– Mamy rowniez drobiny lakieru z miejsca, gdzie opieral bron o mur.
– To dobrze.
– Pewnie. Znajdziemy karabin i dopasujemy drobiny lakieru do rys. To rownie dobre jak DNA.
– A znajdziecie ten karabin?
– Znalezlismy jedna luske. Ma na sobie slady pozostawione przez mechanizm wyrzutnika. Tak wiec mamy kule oraz luske. One pozwalaja powiazac bron ze zbrodnia. Zarysowania lakieru dowodza, ze z broni celowano w kierunku placu. A to z kolei dowodzi, ze sprawca jest czlowiek, ktory pozostawil te wszystkie slady na parkingu.
Rodin milczal. Emerson wiedzial, ze prokurator mysli o procesie. Dowody rzeczowe czasem trudno sprzedac sadowi. Brak imludzkiego wymiaru.
– Na lusce sa odciski palcow – powiedzial Emerson. -
Pozostawil je, kiedy ladowal magazynek. Taki sam odcisk kciuka i wskazujacego palca jak na cwiercdolarowce z parkometru i na styropianowym slupku. Tym samym mozemy powiazac zbrodnie z bronia, bron z amunicja, a amunicje z facetem, ktory jej uzyl. Rozumie pan? Wszystko sie zgadza.
Facet, bron, zbrodnia. Wszystko idealnie pasuje.
– Na filmie widac odjezdzajacy samochod?
– Dziewiecdziesiat sekund po tym, jak dyspozytor odebral pierwszy telefon.
– Kim jest sprawca?
– Dowiemy sie, gdy tylko otrzymamy odpowiedz z bazy danych.
– Jesli on jest w bazie danych.
– Mysle, ze to wojskowy strzelec wyborowy – rzekl Emerson. – Wszyscy wojskowi figuruja w bazie danych. Zatem to tylko kwestia czasu.
Okazalo sie, ze byla to kwestia zaledwie czterdziestu dziewieciu minut. Dyzurny zapukal i wszedl. Niosl kartke papieru. Na kartce zapisano nazwisko, adres i zyciorys. Oraz dodatkowe informacje, zebrane, gdzie sie da. Wlacznie z fotokopia prawa jazdy. Emerson wzial kartke i przeczytal jej tresc. Potem jeszcze raz. Pozniej usmiechnal sie. Dokladnie szesc godzin od chwili, gdy padl pierwszy strzal, sprawa byla rozwiazana. Pewna jak w banku.
– Nazywa sie James Barr – powiedzial Emerson.
W gabinecie zapadla cisza.
– Ma czterdziesci jeden lat. Mieszka w odleglosci dwu dziestu minut jazdy stad. Byly wojskowy. Zwolniono go z honorami czternascie lat temu. Sluzyl w piechocie jako specjalista, co zapewne oznacza strzelca wyborowego. Wydzial komunikacji twierdzi, ze facet jezdzi szescioletnim bezowym dodge'em caravanem.
Podsunal papiery Rodinowi. Ten podniosl je i przejrzal, raz i drugi, dokladnie. Emerson obserwowal go. Prokurator zapewne mysli: To ten facet, ta bron, ta zbrodnia. Jakby patrzyl na automat do gry, na ktorym pojawiaja sie trzy wisienki w jednym rzedzie. Raz, dwa, trzy! Calkowita pewnosc.
– James Barr – powiedzial Rodin, jakby rozkoszujac sie dzwiekiem tych slow. Oddzielil od dokumentow fotokopie prawa jazdy i spojrzal na zdjecie. – Jamesie Barr, wpadles po uszy w gowno.
– Amen – powiedzial Emerson, czekajac na komplement.
– Ja zdobede nakazy – rzekl Rodin. – Aresztowania oraz przeszukania domu i samochodu. Sedziowie ustawia sie w kolejce, zeby je podpisac.
Wyszedl, a Emerson zadzwonil do szefa policji, zeby przekazac mu dobra wiadomosc. Szef powiedzial, ze zwola konferencje prasowa na osma rano nastepnego dnia. Powiedzial, ze chce tam miec Emersona, na scenie i w centrum uwagi. Emerson uznal, ze to jedyny komplement, jakiego moze oczekiwac, chociaz niezbyt lubil dziennikarzy.
