– Zawsze jechal tam z Charliem. Facet, ktory prowadzi te strzelnice to dawny mistrz strzelecki piechoty morskiej. I praw-

dziwy zawodowiec. Przechowuje wszystkie zuzyte tarcze. Co oznacza, ze Barr za kazdym razem mial co najmniej dwoch swiadkow swoich dokonan.

– Ja chcialbym miec swiadkow – zauwazyl Franklin. – Gdybym tak strzelal.

– Nie mozna stac sie lepszym, nie cwiczac – powiedzial

Reacher. – Mysle, ze w rzeczywistosci stal sie znacznie

gorszym strzelcem. I jego ego nie moglo tego zniesc. Kazdy

snajper lubi rywalizacje. Wiedzial, ze jest kiepski, i nie mogl

tego zniesc, wiec chcial cos z tym zrobic. Postanowil to

ukryc.

Franklin wskazal na tarcze.

– To mi nie wyglada na kiepski wynik.

– To oszustwo – odrzekl Reacher. – Dacie te tarcze Bellantoniowi, a on tego dowiedzie.

– Oszustwo?

– Zaloze sie, ze dokonane za pomoca pistoletu. Kalibru dziewiec milimetrow, z niewielkiej odleglosci. Sadze, ze jesli Bellantonio zmierzy otwory, stwierdzi, ze sa o czterdziesci szesc tysiecznych cala wieksze od tych, jakie zostawiaja pociski kalibru.308. A jesli zbada papier, znajdzie na nim resztki prochu. Poniewaz domyslam sie, ze James Barr podchodzil do tarczy i strzelal z odleglosci cala, a nie trzystu jardow. Za kazdym razem.

– Naciagane.

– Czysta metafizyka. Barr nigdy nie byl az tak dobry. Tak wiec mozna zalozyc, ze z czasem stal sie gorszym strzelcem. Gdyby byl tylko troche gorszy, pogodzilby sie z tym. Jednak najwyrazniej sie nie pogodzil, zatem mozemy zakladac, ze stal sie o wiele gorszy. Tak slaby, ze sie tego wstydzil. Moze wcale nie mogl trafic w tarcze.

Nikt sie nie odezwal.

– To wysoce prawdopodobna teoria – dodal Reacher. -

Falszowanie wynikow ze wstydu dowodzi, ze juz nie umie

celnie strzelac. A jesli nie umie celnie strzelac, nie mogl zrobic

tego, co stalo sie w piatek.

– To tylko domysly – zauwazyl Franklin.

Reacher skinal glowa.

– Z poczatku tak. Jednak nie teraz. Teraz jestem juz pewien. Wystrzelilem jeden pocisk na tej strzelnicy. Wlasciciel zmusil mnie do tego, poddajac swego rodzaju probie. Bylem napompowany kofeina i trzesly mi sie rece. Wtedy zrozumialem, ze James Barr jest teraz znacznie gorszym strzelcem.

– Dlaczego? – zapytala Rosemary.

– Poniewaz ma chorobe Parkinsona – powiedzial Reacher. – PA to paralysis agitans, aparalysis agitans to medyczna nazwa choroby Parkinsona. Obawiam sie, ze pani brat jest chory. Trzesie sie i drzy. A jesli ma sie chorobe Parkinsona, w zaden sposob nie mozna celnie strzelic. Moim zdaniem on nie tylko tego nie zrobil, ale po prostu nie dalby rady tego zrobic.

Rosemary milczala. Dobra i zla wiadomosc. Spojrzala w okno. Wbila wzrok w podloge. Byla ubrana jak wdowa. Czarna jedwabna bluzka, czarna spodnica, czarne ponczochy, czarne pantofelki na niskim obcasie.

– Moze dlatego przez caly czas byl zly – powiedziala. -

Moze czul, ze zachorowal. Byl bezradny i nie mogl nad tym

zapanowac. Jego cialo go zdradzilo. Nienawidzil tego uczucia.

Jak kazdy na jego miejscu.

Potem spojrzala na Reachera.

– Mowilam, ze jest niewinny – przypomniala.

– Najmocniej pania przepraszam – powiedzial Reacher. – Miala pani racje. Zmienil sie. Dotrzymal slowa. Zasluguje na pomoc. I przykro mi, ze jest chory.

