Zapadla dluga cisza.
– Czy ojciec byl z pania szczery, mowiac o dowodach? -
spytala Rosemary.
– Musial – odparla Helen. – I tak sie z nimi zapoznamy.
To czesc procedury. Musza byc poparte pisemnymi zeznaniami,
zlozonymi pod przysiega. Blef nie mialby sensu.
Nikt sie nie odezwal.
– Mimo to mozemy jeszcze pomoc pani bratu – przerwala milczenie Helen. – On wierzy, ze tego nie zrobil. Po wysluchaniu tej tasmy jestem tego pewna. Tak wiec teraz ma urojenia. A przynajmniej mial je w sobote. Zatem moze w piatek tez mial urojenia.
– W jaki sposob to moze mu pomoc? – zapytala Rosemary Barr. – W ten sposob nadal przyznajemy, ze to zrobil.
– Konsekwencje bylyby inne. Gdyby wyzdrowial. Leczenie w szpitalu psychiatrycznym byloby o wiele lepsze od pobytu w wiezieniu o zaostrzonym rygorze.
– Chce pani, zeby uznano go za niepoczytalnego?
Helen kiwnela glowa.
– To nasza najlepsza linia obrony. I jesli obierzemy ja juz teraz, moze zaczna go lepiej traktowac jeszcze przed procesem.
– On moze umrzec. Tak powiedzieli lekarze. Nie chce, zeby umarl jako przestepca. Chce go oczyscic.
– Jeszcze nie zostal osadzony. Ani skazany. W oczach prawa nadal jest niewinny.
– To nie to samo.
– Nie – powiedziala Helen. – Chyba nie.
Znow zapadla dluga cisza.
– Spotkajmy sie tu znowu o dziesiatej trzydziesci – zaproponowala Helen. – Opracujemy strategie. Jesli naszym celem ma byc zmiana szpitala, powinnismy zabrac sie do tego jak najszybciej.
– Musimy znalezc tego Jacka Reachera – powiedziala Rosemary Barr.
Helen skinela glowa.
– Podalam jego nazwisko Emersonowi i mojemu ojcu.
– Dlaczego?
– Poniewaz ludzie Emersona przetrzasneli dom pani brata. Mogli znalezc adres lub numer telefonu. A moj ojciec musi
o nim wiedziec, poniewaz chcemy umiescic tego faceta na liscie swiadkow obrony, a nie oskarzenia. On moze nam pomoc.
– Moze dostarczyc alibi.
– W najlepszym razie moze byc kumplem z wojska.
– Nie wiem jakim cudem – rzekl Franklin. – Roznica stopni i rozne formacje.
– Musimy go odnalezc – powtorzyla Rosemary Barr. – James prosil o to, prawda? To musi cos oznaczac.
Helen znow skinela glowa.
– Istotnie, chcialabym go odnalezc. On moglby cos dla nas miec. Moze jakas istotna informacje. A przynajmniej naprowadzic nas na cos, co moglibysmy wykorzystac.
– Reacher jest nieuchwytny – powiedzial Franklin.
Tymczasem Reacher byl o dwie godziny jazdy od nich, siedzial w autobusie jadacym z Indianapolis. Podroz byla dluga, ale dosc przyjemna. Sobotnia noc spedzil w Nowym Orleanie, w motelu przy dworcu autobusowym. Niedzielna w Indianapolis. Wiec wyspal sie, najadl i wzial prysznic. Glownie jednak kolysal sie, kiwal i drzemal w autobusach, ogladajac widoki za oknem, obserwujac amerykanski chaos i cieszac sie wspomnieniem chwil spedzonych z Norwezka. Cale jego zycie bylo wlasnie takie. Mozaika wielu fragmentow. Szczegoly i konteksty blakly i zacieraly sie w pamieci, ale uczucia i doznania z czasem tworzyly gobelin dobrych i zlych wspomnien. Nie wiedzial jeszcze, jakim bedzie Norwezka. W tym momencie myslal o niej jako o straconej okazji. Jednak i tak wkrotce by odplynela. Albo on by to zrobil. Interwencja CNN przyspieszyla to, ale moze tylko odrobine.