Nakazy byly gotowe w ciagu godziny, ale przygotowania do aresztowania zajely kolejne trzy. Najpierw detektywi w cywilnych ubraniach potwierdzili, ze Barr jest w domu. Mieszkal w niczym niewyrozniajacym sie, wolno stojacym domku. Ani odpicowanym, ani zaniedbanym. Stara farba na sidingu, nowy asfalt na podjezdzie. W domu palily sie swiatla i gtal telewizor, zapewne w salonie. Przez moment w jednym z okien widziano Barra. Wygladalo na to, ze jest sam. Potem chyba poszedl spac. Zgasly swiatla i w domu zrobilo sie cicho. Jeszcze przez chwile trwaly przygotowania. Do akcji weszli policyjni antyterrorysci. Obejrzeli mapy terenu i za-plasowali akcje. Otoczyc po cichu, glowne sily rozmiescic przy frontowych i tylnych drzwiach, a potem przypuscic jednoczesny atak od frontu i od tylu. Emerson, w kuloodpornej kamizelce i pozyczonym helmie, mial dokonac formalnego aresztowania. Towarzyszyl mu zastepca prokuratora okregowego, pilnujacy przestrzegania przepisow. Nikt nie chcial dostarczyc obronie czegos, czego moglaby sie pozniej czepiac. Ambulans czekal w pogotowiu. Antyterrorystom towarzyszyli dwaj policjanci z sekcji K9, ze wzgledu na sugerowana przez kryminalistykow obecnosc psa w domu podejrzanego. Lacznie w akcji bralo udzial trzydziesci osiem osob i wszyscy byli zmeczeni. Wiekszosc miala sluzbe juz od dziewietnastu godzin. Cala zmiane i nadgodziny. Dawalo sie wiec wyczuc nerwowe napiecie. Wszyscy wiedzieli, ze przestepca
rzadko dysponuje tylko jedna sztuka broni. Jesli ma jedna, zwykle znajduje sie wiecej. Moze miec bron automatyczna albo granaty lub bomby.
Jednak aresztowanie okazalo sie latwizna. James Barr nawet sie nie obudzil. O trzeciej rano wylamali drzwi jego domu i znalezli go spiacego w lozku, samego. Nadal spal, gdy pietnastu uzbrojonych mezczyzn wpadlo do jego sypialni, oswietlajac go latarkami i mierzac do niego z pistoletow maszynowych. Poruszyl sie, kiedy dowodca oddzialu antyterrorystycznego sciagnal na podloge koldre i poduszke, szukajac ukrytej broni. Nie znalazl. Barr otworzyl oczy. Wymamrotal cos, co zabrzmialo jak „co?”, a potem znowu zasnal, kulac sie na materacu. Byl mocno zbudowany, o jasnej karnacji i czarnych wlosach, mocno siwiejacych na calym ciele. Pizama byla na niego odrobine za ciasna. Wygladal na sflaczalego i troche starszego, niz byl w rzeczywistosci.
Jego pies byl starym kundlem, ktory niechetnie sie zbudzil i przyczlapal z kuchni. Policjanci z sekcji K9 natychmiast zlapali go i zabrali do swojej furgonetki. Emerson zdjal helm i przecisnal sie przez zgromadzony w malenkiej sypialni tlum. Zobaczyl oprozniona w jednej czwartej butelke jacka danielsa na nocnym stoliku, obok pomaranczowego sloiczka, rowniez prawie pelnego. Pochylil sie i spojrzal. Tabletki nasenne. Przepisane na recepte. Niedawno, niejakiej Rosemary Barr. Napis na etykiecie glosil: Rosemary Barr. Brac jedna w razie bezsennosci.
– Kim jest Rosemary Barr? – zapytal wiceprokurator. -
Czy on jest zonaty?
Emerson rozejrzal sie po pokoju.
– Nie wyglada na to.
– Proba samobojstwa? – spytal dowodca oddzialu antyterrorystycznego.
Emerson pokrecil glowa.
– W takim wypadku polknalby wszystkie. I wypil cala butelke jacka danielsa. Domyslam sie, ze pan Barr po prostu mial dzis problemy z zasnieciem. Po bardzo pracowitym i owocnym dniu.
Powietrze w sypialni bylo nieswieze. Czuc w nim bylo odor brudnej poscieli i niemytego ciala.
– Musimy uwazac – powiedzial wiceprokurator. – Facet jest polprzytomny. Jego adwokat bedzie twierdzil, ze nie byl w stanie zrozumiec odczytywanych mu praw. Dlatego nie mozemy pozwolic mu gadac. A jesli cos powie, nie mozemy sluchac.
Emerson wezwal sanitariuszy. Kazal im sprawdzic, czy Barr naprawde jest nieprzytomny, czy nie udaje, a takze czy im tu nie umrze. Krzatali sie przy nim przez kilka minut, sluchajac bicia serca, sprawdzajac puls, czytajac