– I wylaczcie dzwonki – przypomnial Reacher.

– Kiedy to zrobimy? – zapytal Cash.

– Czwarta rano to moja ulubiona pora – odparl Reacher. – Jednak oni beda tego oczekiwali. Nauczylismy sie tego od nich. Czwarta rano to pora, kiedy KGB pukalo do drzwi.

Napotykalo najslabszy opor. Kwestia biorytmu. Dlatego zaskoczymy ich. Zrobimy to o drugiej trzydziesci.

– Jesli ich zaskoczysz, nie bedziesz musial uderzac bardzo

mocno? – podsunela Yanni.

Reacher pokrecil glowa.

– W tej sytuacji, jesli ich zaskoczymy, oni nie uderza mocno mnie.

– A gdzie ja mam byc? – zapytal Cash.

– Przy poludniowo-zachodnim rogu wytworni zwiru – powiedzial Reacher. – Poobserwujesz dom od poludniowego wschodu. Bedziesz widzial jednoczesnie jego zachodnia i polnocna sciane. Wezmiesz karabin.

– W porzadku.

– Co masz dla mnie?

Cash siegnal do kieszeni kamizelki i wyjal pochwe z nozem. Rzucil go Reacherowi. Ten zlapal noz. Standardowy navy seal SRK. Czesc wyposazenia. Hartowana stal, epoksydowana na czarno, siedmiocalowe ostrze. Uzywany.

– To wszystko? – spytal Reacher.

– Wszystko, co mam – odparl Cash. – Jedyna bron, jaka mam, to moj karabin i ten noz.

– Zartujesz.

– Jestem biznesmenem, nie psycholem.

– Rany boskie, sierzancie, mam isc z nozem na pistolety? Chyba powinno byc odwrotnie.

– To wszystko, co mam – powtorzyl Cash.

– Wspaniale.

– Mozesz zabrac bron pierwszemu, ktorego zalatwisz. Spojrzmy prawdzie w oczy: jezeli nie podejdziesz dostatecznie blisko, zeby zakluc ktoregos z nich, to i tak nie zwyciezysz.

Reacher nic nie powiedzial.

***

Czekali. Minela polnoc. Dwunasta trzydziesci. Yanni wziela swoj telefon komorkowy i gdzies zadzwonila. Reacher kolejny raz powtorzyl caly plan. Najpierw w myslach, potem na glos,

zeby wszyscy slyszeli. Szczegoly, dyspozycje, warianty, poprawki.

– Byc moze zmienimy ten plan – powiedzial. – Kiedy

bedziemy na miejscu. Dowiemy sie, kiedy obejrzymy teren.

***

Czekali. Pierwsza. Pierwsza trzydziesci. Reacher zaczal sie zastanawiac, co zrobi, kiedy bedzie po wszystkim. Co sie stanie po zwyciestwie. Zwrocil sie do Franklina.

– Kto jest najwazniejszy po Emersonie? – zapytal.

– Kobieta, niejaka Donna Bianca – odparl Franklin.

– Jest dobra?

– Prawie tak jak on.

– Powinna tam byc. Po wszystkim zacznie sie prawdziwy cyrk. Za duzo dla jednego. Chce, zebys sciagnal tam Emersona i Donne Biance. Oraz Alexa Rodina. Kiedy zwyciezymy.

– Beda w lozkach.

– No to ich zbudzisz.

– Jesli zwyciezymy – powiedzial Franklin.

***

O pierwszej czterdziesci piec zaczeli sie niepokoic. Helen Rodin podeszla i przykucnela obok Reachera. Podniosla noz. Obejrzala go. Odlozyla na miejsce.

– Dlaczego to robisz? – zapytala.

– Poniewaz moge. I z powodu dziewczyny.

– Zginiesz.

– Malo prawdopodobne – odparl Reacher. – To starzy ludzie i glupcy. Przezylem gorsze rzeczy.

– Tylko tak mowisz.

– Jesli uda mi sie dostac do srodka, nic mi nie bedzie. Walka w domu to latwizna. Ludzie sa przerazeni, kiedy intruz wtargnie do domu. Nienawidza tego.

– Nie zdolasz dostac sie do srodka. Zobacza cie.

Reacher siegnal do kieszeni i wyjal blyszczaca nowa

cwiercdolarowke, ktora uwierala go w samochodzie. Podal ja Helen.

– To dla ciebie – powiedzial. Spojrzala na nia.

– Na pamiatke po tobie?

– Na pamiatke dzisiejszej nocy. Potem spojrzal na zegarek. Wstal.

– Do roboty – powiedzial.

16

Przez moment stali w ciemnosci i ciszy na parkingu pod oknami biura Franklina. Potem Yanni poszla do swojego mustanga po plyte Sheryl Crow. Dala ja Cashowi. Ten otworzyl humvee, pochylil sie i wsunal plyte do odtwarzacza. Potem dal Franklinowi kluczyki. Franklin usiadl za kierownica. Cash zajal miejsce obok niego i polozyl sobie na kolanach M24. Reacher, Helen Rodin i Ann Yanni upchneli sie z tylu.

– Wlaczcie ogrzewanie – powiedzial Reacher.

Cash pochylil sie w lewo i nastawil maksymalna temperature. Franklin zapuscil silnik. Wyjechal tylem na ulice. Wykrecil i ruszyl na zachod. Pozniej skrecil na polnoc. Silnik glosno pracowal, a samochod trzasl. Wlaczylo sie ogrzewanie i nawiew powietrza. W kabinie zrobilo sie cieplo, a potem goraco. Skrecili na zachod i na polnoc, znow na zachod i na polnoc, jadac drogami przecinajacymi pola. Trasa skladala sie z dlugich prostych odcinkow, przerywanych ostrymi zakretami. Wreszcie pokonali ostatni. Franklin wyprostowal sie za kierownica i przyspieszyl.

– To tam – powiedziala Yanni. – Wprost przed nami,

jakies trzy mile stad.

– Wlacz muzyke – poprosil Reacher. – Osmy utwor.

Cash nacisnal klawisz.

Kazdy dzien jest kreta droga.

– Glosniej – rzekl Reacher.

Cash podkrecil glosnosc. Franklin jechal dalej, szescdziesiat mil na godzine.

– Dwie mile! – zawolala Yanni. A potem: – Jedna!

Franklin jechal dalej. Reacher spogladal przez okno po

prawej. Obserwowal uciekajace w mrok pola. Swiatla reflektorow na moment wyrywaly je z objec ciemnosci. Spryskiwacze obracaly sie tak wolno, ze wygladaly jak nieruchome. W powietrzu unosila sie mgielka.

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату