pluvio [4]?

– Mozesz byc pewna, ze wyleczylam sie z Alvara.

– Z niektorych cierpien, slonko, nie sposob sie wyleczyc. Dopiero rok minal, zapomnij. Znam ten bol.

Julia usmiechnela sie kpiaco do samej siebie, na prozno usilujac to ukryc. Rzeczywiscie mijal rok, od kiedy Alvaro i ona zerwali dlugotrwaly zwiazek. Menchu byla wprowadzona w szczegoly, sama zreszta przy jakiejs okazji wyglosila (nie pytana) wlasna prognoze, nazywajac rzeczy po imieniu. Powiedziala wtedy chyba, ze w ostatecznym rozrachunku, kobieto, zonaty mezczyzna zawsze zostanie przy swojej slubnej. Bo po latach na przemian prania gaci i rodzenia kolejnych bachorow kazda postanawia walczyc. “A oni juz tacy sa – perorowala Menchu z nosem zanurzonym w kreske koki, pociagajac raz po raz – w glebi duszy potwornie lojalni. (Snif.) Skurwiele”.

Julia wypuscila z ust spory klab dymu i zajela sie resztka swojej kawy. Pila powoli, uwazajac, zeby ani kropla nie skapnela z filizanki. To bylo bardzo nieprzyjemne zerwanie, gorzkie slowa, trzask drzwiami. Bol powracal przy byle wspomnieniu. A takze za kazdym razem, kiedy – trzy, moze cztery razy – przypadkowo spotkala Alvara na jakims wykladzie czy w muzeum. Zdobywali sie wowczas na szczyty elegancji – “Ladnie wygladasz, uwazaj na siebie” i tym podobne. Zasadniczo obydwoje uwazali sie za ludzi cywilizowanych, ktorych – wyjawszy pewien epizod z przeszlosci – laczyl obiektywny przedmiot pracy, czyli sztuka. Slowem, ludzie swiatowi. Dorosli.

Zauwazyla, ze Menchu obserwuje ja z niezdrowym zainteresowaniem i zapewne az oblizuje sie na sama mysl o kolejnych milosnych intrygach, w ktorych bedzie mogla maczac palce jako doradczyni w sprawach taktyki. Wlascicielka galerii nie mogla darowac przyjaciolce, ze ta po zerwaniu z Alvarem przezyla zaledwie kilka sporadycznych, nie wartych plotki przygod: “Popadasz w asceze, kotek – wkladala jej do glowy. – Z nudow mozna umrzec. Musi cie znowu porwac namietnosc, otchlan namietnosci”… Z tego punktu widzenia zatem ledwie wzmianka o Alvarze rysowala na horyzoncie interesujace mozliwosci rozwoju sytuacji.

Julia byla tego swiadoma, ale nie miala za zle przyjaciolce. Menchu to Menchu, od zarania taka jest. Przyjaciol sie nie wybiera, to oni wybieraja ciebie i albo ich odrzucisz, albo przyjmiesz z dobrodziejstwem inwentarza. Tego tez nauczyl ja Cesar.

Z papierosa zostal nikly niedopalek, wiec zdusila go w popielniczce i zwrocila sie do Menchu z wymuszonym usmiechem.

– Alvaro nie jest istotny. Tak naprawde cwieka zabil mi van Huys – zawahala sie chwile, szukajac odpowiednich slow, zeby wyrazic niezbyt jeszcze jasne mysli. – Cos w tym obrazie wykracza poza norme.

Menchu wzruszyla obojetnie ramionami, jakby dumala nad czyms innym.

– Wyluzuj sie, malenka. Obraz to tylko plotno czy drewno, farba i werniks… Liczy sie to, co zostanie w portfelu z chwila, gdy ten obraz zmieni wlasciciela – zerknela na szerokie ramiona Maxa i zatrzepotala powiekami z zadowoleniem. – A cala reszta to anegdotki.

