miejscach wypadkow i zbrodni. I lopaty z nierdzewnej stali, do zbierania szczatkow cial. Znow zerknal na pietrowy parking. Niecale trzydziesci piec jardow, pomyslal. Bardzo blisko.
Stal spokojnie. Na placu bylo cicho. Cale miasto bylo ciche. Odretwiale jak konczyna, na ktora spadl druzgoczacy cios. Ten plac byl epicentrum. To tutaj spadl cios. Plac byl jak czarna dziura emocji stloczonych zbyt mocno, by mogly uciec.
Reacher poszedl dalej. Stary budynek z wapienia byl biblioteka. To dobrze, pomyslal Reacher. Bibliotekarze to mili ludzie. Mowia ci rozne rzeczy, kiedy ich zapytasz. Zapytal o biuro prokuratora okregowego. Smutna i cicha kobieta w recepcji wyjasnila, gdzie ma szukac. Nie musial isc daleko. To nie bylo
wielkie miasto. Poszedl na wschod, mijajac nowy biurowiec z szyldami wydzialu komunikacji i wojskowego biura werbunkowego. Dalej ciagnal sie kwartal rozmaitych sklepow, a za nim stal nowy budynek sadu, o zwyklym plaskim dachu, wybudowany wedlug gotowego projektu i ozdobiony jedynie mahoniowymi drzwiami oraz oknami z frezowanego szkla. Rownie dobrze moglby byc kosciolem zbudowanym przez wiernych jakiegos dziwnego wyznania, hojnych, lecz pozbawionych gustu.
Nie skorzystal z glownego wejscia. Zaczal okrazac budynek, az dotarl do bocznego skrzydla. Znalazl drzwi z napisem PROKURATOR OKREGOWY. Ponizej na oddzielnej mosieznej tabliczce zobaczyl nazwisko Rodin. Stanowisko obsadzane w wyniku wyborow, pomyslal. Uzywaja osobnych tabliczek, zeby bylo taniej zmieniac je co kilka lat. Przed nazwiskiem Rodin widnialy litery A.A. Facet mial tez stopien naukowy.
Reacher wszedl i porozmawial z recepcjonistka. Poprosil o spotkanie z samym A.A. Rodinem.
– W jakiej sprawie? – zapytala uprzejmie recepcjonistka.
Byla w srednim wieku, zadbana, dobrze wychowana, w czystej bialej bluzeczce. Wygladala tak, jakby przez cale zycie pracowala za biurkiem. Zaprawiona w bojach przedstawicielka biurokracji. Mimo to przygnebiona. Wygladala tak, jakby dzwigala na ramionach wszystkie problemy miasteczka.
– W sprawie Jamesa Barra – powiedzial Reacher.
– Jest pan reporterem? – spytala recepcjonistka.
– Nie – odparl Reacher.
– Czy moge powiadomic biuro pana Rodina, jaki jest panski zwiazek z ta sprawa?
– Znalem Jamesa Barra w wojsku.
– To musialo byc dawno temu.
– Bardzo dawno – potwierdzil Reacher.
– Czy wolno mi spytac, jak sie pan nazywa?
– Jack Reacher.
Recepcjonistka polaczyla sie i porozmawiala chwile. Reacher odgadl, ze z sekretarka, poniewaz mowila o nim i o Rodinie w trzeciej osobie, jak o jakichs abstrakcjach. Czy on moze
zobaczyc sie z panem Reacherem w zwiazku ze sprawa?
Rozmowa trwala chwile. Potem recepcjonistka zakryla mikrofon, przyciskajac sluchawke do bluzki, ponizej obojczyka. nad lewa piersia.
– Ma pan jakies informacje? – zapytala.
Sekretarka na gorze pewnie slyszy bicie twojego serca. pomyslal Reacher.
– Tak – potwierdzil.
– Z wojska? – upewnila sie.
Reacher skinal glowa. Recepcjonistka znow przylozyla sluchawke do ucha i kontynuowala rozmowe. Ta trwala dlugo. Pan A.A. Rodin mial dwie bardzo sprawne strazniczki. To bylo jasne. Nie dalo sie przejsc przez ten kordon, nie majac pilnego i istotnego powodu. To oczywiste. Reacher spojrzal na zegarek. Dziewiata czterdziesci. Jednak w tych okolicznosciach nie bylo pospiechu. Barr lezal w spiaczce. Moze byc jutro. Albo pojutrze. Albo dotrzec do Rodina przez tego policjanta, jesli zajdzie potrzeba. Jak on sie nazywal? Emerson?