– Teraz musi mu pan pomoc. Obiecal pan.

– Pomagam mu. Od poniedzialku nie robie nic innego.

– To szalenstwo – rzekl Franklin.

– Nie, nic sie nie zmienilo – odparl Reacher. – Ktos wybral Jamesa Barra na kozla ofiarnego. Tyle ze zamiast zmusic go do zamachu, upozorowali jego udzial. To jedyna roznica.

– Czy to mozliwe? – spytala Ann Yanni.

– Dlaczego nie? Zastanow sie nad tym. Przeanalizuj.

Ann Yanni zaczela analizowac. Powtarzala z namyslem, jak aktorka uczaca sie tekstu.

– Wklada ubranie Barra, jego buty i moze wyjmuje monete

z dzbanka. Albo z kieszeni jakiegos ubrania. Nosi rekawiczki, zeby nie zatrzec sladow palcow Barra. Juz zabral styropianowy slupek z jego garazu, zapewne dzien wczesniej. Z piwnicy bierze karabin. Ten jest juz zaladowany przez samego Barra, ktory zawsze tak robi. Jedzie do srodmiescia samochodem Barra. Zostawia wszystkie slady. Brudzi sie cementowym pylem. Wraca do domu, odklada wszystko na miejsce i znika. Pospiesznie, nawet nie korzystajac z lazienki. James Barr wraca do domu troche pozniej i wpada w pulapke, ktorej istnienia nie podejrzewal.

– Wlasnie tak to widze – rzekl Reacher.

– A gdzie w tym czasie byl Barr? – zapytala Helen.

– Poza domem.

– Dogodny zbieg okolicznosci – zauwazyl Franklin.

– Nie sadze – zaprzeczyl Reacher. – Mysle, ze zaaranzowali cos, zeby usunac go z drogi. On pamieta, ze gdzies wychodzil. I ze byl uradowany, jakby mialo sie zdarzyc cos milego. Mysle, ze podstawili mu kogos. Zapewne przygotowali niby przypadkowe spotkanie, ktore rozwinelo sie w blizsza znajomosc. Mysle, ze w piatek mial randke.

– Z kim?

– Pewnie z ta ruda. Przeciez napuscili ja na mnie. Moze napuscili ja rowniez na niego. W piatek byl dobrze ubrany. W raporcie stwierdzono, ze jego portfel znaleziono w eleganckich spodniach.

– Zatem kto naprawde to zrobil? – spytala Helen.

– Ktos zimny jak lod – odparl Reacher. – Ktos, kto potem nawet nie musial skorzystac z lazienki.

– Charlie – powiedziala Rosemary. – To on. Na pewno. Jest niski. Jest dziwny. Zna ten dom. Wiedzial, gdzie wszystko lezy. Pies go znal.

– I jest znakomitym strzelcem – dodal Reacher. – To drugi powod mojego wyjazdu do Kentucky. Chcialem sprawdzic te teorie.

– Kto strzelal?

– Charlie – odparl Reacher. – Jego wyniki tez byly spreparowane. Tylko w inny sposob. W jego tarczach przestrzelmy byly wszedzie. Jednak wcale nie byly rozmieszczone przypadkowo. Usilowal ukryc to, jak dobrym jest strzelcem. Celowal w rozne punkty tarczy i trafial w nie za kazdym razem, mozecie mi wierzyc. Czasem dokuczala mu nuda i pakowal jedna kule w srodek tarczy. Albo wybieral sobie ktorys rog. Pewnego razu przestrzelil wszystkie cztery rogi. Rzecz w tym, ze nie jest wazne to, w co celujesz, bylebys tylko w to trafil. Jedynie powszechnie przyjety zwyczaj nakazuje nam celowac w srodek tarczy. Rownie dobrze mozna cwiczyc, celujac w inne miejsce. Nawet niekoniecznie na tarczy, na przyklad w drzewo. Wlasnie to robil Charlie. Byl wspanialym strzelcem i wiele cwiczyl, ale udawal, ze najczesciej chybia. Jednak jak juz mowilem, ludziom trudno uzyskac losowe wyniki. Zawsze mozna znalezc jakas prawidlowosc.

– Dlaczego to robil? – spytala Helen.

– Zeby miec alibi.

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату