– Dlaczego tam?

– Wykorzystywali Jeba Olivera do robienia rzeczy, ktorych nie mogli zrobic sami. Kiedy nie chcieli lub nie mogli pokazywac swoich twarzy. Zapewne Archer ich znal i nie dalby sie podejsc. Tymczasem Oliver byl tutejszy. Moze udal, ze zlapal gume albo poprosil o podwiezienie. Archer niczego nie podejrzewal. Tamci ukryli jego cialo, a Oliver schowal samochod.

– Oline Archer niczego nie podejrzewala?

– W koncu zaczela. Rozmyslala o tym przez dwa miesiace i przypuszczalnie poskladala wszystko w sensowna calosc. Postanowila to ujawnic i widocznie stanowila dla tamtych zagrozenie, poniewaz tydzien pozniej juz nie zyla. Upozorowalo smierc z reki szalenca, bo zaginiecie meza i zamor-

dowanie zony wzbudziloby podejrzenia. Jednak smierc w przypadkowej strzelaninie uznano za zbieg okolicznosci.

– Do kogo poszla z tym Oline? Do Emersona? Reacher nie odpowiedzial.

– Poszla do mojego ojca – odezwala sie Helen Rodin. Przez dluga chwile w biurze panowala cisza.

– I co teraz? – zapytal Franklin.

– Musisz znowu postukac w klawiature – odparl Reacher. – Ktokolwiek dostal te intratne kontrakty z miastem, musi byc tym zlym facetem. Dlatego musimy wiedziec kto to. I gdzie go szukac.

– Publiczne zamowienia – mruknal Franklin.

– Sprawdz je.

Franklin bez slowa odwrocil sie i zaczal bebnic po klawiszach. Stukal i klikal przez minute. Potem otrzymal odpowiedz.

– Specialized Services of Indiana – powiedzial. – To oni otrzymali wszystkie obecne kontrakty na dostawy cementu, betonu i kruszywa. Na wiele milionow dolarow.

– Gdzie znajduje sie ich siedziba?

– To byla dobra wiadomosc.

– A zla?

– Brak adresu. To firma zarejestrowana na Bermudach. Nie musza podawac dokladnych danych.

– Co to za poroniony system?

Franklin nie odpowiedzial.

– Firma z Bermudow potrzebuje miejscowego prawnika -

powiedziala Helen cichym, zrezygnowanym glosem. Reacher

przypomnial sobie szyld na drzwiach biura Rodina: nazwisko,

a po nim skrot oznaczajacy tytul.

Franklin znowu postukal w klawiature.

– Jest numer telefonu – powiedzial. – To wszystko, co mamy.

– Jaki to numer? – spytala Helen.

Franklin przeczytal go na glos.

– To nie jest numer telefonu mojego ojca – oswiadczyla

Helen.

Franklin wywolal spis firm. Wprowadzil numer i na ekranie wyswietlilo sie nazwisko oraz adres.

– John Mistrov – powiedzial.

– Rosyjskie nazwisko – zauwazyl Reacher.

– Chyba tak.

– Znasz go? – zapytal Reacher.

– Slabo. To facet od testamentow i darowizn. Czlowiek orkiestra. Nigdy nic dla niego nie robilem.

Reacher spojrzal na zegarek.

– Mozesz znalezc jego domowy adres?

Franklin wywolal spis telefonow prywatnych abonentow. Wprowadzil nazwisko i otrzymal adres.

– Mam do niego zadzwonic? – zapytal.

Reacher pokrecil glowa.

– Zlozymy mu wizyte. Kiedy czas nagli, lepiej spotkac sie

twarza w twarz.

***

Vladimir zszedl na parter do pomieszczenia obserwacyjnego. Sokolov siedzial na ruchomym krzesle przed dlugim stolem, na ktorym staly cztery monitory. Od lewej do prawej byly oznaczone jako polnoc, wschod, poludnie i zachod, co mialo sens dla osob patrzacych na swiat zgodnie z ruchem wskazowek zegara. Sokolov powoli przesuwal swoje krzeslo, ogladajac kolejno obrazy na ekranach. Wszystkie cztery ekrany byly zasniezone i zielone, poniewaz na zewnatrz zapadl mrok i wlaczyla sie termowizja. Od czasu do czasu bylo widac jasniejsza plamke przemieszczajaca sie w oddali. Jakies nocne zwierze. Lis, skunks, szop, kot albo bezpanski pies. Polnocny monitor rozjasniala poswiata kruszalni. Wkrotce zgasnie, gdy nieruchome maszyny ostygna. Poza tym wszystkie ekrany byly oliwkowozielone, poniewaz wokol nie bylo nic procz ciagnacych sie cale mile pol, nieustannie zraszanych zimna woda z wciaz obracajacych sie spryskiwaczy.

Vladimir przysunal sobie drugie krzeslo i usiadl po lewej rece Sokolova. Mial obserwowac teren na polnocy i wschodzie. Sokolov skupi sie na poludniu i zachodzie. W ten sposob kazdy

z nich bedzie pilnowal jednego prawdopodobnego i jednego malo prawdopodobnego kierunku. Sprawiedliwy podzial pracy.

Na gorze, w korytarzu na drugim pietrze, Chenko zaladowal karabin. Dziesiec pociskow Lake City.308. Jedno, co Amerykanie umieli robic, to amunicja. Pootwieral drzwi wszystkich pokoi, zapewniajac sobie szybki dostep do kazdego z okien wychodzacych na polnoc, poludnie, wschod i zachod. Podszedl do jednego z nich i wlaczyl noktowizor. Nastawil go na siedemdziesiat piec jardow. Przewidywal, ze zawiadomia go, kiedy zolnierz znajdzie sie w odleglosci stu piecdziesieciu jardow. To praktyczny zasieg kamer termowizyjnych. Wtedy podejdzie do wlasciwego okna i namierzy cel, odlegly jeszcze o sto jardow. Bedzie go obserwowal. Pozwoli mu podejsc. Kiedy tamten znajdzie sie w odleglosci siedemdziesieciu pieciu jardow, Chenko go zabije.

Podniosl karabin. Sprawdzil obraz. Ten byl jasny i ostry. Zobaczyl lisa, biegnacego po otwartej przestrzeni, ze wschodu na zachod. Pomyslnych lowow, przyjacielu. Wyszedl na korytarz, oparl bron o sciane i usiadl na krzesle z wysokim oparciem. Czekal na sygnal.

***

Helen Rodin uparla sie i zostala w biurze Franklina. Reacher i Yanni pojechali sami mustangiem. Ulice byly ciemne i ciche. Yanni prowadzila. Znala miasto. Pod podanym przez Franklina adresem, w polowie drogi miedzy nabrzezem a torami, znalezli dawny magazyn przerobiony na budynek mieszkalny. Yanni powiedziala, ze to element nowej strategii: Soho w sercu miasta. Powiedziala, ze zastanawiala sie nad kupnem mieszkania w tym budynku. Potem dodala:

– Powinnismy uwaznie obserwowac Helen.

– Nic jej nie bedzie – odparl Reacher.

– Myslisz?

– Jestem tego pewien.

– A gdyby to byl twoj stary?

Reacher nie odpowiedzial. Yanni zwolnila, gdy z ciemnosci wylonil sie masywny budynek z cegiel.

– Ty pytasz pierwsza – powiedzial Reacher. – Jesli nie

odpowie, ja zapytam.

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату