Dotarlszy do bialej linii, kazdy samochod przystawal na moment, po czym przejezdzal skrzy-
zowanie. Nikt nie chcial go zakorkowac. Reacher byl juz dwa samochody za radiowozem. Zwolnil. Zirytowany facet za nim zatrabil. Reacher wolno ruszyl naprzod. Teraz znalazl sie jeden samochod za radiowozem.
Zapalilo sie pomaranczowe swiatlo.
Samochod przez Reacherem przemknal przez skrzyzowanie.
Zapalilo sie czerwone swiatlo.
Policjant zatrzymal woz na swiatlach, a Reacher ustawil mustanga obok radiowozu.
Oparl lokiec o konsole i podparl dlonia brode. Rozstawil palce, zaslaniajac twarz. Patrzyl prosto przed siebie, na wysiegnik i swiatla, pragnac, by jak najszybciej sie zmienily.
Helen Rodin zjechala winda dwa pietra i w recepcji NBC spotkala Ann Yanni. NBC placila honorarium Franklina, wiec Yanni powinna wziac udzial w naradzie. Razem zjechaly na parking i wsiadly do saturna Helen. Wyjechaly na ulice, w sloneczny blask. Helen spojrzala w prawo i skrecila w lewo. Nie zauwazyla zaparkowanej dwadziescia jardow za nia szarej impali, ktora ruszyla i pojechala za nimi.
Czerwone swiatlo palilo sie okropnie dlugo. Potem zmienilo sie na zielone, facet za Reacherem zatrabil i policjant obrocil sie, zeby popatrzec. Reacher przejechal przez jego pole widzenia, nie rozgladajac sie. Zjechal na pas do skretu w lewo i radiowoz przemknal obok po prawej. Reacher patrzyl, jak znow utknal kawalek dalej. Wolal uniknac ponownego spotkania, wiec skrecil w lewo. Znalazl sie na tej ulicy, przy ktorej byl sklep spozywczy „Martha's”. Uliczka byla zakorkowana wolno jadacymi pojazdami. Podniosl sie na fotelu i wepchnal reke do tylnej kieszeni spodni. Na wyczucie przesiewal monety. Znalazl cwiercdolarowke. Rozwazal to w myslach przez dwadziescia, trzydziesci, czterdziesci jardow.
Tak.
Zjechal na malenki parking przed sklepem. Zostawil silnik na chodzie, wysiadl i podszedl do aparatu telefonicznego wiszacego na scianie. Wepchnal cwiartke w otwor wrzutowy i wyjal przedarta wizytowke Emersona. Wybral numer posterunku policji i zadzwonil.
– W czym moge pomoc? – spytal dyzurny.
– Policja? – zapytal Reacher.
– Prosze mowic.
Reacher powiedzial szybko i niewyraznie, rozgoraczkowanym i sciszonym glosem:
– Ten facet z plakatu? Tego, ktory wszystkim pokazujecie?
– Slucham pana.
– On tu jest, wlasnie teraz.
– Gdzie?
– W moim zajezdzie, tym przy czteropasmowce na polnocy miasta, zaraz za skladem opon. Jest teraz w srodku, siedzi przy barze i je.
– Jest pan pewien, ze to ten facet?
– Wyglada jak ten z plakatu.
– Ma jakis samochod?
– Duzy czerwony pick-up dodge.
– Jak sie pan nazywa?
– Tony Lazzeri – powiedzial Reacher.
Anthony Michael Lazzeri, zdobyl 273 punkty w 118 wystepach na drugiej bazie w 1935 roku. Zajal drugie miejsce.
– Juz jedziemy – powiedzial dyzurny.
Reacher odwiesil sluchawke i wsiadl do mustanga. Siedzial nieruchomo, dopoki nie uslyszal syren na polnocy.
Helen Rodin byla w polowie Second Street, kiedy w lusterku wstecznym zauwazyla jakies zamieszanie. Jadacy trzy wozy za nia szary sedan impala gwaltownie zmienil pas, zawrocil i pomknal z powrotem.
– Dupek – powiedziala.
Ann Yanni obrocila sie na fotelu.
– Policyjny woz – powiedziala. – Mozna rozpoznac po
antenach.
Reacher przyjechal na spotkanie z dziesieciominutowym opoznieniem. Biuro Franklina miescilo sie w pietrowym budynku z cegly. Parter wygladal jak opuszczona hala fabryczna. Drzwi i okna byly zasloniete stalowymi zaluzjami. Jednak na pietrze w oknach byly rolety i palily sie swiatla. Zewnetrzne schody prowadzily prosto do drzwi na pietrze. Na drzwiach byla biala plastikowa tabliczka z napisem: Biuro detektywistyczne Franklin. Na dole byly miejsca parkingowe, waski pas asfaltu szerokosci jednego i dlugosci szesciu samochodow. Stal tam zielony saturn Helen Rodin, niebieska honda civic oraz czarny chevrolet suburban, tak dlugi, ze jego przod wystawal dobra stope nad chodnik. Reacher odgadl, ze chevrolet nalezy do Franklina. Honda zapewne byla wlasnoscia Rosemary Barr.
Nie zwalniajac, minal budynek i objechal caly kwartal. Nie zauwazyl niczego podejrzanego. Zaparkowal mustanga obok saturna, wysiadl i zamknal woz. Wbiegl po schodach i bez pukania otworzyl drzwi. Znalazl sie w krotkim korytarzu z kuchenka po prawej i lazienka po lewej stronie. Uslyszal glosy dobiegajace z duzego pokoju na koncu. Poszedl tam i zastal Franklina za biurkiem, Helen Rodin i Rosemary Barr siedzace w fotelach i pograzone w rozmowie oraz Ann Yanni patrzaca przez okno na swoj samochod. Cala czworka obrocila sie do niego, kiedy wszedl.
– Znasz sie na terminologii medycznej? – zapytala go Helen.
– Na przyklad?
– PA – powiedziala. – Lekarz tak napisal. To jakis skrot.
Reacher spojrzal na nia. Potem na Rosemary Barr.
– Niech zgadne – rzekl. – W szpitalu wreszcie zdiagnozowali Jamesa Barra. Zapewne stwierdzili lagodny przypadek.
– Wczesne stadium – powiedziala Rosemary. – Cokolwiek to jest.
– Skad wiedziales? – zapytala Helen.
– Intuicja – odparl Reacher.
– Na co jest chory?
– Pozniej – powiedzial Reacher. – Po kolei. – Zwrocil sie do Franklina. – Powiedz mi, co wiadomo o ofiarach.
– Piec przypadkowych osob – rzekl Franklin. – Zupelnie ze soba niezwiazanych. Z pewnoscia niepowiazanych z Jamesem Barrem. Mysle, ze miales racje. Nie zastrzelil ich z osobistych powodow.
– Przeciwnie, mylilem sie – odparl Reacher. – Sek w tym, ze James Barr wcale ich nie zastrzelil.