Z kuchni dobiegal gwizd maszynki do kawy. Julia poszla nalac sobie wielka filizanke, bez mleka i cukru. Po chwili wrocila, wycierajac dlon w wyciagniety meski sweter, ktory narzucila na pizame. Jeden ruch palca wystarczyl, by szare swiatlo poranka wypelnily nuty
Wyciagnela kartke z walka maszyny, wsunela do koperty razem z odbitkami, dopila wciaz goraca kawe i siegnela po kolejnego papierosa. Oto przed nia dwoch mezczyzn, siedzacych kolo damy zajetej ksiazka, toczylo od pieciuset lat rozgrywke na szachownicy. Dzieki kunsztowi Pietera van Huysa zdawalo sie, ze szachy stoja poza obrazem, ze sa wlasciwie namacalne, podobnie zreszta jak i pozostale przedstawione tu przedmioty. Realnosc
Wstala, skrzyzowala ramiona i wrocila z papierosem do sztalug. Mimo gryzacego dymu nie mogla oderwac oczu od obrazu. Gracz z lewej strony wygladal na jakies trzydziesci piec lat. Mial kasztanowe wlosy, na sredniowieczna modle przystrzyzone na wysokosci uszu, nos orli, silny, a na twarzy wyraz bezwzglednego skupienia. Ubrany byl w tunike z dlugimi rekawami, ktorej cynobrowa czerwien zdolala wyjsc zwyciesko z walki z czasem i utleniajacym sie werniksem. Z szyi zwieszalo mu sie Zlote Runo, spiete na prawym ramieniu ozdobna brosza, odmalowana rzetelnie do najmniejszego szczegolu, wlacznie z drobnym refleksem swiatla w kamieniach szlachetnych. Mezczyzna opieral sie o stol lewym lokciem i prawa reka. W dloni trzymal jedna z figur: bialego konika. Przy jego glowie widniala malowana gotykiem inskrypcja:
Drugi gracz, znacznie szczuplejszy, dobiegal czterdziestki. Wsrod jego niemal czarnych wlosow okalajacych wysokie czolo mozna bylo dostrzec na skroniach cieniutkie biale niteczki. Tej poczatkowej siwiznie, a takze jego postawie i minie nalezalo przypisac wrazenie przedwczesnej dojrzalosci. Oblicze mial pogodne i dostojne, nosil sie nie po dworsku, jak jego rywal, ale zwyczajnie: mial na sobie skorzany napiersnik i wypolerowany stalowy naszyjnik od przylbicy. Byl bez watpienia zolnierzem. Siedzial ze skrzyzowanymi ramionami, bardziej pochylony nad stolem niz przeciwnik, najwidoczniej uwaznie studiowal sytuacje na szachownicy, nie zwracajac uwagi na otoczenie. Pionowe zmarszczki na czole swiadczyly, ze mysli bardzo intensywnie. Wpatrywal sie w figury, jakby stanal wlasnie wobec zadania najtrudniejszego z mozliwych. Napis obok niego brzmial:
Dama znajdujaca sie przy oknie, w pewnej odleglosci od obydwu graczy, dzieki perspektywie liniowej zdawala sie siedziec nieco wyzej od nich. A jednak jej suknia z czarnego aksamitu, wyraznie pofaldowana dzieki zmyslnemu dodaniu bieli i szarosci, jakby wysuwala sie na pierwszy plan. Wysmienite przedstawienie tkaniny rywalizowalo z realizmem wzorzystego kobierca, dopieszczonego co do supelka, ze spojeniami i sekami w drewnianych belkach powaly, z kamiennymi plytami posadzki. Chcac lepiej docenic technike, Julia pochylila sie ku obrazowi i poczula dreszcz zawodowego podziwu. Tylko mistrz pokroju van Huysa potrafil rownie doskonale wykorzystac czern materii, uzyskac kolor niejako poprzez jego brak, kolor, ktory malo kto osmielal sie wowczas spenetrowac tak doglebnie. A przy tym miala wrazenie, ze niemalze slyszy szelest aksamitu ocierajacego sie o lezace na podnozku poduszeczki z wytlaczanej skory.
Spojrzala na twarz kobiety. Piekna i bardzo blada, zgodnie z owczesnym upodobaniem, miala na glowie kornet z bialej gazy skrywajacy widoczne tylko na skroniach bujne rude wlosy. Z szerokich rekawow z jasnoszarego adamaszku wylanialy sie dlugie, smukle dlonie, w ktorych dama trzymala brewiarz. W promieniach dobiegajacego z okna swiatla poblyskiwala otwarta klamra ksiegi, a takze zlota obraczka, jedyna ozdoba na dloni kobiety. Spuszczone oczy, w ktorych mozna bylo dostrzec blekit, wyrazaly skromna, cnotliwa lagodnosc, tak czesta na dawnych portretach niewiescich. Swiatlo padalo na nia z dwoch zrodel – z okna i ze zwierciadla – otaczajac ja tym samym nimbem, ktorym spowici byli gracze. Jednakze dzieki nieco ukosnej perspektywie i gestszym cieniom dama pozostawala dyskretnie w glebi. Malarz przyporzadkowal jej napis
Julia cofnela sie kilka krokow i jeszcze raz przyjrzala calej kompozycji. Bez watpienia miala przed soba arcydzielo, potwierdzone autoryzowanymi opiniami znawcow, a to oznaczalo wysoka wycene na styczniowej aukcji u Claymore'a. Kto wie, moze ukryty napis, wsparty odpowiednia dokumentacja historyczna, jeszcze podniesie wartosc obrazu… Dziesiec procent dla domu Claymore, piec dla Menchu [2] Roch, reszta dla dotychczasowego wlasciciela. Oczywiscie odliczywszy jeden procent na ubezpieczenie i na honoraria za odrestaurowanie i oczyszczenie dziela.
Rozebrala sie i weszla pod prysznic, nie zamykajac drzwi, zeby mimo szumu wody slyszec Vivaldiego. Restauracja