– Odpowie – zapewnila Yanni. – Wszyscy odpowiadaja.
Jednak nie John Mistrov. Byl chudym gosciem, mniej wiecej
czterdziestopiecioletnim. Ubieral sie jak rozwodnik i ofiara kryzysu wieku sredniego: marmurkowe i zbyt obcisle dzinsy, czarny podkoszulek, bose nogi. Zastali go samego w duzym, bialym apartamencie, jedzacego chinskie potrawy z kartonowych opakowan. W pierwszej chwili ucieszyl sie na widok Ann Yanni. Moze przestawanie ze znakomitosciami bylo czescia nowego stylu zycia, obiecywanego przez developera. Jednak jego poczatkowy entuzjazm szybko oslabl. I calkiem znikl, kiedy Yanni powiedziala mu o swoich podejrzeniach i zazadala wyjawienia nazwisk wlascicieli firmy.
– Nie moge tego zrobic – powiedzial. – Z pewnoscia rozumie pani, ze to poufne. Na pewno to pani wie.
– Wiem, ze popelniono powazne przestepstwa – odparla Yanni. – Oto co rozumiem. I pan tez musi to zrozumiec. Musi pan opowiedziec sie po wlasciwej stronie, i to szybko, zanim cala sprawa zostanie podana do wiadomosci publicznej.
– Bez komentarza – odrzekl facet.
– Niech pan wybierze wlasciwa strone – lagodnie przekonywala Yanni. – Ci ludzie, ktorych nazwiska chcemy poznac, jutro znajda sie w wiezieniu. I juz z niego nie wyjda.
– Bez komentarza – powtorzyl facet.
– Chce pan utonac razem z nimi? – zapytala Yanni. Ostro. - Za wspoludzial? Czy wyjsc z tego z twarza? Wybor nalezy do pana. Tak czy inaczej, znajdzie sie pan w jutrzejszych wieczornych wiadomosciach. Albo jako aresztowany, albo stojac i robiac zdziwiona mine: „O moj Boze, nie mialem o niczym pojecia, chetnie pomoglem wladzom”.
– Bez komentarza – powtorzyl po raz trzeci.
Glosno, wyraznie, zadowolony z siebie.
Yanni poddala sie. Wzruszyla ramionami i zerknela na Rea-chera. Ten spojrzal na zegarek. Czas ucieka.
– Jest pan ubezpieczony? – zapytal.
Facet skinal glowa.
– Ubezpieczenie obejmuje opieke stomatologiczna?
Facet ponownie kiwnal glowa.
Reacher uderzyl go w usta. Prawa reka, krotkim i mocnym ciosem.
– Niech sie tym zajma.
Facet zrobil krok w tyl, zgial sie wpol, a potem wyprostowal, kaszlac, z broda zalana krwia. Rozciete wargi, obluzowane zeby, zakrwawione dziasla.
– Nazwiska – powiedzial Reacher. – Juz! Albo rozszarpie
cie na kawalki.
Facet zawahal sie. Blad.
Reacher spojrzal na Yanni.
– Wszyscy odpowiadaja – powiedzial.
W powrotnej drodze, siedzac w ciemnej kabinie mustanga, Ann Yanni powiedziala:
– Zadzwoni i ostrzeze ich.
– Nie zrobi tego – odparl Reacher. – Wlasnie ich zdradzil. Sadze, ze od jutra zrobi sobie dlugie wakacje.
– Taka masz nadzieje?
– To bez znaczenia. Oni juz wiedza, ze po nich przyjde. Nastepne ostrzezenie niczego by nie zmienilo.
– Masz bardzo bezposrednie podejscie. Nie wykladaja tego na kursach dziennikarstwa.
– Moge cie tego nauczyc. Najwazniejszy jest element zaskoczenia. Jesli zdolasz ich zaskoczyc, nie musisz bic bardzo mocno.
Yanni podyktowala Franklinowi nazwiska podane przez Johna Mistrova. Cztery z nich pokrywaly sie z tymi, ktore Reacher juz znal: Charlie Smith, Konstantin Raskin, Vladimir Shumilov oraz Pavel Sokolov. Piatym byl Grigor Linsky, w kto-
rym Reacher domyslal sie inwalidy w niemodnym garniturze, poniewaz szosty nazywal sie Zek Chelovek.
– Chyba mowiles, ze „Zek” to nie imie – przypomnial Franklin.
– Zgadza sie – powiedzial Reacher. – Tak samo jak „Chelovek”. To transliteracja rosyjskiego slowa oznaczajacego czlowieka. Zek Chelovek oznacza wieznia i czlowieka. Czyli Wiezien-Czlowiek.
– Pozostali nie uzywaja pseudonimow.
– Zek pewnie tez nie. Moze przybral takie nazwisko. Mogl zapomniec, jak naprawde sie nazywal. Moze wszyscy zapomnielibysmy, gdybysmy byli wiezniami gulagu.
– Mowisz, jakbys mu wspolczul – zauwazyla Yanni.
– Wcale mu nie wspolczuje – odparl Reacher. – Tylko usiluje go zrozumiec.
– Mistrov nie wspomnial o moim ojcu – powiedziala Helen.
Reacher skinal glowa.
– To Zek jest zakulisowym manipulatorem. On siedzi na szczycie piramidy.
– Co oznacza, ze moj ojciec jest tylko wykonawca.
– Teraz nie martw sie tym. Skup sie na Rosemary.
Franklin wywolal internetowa mape i odkryl, ze pod podanym
przez Johna Mistrova adresem znajduje sie wytwornia kruszywa, zbudowana przy kamieniolomach, osiem mil na polnocny zachod od miasta. Potem przejrzal wyciagi podatkowe i potwierdzil, ze Specialized Services of Indiana jest jej zarejestrowanym wlascicielem. Sprawdzil ponownie wyciagi i odkryl, ze jedyna inna nieruchomoscia nalezaca do firmy jest dom na parceli sasiadujacej z wytwornia. Yanni powiedziala, ze zna te okolice.
– Czy jest tam cos jeszcze? – zapytal ja Reacher.
Przeczaco pokrecila glowa.
– Przez cale mile nic tylko farmy.
– W porzadku – rzekl Reacher. – To tam. Tam przetrzymuja Rosemary.
Spojrzal na zegarek. Dziesiata wieczor.
– I co teraz? – spytala Yanni.
– Teraz czekamy – powiedzial.
– Na co?
– Az Cash dotrze tu z Kentucky. A potem poczekamy jeszcze troche.
– Na co?
Reacher znow sie usmiechnal.
– Na godzine duchow – odparl.
Czekali. Franklin zaparzyl kawe. Yanni opowiadala o pracy w telewizji, o ludziach, ktorych poznala, i zdarzeniach, ktore widziala, o przyjaciolkach gubernatora, o kochankach zon politykow, ustawionych przetargach, mafijnych zwiazkach zawodowych, o akrach marihuany rosnacej za zaslona kukurydzy sadzonej tylko na brzegach pol w Indianie. Potem Franklin opowiadal o swojej pracy w policji. Jeszcze pozniej Reacher opowiedzial o swoim