napis na opakowaniu z tabletkami. Potem oznajmili, ze jest caly i zdrowy, tylko mocno spi.
– Psychopata – orzekl dowodca oddzialu antyterrorystycznego. – Zadnych wyrzutow sumienia.
– Czy mamy pewnosc, ze to wlasciwy facet? – zapytal wiceprokurator.
Emerson znalazl wiszace na poreczy krzesla spodnie i sprawdzil kieszenie. Znalazl niewielki portfel. W nim prawo jazdy. Nazwisko sie zgadzalo, adres rowniez. I fotografia.
– To nasz czlowiek – powiedzial.
– Nie mozemy pozwolic mu mowic – powtorzyl wiceprokurator. – Musimy rozgrywac to ostroznie.
– Mimo wszystko odczytam mu jego prawa – rzekl Emerson. – Zapamietajcie to, ludzie.
Chwycil Barra za ramie i potrzasnal nim. Spiacy spojrzal na niego polotwartymi oczami. Emerson wyrecytowal mu formulke Mirandy. Prawo do zachowania milczenia, prawo do adwokata. Barr probowal sie skupic, ale nie zdolal. Znow zasnal.
– W porzadku, zabierzcie go – polecil Emerson.
Dwaj policjanci owineli go kocem i wyniesli z domu do radiowozu. Jeden sanitariusz i wiceprokurator pojechali razem z nim. Emerson zostal w domu i zaczal poszukiwania. W szafie w sypialni znalazl pare niebieskich dzinsow z otarciami na
kolanach. Buty z kauczukowymi podeszwami byly rowno ustawione na podlodze pod spodniami. Byly zakurzone. Prochowiec wisial w szafie w przedpokoju. Bezowy dodge cara-van stal w garazu. Karabin z podrapanym lozem byl w piwnicy -jeden z kilku umieszczonych w stojaku przysrubowanym do sciany. Na polce pod nim bylo piec pistoletow kalibru dziewiec milimetrow. Oraz pudelka z amunicja, w tym w polowie puste opakowanie Lake City M852 – stu szescdziesieciu osmiugranowych pociskow typu BT z wkleslymi czubkami kalibru.308. Obok pudelek staly szklane sloiki z luskami. Gotowe do recyklingu, pomyslal Emerson. Przygotowane do recznego napelniania. Sloik stojacy najblizej przedniej krawedzi polki zawieral tylko piec lusek. Mosiadz Lake City. Pokrywka byla zdjeta, jakby te piec ostatnich lusek wrzucono do niego niedawno i w pospiechu. Emerson pochylil sie i powachal. Powietrze w sloiku mialo zapach prochu. Zimny i stary, ale nie bardzo.
Emerson opuscil dom Jamesa Barra o czwartej rano. Zastapili go kryminalistycy, ktorzy mieli dokladnie przeszukac caly dom. Zadzwonil do dyzurnego sierzanta i upewnil sie, ze Barr spi spokojnie w celi, a stan jego zdrowia jest regularnie sprawdzany. Potem pojechal do domu i zdrzemnal sie dwie godziny, po czym wzial prysznic i ubral sie na konferencje prasowa.
Konferencja prasowa usmiercila sensacje w zarodku. Sensacyjna wiadomosc wymaga, aby sprawca pozostawal na wolnosci. Powinien byc zuchwaly, posepny, skryty, tajemniczy, niebezpieczny. Ma budzic strach. Powinien sprawiac, ze codzienne czynnosci, takie jak tankowanie benzyny, zakupy w centrum handlowym czy wyjscie do kosciola stana sie aktami odwagi. Dlatego komunikat o wykryciu i aresztowaniu sprawcy przed nastepnym cyklem wiadomosci byl dla Ann Yanni kata-strofa. Natychmiast pojela, co pomysla w redakcji naczelnej. Po zawodach, koniec bajki, prehistoria. Wczorajsza nowosc -
doslownie. Zapewne i tak zadna sensacja. Po prostu jakis prowincjonalny swir, za glupi nawet, by choc przez jedna noc wymykac sie strozom prawa. Pewnie sypia z kuzynka i pija tania whisky.
Tak wiec Yanni byla rozczarowana, ale dobrze to ukrywala. Pelnym podziwu tonem zadala kilka pytan. Mniej wiecej w polowie konferencji wpadla na nowy temat. Inne jego ujecie. Trzeba przyznac, ze praca policji robila wrazenie. A sprawca nie byl swirem. Wcale nie. Zatem bardzo zly facet zostal schwytany przez naprawde bardzo dobrych policjantow. I to tutaj, na prowincji. Podczas gdy na wybrzezu w poprzednich takich slynnych sprawach zajelo to sporo czasu. Czy to da sie sprzedac? W myslach zaczela ukladac naglowki. Najszybsi w Ameryce?
Po blisko dziesieciu minutach szef policji oddal pole Emer-sonowi. Ten wyjawil tozsamosc sprawcy i szczegoly zbrodni. Nie rozwodzil sie. Same fakty, prosze pani
Potem na scene wszedl Rodin. Ten przedstawil sprawe w taki sposob, jakby policja uporala sie zaledwie ze wstepnymi problemami, a prawdziwa praca dopiero miala sie zaczac. Jego biuro zbada wszystkie dowody i wyciagnie wlasciwe wnioski.
I owszem, pani Yanni, poniewaz jego zdaniem okolicznosci tego wymagaja, bedzie domagal sie kary smierci dla Jamesa Barra.
James Barr ocknal sie w swojej celi o dziewiatej w sobote rano, z kacem po tabletkach nasennych i wodzie. Natychmiast zdjeto mu odciski palcow i ponownie odczytano prawa, nawet dwukrotnie. Mial prawo zachowac milczenie i wezwac ad-
wokata. Wybral milczenie. Niewielu ludzi to robi. Niewielu potrafi. Zazwyczaj odczuwaja nieprzezwyciezona potrzebe mowienia. Jednak James Barr ja przezwyciezyl. Zamknal usta i milczal. Wiele osob probowalo z nim pomowic, lecz on nie odpowiadal. Ani razu. Ani slowa. Emersonowi to pasowalo. Prawde mowiac, Emerson nie chcial, zeby Barr cos powiedzial. Wolal pozbierac dowody, zbadac je, sprawdzic, wypolerowac i doprowadzic do tego, zeby miec pewnosc uzyskania wyroku skazujacego bez zeznan podejrzanego. Zeznania sa zbyt narazone na zarzuty obroncow, dowodzacych, ze zostaly wymuszone lub zlozone w chwili ograniczonej poczytalnosci, wiec Emerson nauczyl sie tego unikac. Zeznania to lukier na torcie. I dokladnie ostatnia rzecz, jaka chcial uslyszec, nie pierwsza. Nie tak jak w telewizyjnych serialach kryminalnych, gdzie bezlitosne przesluchanie jest sztuka sama w sobie. Dlatego trzymal sie z daleka i czekal, az jego technicy zakoncza swoja powolna, zmudna prace.
Siostra Jamesa Barra byla mlodsza od niego, niezamezna i mieszkala w czynszowym mieszkaniu. Miala na imie Rose-mary. Jak wszyscy mieszkancy miasta byla wstrzasnieta, zaszokowana i oszolomiona. Widziala wiadomosci w piatek wieczorem. I ponownie w sobote rano. Uslyszala, jak policyjny detektyw wymienil nazwisko jej brata. Z poczatku myslala, ze to pomylka. Pewnie sie przeslyszala. Jednak policjant wciaz je powtarzal. James Barr, James Barr, James Barr.
Pozniej z trudem sie opanowala i zaczela dzialac.
Pracowala jako sekretarka w osmioosobowej kancelarii prawniczej, ktora -jak wiekszosc firm w prowincjonalnych miasteczkach – zajmowala sie wszystkim po trochu. I dosc dobrze traktowala swoich pracownikow. Pensja nie byla nadzwyczajna, ale rekompensowaly to pewne korzysci. Jedna z nich bylo pelne ubezpieczenie. Innym to, ze tytulowano ja radczynia, a nie sekretarka. Jeszcze inna obietnica, ze firma zapewni opieke prawna swoim pracownikom i ich rodzinom za
darmo. Zwykle byly to testamenty, sprawy spadkowe i rozwodowe oraz niewielkie roszczenia powypadkowe wobec firm ubezpieczeniowych. Na pewno nie obrona doroslego rodzenstwa, omylkowo oskarzonego o zastrzelenie kilku osob w bialy dzien i w srodku miasta. Rosemary zdawala sobie z tego sprawe. Jednak uwazala, ze musi sprobowac. Poniewaz znala swojego brata i wiedziala, ze nie mogl tego zrobic.
Zadzwonila do domu jednego z wlascicieli firmy. Zajmowal sie glownie podatkami, wiec zadzwonil do