Potem zjechal z glownej drogi i przejechal do konca trzy-stujardowej strzelnicy. Wysiadl, przyczepil papierowa tarcze do ramy, wsiadl do samochodu, zawrocil i pojechal z powrotem. Zaparkowal i zgasil silnik.

– Powodzenia – powiedzial.

Reacher przez moment sie nie ruszal. Byl bardziej zdenerwowany, niz powinien. Zrobil gleboki wdech, przytrzymal powietrze w plucach i poczul dzialanie kofeiny. Niemal niewyczuwalne drzenie. Cztery szybko wypite filizanki mocnej kawy to kiepskie przygotowanie do celnego strzelania na daleki dystans.

Jednak to tylko trzysta jardow. Trzysta jardow, dobry karabin, sprzyjajaca pogoda, brak wiatru. Wystarczy wycelowac w sam srodek celu i nacisnac spust. Sam strzal nie byl trudny. Problem stanowilo to, co bylo stawka. Chcial dorwac tego zakulisowego manipulatora bardziej, niz przed laty pragnal zdobyc puchar. O wiele bardziej. Nie wiedzial dlaczego. Jednak w tym byl caly problem.

Wypuscil powietrze. To tylko trzysta jardow. Nie szescset. Nie osiemset. Nie tysiac. Nic trudnego.

Wysiadl z humvee i wzial karabin z tylnego siedzenia. Niosac go, przeszedl po golej ziemi do maty z wlokien kokosowych. Starannie umiescil karabin na rozstawionych nozkach, umieszczonych jard za krancem maty. Pochylil sie i zaladowal bron. Potem stanal za karabinem, przykucnal, kleknal i polozyl sie na macie. Przycisnal kolbe do ramienia. Obrocil glowe w lewo i w prawo, rozgladajac sie. Mial wrazenie, ze jest sam na pustyni. Pochylil glowe. Zamknal lewe oko, a prawe przycisnal do lunetki. Lewa dlon polozyl na lufie, przyciskajac ja w dol i ciagnac troche do tylu. Teraz mial trzy punkty podparcia. Dwunog i swoje ramie. Dobra pozycja. Rozlozyl nogi i obrocil stopy, tak zeby lezaly plasko na macie. Odrobine podciagnal lewa noge i wparl kant podeszwy buta w kokosowe wlokna, tak by ciezar konczyny dawal jeszcze stabilniejsza pozycje. Rozluznil miesnie, przywierajac do maty. Wiedzial, ze wyglada jak zastrzelony, a nie facet przygotowujacy sie do strzalu.

Spojrzal przez lunetke. Zobaczyl bardzo jasny i wyrazny obraz. Odnalazl cel. Wydawalo sie, ze wyciagnawszy reke, moglby dotknac tarczy. Umiescil krzyz celownika w miejscu, gdzie przecinaly sie dwie kreski litery X. Nacisnal spust, likwidujac luz. Rozluznil miesnie. Zrobil wydech. Czul bicie swego serca. Mial wrazenie, ze tlucze mu sie w piersi. Kofeina buzowala mu w zylach. Krzyz celownika tanczyl. Podskakiwal i drgal, w lewo i w prawo, w gore i w dol, zataczajac malenkie kregi.

Reacher zamknal prawe oko. Kazal sercu zwolnic. Wypuscil powietrze z pluc i przez moment nie robil wdechu – sekunde, dwie. Potem znow wdech, wydech, wstrzymanie. Cala energie skierowal w dol, w swoj brzuch. Pozwolil ramionom opasc. I miesniom zwiotczec. Znieruchomial. Ponownie otworzyl oko i zobaczyl nieruchomy krzyz celownika. Popatrzyl na cel. Czul go. Pragnal. Nacisnal spust. Poczul kopniecie, uslyszal huk i podmuch wzbil z kokosowej maty chmure kurzu, ktora zaslonila mu widok. Podniosl glowe, odkaszlnal i znow przycisnal oko do lunetki.

Dziesiatka.

Litera X znikla. Na jej miejscu ziala rowniutka dziura wybita w samym srodku, tak ze widac bylo tylko cztery punkciki narysowane dlugopisem, po jednej na gorze i na dole obu kresek. Reacher ponownie odkaszlnal, podniosl sie i wstal. Cash zajal jego miejsce i sprawdzil wynik przez lunete.

– Dobry strzal – powiedzial.

– Dobry karabin – rzekl Reacher.

Cash odciagnal rygiel i luska wypadla na mate. Uklakl, podniosl ja i schowal do kieszeni. Potem wstal i niosac karabin, poszedl w kierunku humvee.

– No i jak, zakwalifikowalem sie? – zawolal za nim Reacher.

– Do czego?

– Do rozmowy. Cash odwrocil sie.

– Mysli pan, ze to byl test?

– Mam nadzieje, ze tak.

– Moze wolalby pan nie uslyszec tego, co mam do powiedzenia.

– Niech pan sprobuje – zachecil Reacher. Cash kiwnal glowa.

– Porozmawiamy w biurze.

Znow podjechali do ramy i Cash odpial papierowa tarcze. Potem zawrocili i pojechali w kierunku chat. Mineli facetow z pick-upow. Ci wciaz strzelali. Cash zaparkowal woz, weszli do srodka i Cash schowal tarcze Reachera do szuflady, pod R jak Richardson. Potem poruszyl palcami, odnalazl B jak Barr i wyjal gruby plik papierow.

– Chce pan udowodnic, ze panski stary kumpel tego nie zrobil? – zapytal.

– Nie byl moim kumplem – odparl Reacher. – Kiedys go znalem, to wszystko.

– I?

– I nie pamietam, zeby byl takim dobrym strzelcem.

– W telewizji mowili, ze strzelal z bardzo bliskiej odleglosci.

– Do ruchomych celow i pod katem.

– W wiadomosciach mowili, ze maja niezbite dowody.

– Maja – powiedzial Reacher. – Widzialem je.

– Niech pan to obejrzy – powiedzial Cash.

Rozlozyl tarcze jak talie kart, na calej dlugosci kontuaru. Potem wyrownal je do krawedzi, robiac miejsce dla nastepnego rzedu. Ulozyl go bezposrednio pod pierwszym. W koncu lezaly tam trzydziesci dwie tarcze, dwa dlugie rzedy koncentrycznych kregow, wszystkie z podpisem J. Barr, 300 jardow oraz datami siegajacymi trzech lat wstecz.

– Patrz i placz – powiedzial Cash.

Na kazdej tarczy bylo maksimum trafien.

Reacher obejrzal je, jedna po drugiej. Na kazdej w srodkowym kregu widnialy rowniutkie otwory. Ciasno skupione, doskonale wyniki. Trzydziesci dwie tarcze, dziesiec strzalow do kazdej, trzysta dwadziescia wystrzelonych pociskow, wszystkie idealnie w srodek tarczy.

– To wszystkie jego tarcze? – zapytal Reacher.

Cash skinal glowa.

– Jak pan powiedzial, trzymam dokumentacje.

– Jaka bron?

– Jego wlasny super match. Wspanialy karabin.

– Policja rozmawiala z panem?

– Niejaki Emerson. Zachowal sie bardzo przyzwoicie. Musialem chronic swoj tylek, poniewaz Barr tutaj cwiczyl. Nie

chcialem, zeby to zniszczylo moja reputacje. Wlozylem wiele

pracy w te strzelnice, a ta historia moglaby okryc ja zla slawa.

Reacher jeszcze raz obejrzal tarcze. Przypomnial sobie, jak mowil Helen Rodin: „Oni nie zapominaja”.

– A jego kolega Charlie? – zapytal.

– W porownaniu z nim byl beznadziejny.

Cash zgarnal tarcze Jamesa Barra w stosik i schowal je z powrotem w przegrodce pod litera B. Potem otworzyl inna szuflade, przesunal palcami do S i wyjal inny plik papierow.

– Charlie Smith – powiedzial. – Z wygladu rowniez

byly zolnierz. Jednak w jego przypadku Wuj Sam gorzej za

inwestowal pieniadze.

Znow zaczal rozkladac tarcze na ladzie, ukladajac je w dwa dlugie rzedy. Reacher naliczyl trzydziesci dwie.

– Zawsze pojawiali sie razem? – zapytal.

– Jak chleb z maslem – odparl Cash.

– Rozne stanowiska?

– Rozne planety – powiedzial Cash.

Reacher pokiwal glowa. Pod wzgledem liczby uzyskanych punktow wyniki Charliego byly gorsze od tych, ktore uzyskal James Barr. O wiele gorsze. Tarcze swiadczyly o tym, ze Charlie byl bardzo slabym strzelcem. Na jednej

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату