David
Chapman ma racje.
– Do kogo mam zadzwonic? Franklin zawahal sie.
– Sprobuj zadzwonic do Helen Rodin – rzekl.
– Rodin?
– To corka prokuratora okregowego.
– Nie znam jej.
– Ma biuro w centrum. Dopiero co wywiesila szyld. Jest nowa i energiczna.
– Czy to etyczne?
– Zgodne z prawem.
– Ojciec i corka po przeciwnych stronach.
– Mial to byc Chapman, a on zapewne zna Rodina znacznie lepiej niz jego corka. Dlugo jej tu nie bylo.
– A gdzie byla?
– W college'u, na studiach, robila aplikacje w Waszyngtonie.
– Jest dobra?
– Sadze, ze bedzie.
Rosemary Barr zadzwonila do biura Helen Rodin. Byl to rodzaj testu. Ktos nowy i energiczny powinien siedziec w biurze w niedziele.
Helen Rodin byla w niedziele w swoim biurze. Odebrala telefon, siedzac za biurkiem – uzywanym i dumnie sterczacym w niemal pustym dwupokojowym apartamencie w wiezowcu z czarnego szkla, w ktorym na pierwszym pietrze miescila sie filia NBC. Pomieszczenia zostaly wynajete tanio dzieki jednej z dotacji dla malych firm, ktore rada miejska rozrzucala niczym konfetti. Chciano ozywic te wyremontowana czesc miasta, a pozniej odbic sobie wydatki wplywami z podatkow.
Rosemary Barr nie musiala podawac Helen Rodin szczegolow sprawy, poniewaz to wszystko wydarzylo sie pod oknami jej nowego biura. Helen Rodin widziala to na wlasne oczy, a reszty dowiedziala sie, ogladajac pozniej wiadomosci. Widziala wszystkie reportaze Ann Yanni. Rozpoznala w niej kobiete, ktora spotykala w holu i windzie.
– Pomoze pani mojemu bratu? – zapytala Rosemary Barr.
Helen Rodin zastanowila sie. Rozsadek nakazywal odpowiedziec: Nie ma mowy. Wiedziala o tym. Nie ma mowy, zapomnij o tym, chyba oszalalas?
– Czy mozemy zazadac odszkodowania od aresztu sledczego? – zapytala Rosemary Barr. – Za to, ze dopuscili do
pobicia?
Helen Rodin znow sie zawahala. Nastepny dobry powod do odmowy. Brak realizmu klienta
– Moze pozniej – powiedziala. – Teraz nie wzbudzilibysmy sympatii sedziego. Ponadto trudno wycenic procent utraty zdrowia, jesli i tak czekala go kara smierci.
– Zatem nie moge pani duzo zaplacic – rzekla Rosemary Barr. – Nie mam pieniedzy.
Helen Rodin zastanowila sie po raz trzeci. Jeszcze jeden dobry powod do odmowy. Troche za wczesnie, zeby podejmowac sie spraw pro publico bono
Ale! Ale! Ale!
Oskarzony ma prawo do obrony. Tak glosi konstytucja. I jest niewinny, dopoki nie zostanie mu dowiedziona wina. A jesli dowody byly tak niezbite, jak twierdzil jej ojciec, jej rola w tej sprawie bylaby marginalna. Po prostu sprawdzilaby material dowodowy. A potem doradzilaby oskarzonemu, zeby przyznal sie do winy. Pozniej tylko pilnowalaby jego tylka, gdy ojciec przepuszczalby faceta przez tryby machiny sprawiedliwosci. To wszystko. Mozna by to uznac za rutynowe postepowanie. Zgodnie z konstytucja. Przynajmniej taka miala nadzieje.
– W porzadku – powiedziala.
– On jest niewinny – dodala Rosemary Barr. – Jestem tego pewna.
Zawsze sa pewni, pomyslala Helen Rodin.
– W porzadku – powtorzyla.
Potem powiedziala swojej nowej klientce, zeby przyszla do jej biura jutro o siodmej rano. Byl to rodzaj testu. Siostra, ktora naprawde wierzy w niewinnosc brata, przyjdzie na spotkanie o tak wczesnej porze.
Rosemary Barr zjawila sie punktualnie, o siodmej rano w poniedzialek. Franklin tez tam byl. Wierzyl w Helen Rodin i postanowil zaczekac z wystawianiem rachunkow, dopoki nie
upewni sie, skad wieje wiatr. Helen Rodin juz od godziny siedziala za swoim biurkiem. W niedziele po poludniu poinformowala Davida Chapmana, ze przejmuje sprawe, i otrzymala od niego kasete z jego pierwszego spotkania z Jamesem Barrem. Chapman z przyjemnoscia oddal jej te sprawe i umyl rece. Helen przesluchala tasme tuzin razy wieczorem i tuzin razy w poniedzialek rano. Nikomu nie udalo sie wydobyc z Barra nic wiecej. Moze juz nikomu sie nie uda. Tak wiec sluchala uwaznie i wyciagnela pierwsze wnioski.
– Posluchajcie – powiedziala.
Kaseta byla przewinieta i gotowa w starym magnetofonie wielkosci pudelka do butow. Helen nacisnela klawisz odtwarzania i wszyscy uslyszeli syk tasmy, oddechy oraz szuranie krzesel, a potem glos Davida Chapmana: Nie pomoge panu, jesli pan sam nie chce sobie pomoc.
– W porzadku – powiedziala Helen. – Sadze, ze on naprawde wierzy w to, ze tego nie zrobil. Przynajmniej tak twierdzi, a potem denerwuje sie i konczy rozmowe, kiedy Chapman nie bierze go powaznie. To jasne, no nie?
– On tego nie zrobil – oswiadczyla z naciskiem Rosemary Barr.
– Wczoraj rozmawialam z ojcem – powiedziala Helen Rodin. – Maja niezbite dowody, pani Barr. Obawiam sie, ze on jednak to zrobil. Musi pani pogodzic sie z tym, ze siostra moze nie znac brata tak dobrze, jak jej sie zdaje. Albo ze mogl sie zmienic, nawet jesli tak dobrze go znala.