Recepcjonistka odlozyla sluchawke.
– Prosze wjechac na gore, prosze pana – powiedziala. -
Gabinet pana Rodina jest na drugim pietrze.
Dostapilem zaszczytu, pomyslal Reacher. Recepcjonistka napisala jego nazwisko na przepustce i wsunela do plastikowej oslonki. Przypial ja do koszuli i skierowal sie do windy. Wjechal nia na drugie pietro. Korytarz byl tam niski i oswietlony jarzeniowkami. Zobaczyl troje zamknietych drzwi z laminatu i jedne z politurowanego drewna. Te byly otwarte. Za nimi znalazl sekretarke siedzaca za biurkiem. Druga strazniczka. Ta byla mlodsza od damulki z dolu, ale zapewne starsza ranga.
– Pan Reacher? – zapytala.
Skinal glowa, a ona wyszla zza biurka i poprowadzila go w glab korytarza. Na trzecich przeszklonych drzwiach byla tabliczka z napisem A.A. Rodin.
– Co oznaczaja te A.A.? – zapytal Reacher.
– Jestem pewna, ze pan Rodin wyjasni to panu, jesli bedzie chcial – odparla sekretarka.
Zapukala do drzwi i Reacher uslyszal wypowiedziane barytonem „prosze”. Otworzyla drzwi i odsunela sie na bok, przepuszczajac Reachera.
– Dziekuje – powiedzial.
– Bardzo prosze – odparla.
Reacher wszedl. Rodin juz podniosl sie zza biurka, gotowy przywitac goscia, tryskajac rutynowa uprzejmoscia. Reacher rozpoznal go z telewizji. Facet mial okolo piecdziesiatki, byl dosc szczuply, w miare wysportowany, o krotko scietych siwych wlosach. W telewizji wygladal na wyzszego. Mial na sobie letni, granatowy garnitur, niebieska koszule i krawat. Oczy tez mial niebieskie. Niewatpliwie niebieski byl jego ulubionym kolorem. Byl nienagannie ogolony i pachnacy. Bardzo wymuskany. W przeciwienstwie do mnie, pomyslal Reacher. Byli krancowo rozni. Przy Rodinie Reacher wygladal jak niechlujny olbrzym. Byl od prokuratora o szesc cali wyzszy i o piecdziesiat funtow ciezszy. Wlosy mial dwa cale dluzsze, a ubranie o dwa tysiace dolarow tansze.
– Pan Reacher? – zapytal Rodin.
Reacher skinal glowa. Gabinet byl typowym rzadowym biurem, ale schludnym, chlodnym i cichym. Z okna nie rozciagal sie zaden atrakcyjny widok. Tylko plaskie dachy supermarketow i wydzialu komunikacji, z widoczna platanina rynien. W oddali widac bylo wiezowiec z czarnego szkla. I zamglone slonce. Za biurkiem, na scianie prostopadlej do okna wisialy dyplomy i zdjecia Rodina z roznymi politykami. A takze oprawione w ramki pierwsze strony gazet, z naglowkami oglaszajacymi wyroki skazujace w siedmiu roznych sprawach. Na przeciwleglej wisiala fotografia blondynki w birecie, todze i z rulonem dyplomu w reku. Dziewczyna byla sliczna. Reacher spogladal na zdjecie odrobine za dlugo.
– To moja corka – wyjasnil Rodin. – Ona tez jest prawnikiem.
– Naprawde? – rzekl Reacher.
– Wlasnie otworzyla praktyke.
Z tonu jego glosu niczego nie dalo sie wyczytac. Reacher nie byl pewien, czy facet jest dumny, czy rozczarowany.
– Zdaje sie, ze wkrotce ja pan pozna – rzekl Rodin.
– Czyzby? – rzekl Reacher. – Dlaczego?
– Broni Jamesa Barra.
– Panska corka? Czy to etyczne?
– Prawo tego nie zabrania. Moze nie jest to rozsadne, ale nie nielegalne.
Z naciskiem wymowil slowo „rozsadne”, co moglo oznaczac rozne rzeczy. Nierozsadnie bronic z gory przegranej sprawy, nierozsadnie nie isc w slady takiego ojca jak on, w ogole nierozsadnie jest stawac przeciwko A.A. Rodinowi. Sprawia! wrazenie faceta, ktory bardzo lubi wygrywac.
– Umiescila panskie nazwisko na tymczasowej liscie swiadkow – powiedzial.
– Dlaczego?
– Mysli, ze ma pan jakies informacje.
– Skad zdobyla moje nazwisko?