Autobus jechal piecdziesiat piec mil na godzine po drodze numer 37, zmierzajac na poludnie. Zatrzymal sie w Blooming-ton. Szesc osob wysiadlo. Jakis pasazer zostawil gazete z Indianapolis. Reacher przejrzal wiadomosci sportowe. Yankees wciaz prowadzili na wschodzie. Potem spojrzal na pierwsza Strone i sprawdzil wiadomosci. Zobaczyl naglowek: Podejrzany
pobity w areszcie sledczym
To moze wszystko skomplikowac, pomyslal Reacher.
Nastepne akapity przynosily streszczenie wydarzen, ich szersze tlo oraz nowe fakty. Reacher uwaznie przeczytal caly artykul. Siostra Barra wyprowadzila sie z domu brata kilka miesiecy wczesniej. Dziennikarz najwidoczniej uwazal, ze to bylo przyczyna lub skutkiem zaburzen umyslowych Barra. Albo jednym i drugim.
Autobus wyjechal z Bloomington. Reacher zlozyl gazete, oparl glowe o szybe i obserwowal droge. Ta byla czarna wstega, mokra od niedawnego deszczu, i rozwijala sie przed nim ze srodkowa linia migajaca niczym depesza nadana alfabetem Morse'a. Reacher nie wiedzial, co glosila. Nie mogl jej odczytac.
Autobus zajechal na kryty dworzec i Reacher wyszedl na swiatlo dnia, po czym stwierdzil, ze znajduje sie piec przecznic na zachod od miejsca, gdzie estakada autostrady skrecala za stary budynek z kamienia. Wapien z Indiany, zgadl Reacher. Zadna imitacja. To z pewnoscia budynek banku, sadu albo biblioteki, pomyslal. Dalej wznosil sie wiezowiec z czarnego szkla. Powietrze bylo rzeskie. Chlodniejsze niz w Miami, ale znajdowal sie dostatecznie daleko na poludniu, zeby zima byla jeszcze odlegla przyszloscia. Nie bedzie musial kupowac nowych ubran ze wzgledu na pogode. Mial na sobie biale sportowe spodnie i zolta plocienna koszule. Obie czesci garderoby nosil od trzech dni. Spodziewal sie, ze ponosi je jeszcze dzien. Potem kupi sobie nowe, tanie. Na nogach mial brazowe tenisowki. Nie nosil skarpetek. Byl ubrany jak na poklad i pomyslal, ze musi troche dziwnie wygladac w tym miescie.
Spojrzal na zegarek. Dziewiata dwadziescia. Stojac na chodniku w oparach spalin, przeciagnal sie i rozejrzal wokol.
Ta miejscowosc byla jednym z tych prowincjonalnych miasteczek, ktore nie sa ani duze, ani male, ani nowe, ani stare. Nie rozkwitalo i nie podupadalo. Zapewne mialo swoja historie. Prawdopodobnie zwiazana z handlem zbozem i soja. Moze tytoniem. Albo bydlem. Zapewne byla tu rzeka lub linia kolejowa. Moze jakis przemysl. Nieduze centrum. Widzial je przed soba, na wschod od miejsca, gdzie stal. Wyzsze budynki, jedne z kamienia, inne z cegly, jeszcze inne z desek. Odgadl, ze wiezowiec z czarnego szkla to miejscowy okret flagowy. Nie mogli postawic go gdzie indziej jak w centrum miasta.
Poszedl w tym kierunku. Wszedzie trwaly roboty drogowe. Naprawy, remonty, wykopy, sterty zwiru, swiezy beton, wolno jadace ciezarowki. Przeszedl przez jezdnie przed jedna z nich, skrecil w boczna uliczke i dotarl do polnocnej sciany niedokonczonej czesci parkingu. Przypomnial sobie goraczkowe reportaze Ann Yanni i spojrzal w gore, a potem na druga strone, na plac. Zobaczyl pusty zbiornik fontanny, ktorej kurek smutnie sterczal na samym srodku. Waskie przejscie oddzielalo krawedz zbiornika od niskiego murku. Przejscie bylo udekorowane jak prowizoryczny cmentarz. Wiazki kwiatow z lodygami owinietymi aluminiowa folia. Zdjecia w plastikowych ramkach, pluszowe maskotki i swieczki. Na chodniku lezala warstewka pylu, pozostalego po zmiecionym piasku. Reacher domyslil sie, ze piasku uzyto do usuwania krwi. W wozach strazackich zawsze sa skrzynki z piaskiem, uzywanym w