Przez caly spedzony wspolnie okres Julia uwazala, ze Alvaro odpowiada najscislej stereotypowi historyka sztuki. Swoim wygladem i strojem jeszcze utwierdzal ja w tym przekonaniu: o milym wejrzeniu, pod czterdziestke, angielskie marynarki w pepitke, trykotowe krawaty. Na domiar palil fajke, co bylo szczytem szczytow. Do tego stopnia, ze kiedy ujrzala go wtedy pierwszy raz w auli – wyklad mial tytul Sztuka a czlowiek – dobry kwadrans minal, nim zdolala skupic sie na wyglaszanych przezen slowach, bo nie mogla pogodzic sie z tym, ze ktos o wygladzie tak mlodziutkiego profesora moze byc wlasnie profesorem. I pozniej, kiedy pozegnal sie do nastepnego tygodnia i wszyscy wyszli na korytarz, podeszla do niego jak gdyby nigdy nic, w pelni swiadoma tego, co nastapi: powtorka z odwiecznego, niezbyt oryginalnego schematu, typowy uklad profesor-studentka, wszystko z gory wiadomo, jeszcze zanim Alvaro obrocil sie na piecie od drzwi i pierwszy raz usmiechnal do Julii. W calej tej historii – tak to przynajmniej postrzegala, kiedy rozwazala wszystkie za i przeciw – byla jakas nieuchronnosc, cudownie klasyczny fatalizm rozpisany przez Los. Ten punkt widzenia pociagal ja szczegolnie od czasow szkolnych, kiedy to przelozyla z greckiego rodzinne intrygi genialnego Sofoklesa. Gdy pozniej postanowila poruszyc ow temat z Cesarem, antykwariusz, ktory od lat byl jej konfidentem w sprawach sercowych – pierwszy raz wystapil w tej roli, gdy Julia nosila jeszcze warkoczyki i podkolanowki – wzruszyl jedynie ramionami i umyslnie niedbalym tonem zjechal te wyswiechtana historie, przerobiona juz, kochanie, w trzystu dretwych powiesciach i tyluz filmach, zwlaszcza (pogardliwy grymas) francuskich i amerykanskich: “Przyznasz, ksiezniczko, ze w tym swietle temat nabiera cech wrecz szkaradnych”… Tylko tyle, nic wiecej. Ze strony Cesara nie uslyszala ani ostrych wymowek, ani ojcowskich rad, ktore zreszta, o czym doskonale oboje wiedzieli, na nic by sie nie zdaly. Cesar nie mial dzieci i zanosilo sie, ze tak bedzie zawsze, ale posiadal dar przydatny w podobnych sytuacjach. W ktoryms momencie swojego zycia antykwariusz nabral pewnosci, ze nikt nie potrafi uczyc sie na cudzych bledach i ze w konsekwencji jedyne, co moze zrobic szanujacy sie opiekun – w obecnym przypadku on sam – to usiasc obok swojej podopiecznej, wziac ja za reke i zyczliwie wysluchac historii o kolejnych uniesieniach i cierpieniach, a madra natura niech tymczasem prowadzi swa nieuchronna gre.

– W kwestiach sercowych, ksiezniczka- mawial Cesar – me wolno dawac rad ani podsuwac rozwiazan… Co najwyzej czysta chusteczke w stosownym momencie.

I tak wlasnie postapil, kiedy nadszedl koniec, kiedy przybiegla do niego noca, z mokrymi wlosami, blednym wzrokiem lunatyka, i usnela mu na kolanach. Jednak do tamtego pierwszego spotkania na korytarzu wydzialu doszlo znacznie, znacznie wczesniej. Nie bylo istotniejszych odstepstw od z gory wiadomego scenariusza. Rytual dokonal sie wedle z dawna ustalonych, przewidywalnych regul, aczkolwiek przyniosl nadspodziewanie zadowalajace efekty. Julia miala juz za soba kilka przygod, ale ktoregos wieczoru, kiedy pierwszy raz znalazla sie z Alvarem w szerokim lozku hotelowym, rowniez pierwszy raz w zyciu poczula potrzebe wypowiedzenia tych bolesnych, bezwstydnych slow “kocham cie”. Sluchala siebie w zdumieniu i szczesciu, sluchala tych slow, ktorych dotad nigdy nie miala zamiaru wyglaszac, a teraz dobiegaly z jej ust przybrane w nieznany, jekliwy albo placzliwy ton. Rano, gdy przebudzila sie z nosem wtulonym w piers Alvara, ukradkiem odgarnela wlosy z twarzy i przyjrzala sie jego spiacemu profilowi, wyczuwajac jednoczesnie policzkiem puls jego serca. A kiedy wreszcie otworzyl oczy, napotkal wzrokiem jej spojrzenie i usmiechnal sie, Julia z absolutna pewnoscia zrozumiala, ze go kocha. Zrozumiala tez, ze kiedys bedzie miala innych kochankow, ale z zadnym nie doswiadczy tego, co czula w tym momencie. W koncu dwadziescia osiem miesiecy pozniej, przezytych intensywnie co do dnia, przyszla chwila gorzkiego przebudzenia z tej milosci i Julia prosila Cesara, zeby wyjal z kieszeni swoja slynna chusteczke. “Te straszliwa chusteczke – powtorzyl z wlasciwa sobie teatralna emfaza antykwariusz, na poly zartobliwie, ale i zlowieszczo jak Kasandra – chusteczke, ktora potrzasamy, zeby pozegnac sie na zawsze…” W skrocie tak wygladala cala historia.

Rok wystarczyl, by zaleczyc rany, ale wspomnienia zostaly. Prawde mowiac, Julia nie zamierzala sie ich wyzbywac. Wczesnie dorosla, nabierajac przy tym przekonania – ktore bez kompleksow wpoila sobie dzieki naukom Cesara – ze zycie jest jak droga restauracja, gdzie zawsze na koniec podsuwaja ci rachunek, co wcale nie oznacza koniecznosci zapomnienia o delicjach, ktorych sie wczesniej kosztowalo. Teraz znow o tym myslala, obserwujac, jak Alvaro rozklada ksiazki na stole i robi notatki na kwadratowych fiszkach z bialego brystolu. Fizycznie prawie sie nie zmienil, choc tu i owdzie pojawily sie slady siwizny. Oczy wciaz mial spokojne i inteligentne. Niegdys kochala te oczy i te smukle dlugie dlonie zakonczone okraglymi gladkimi paznokciami. Patrzyla, jak przesuwa palcami stronice, jak trzyma wieczne pioro, i nieoczekiwanie odezwala sie w niej melancholia. Po krotkiej analizie Julia uznala ten odruch za calkowicie zrozumialy. Dawne uczucia wprawdzie wygasly na zawsze, ale przeciez, te dlonie piescily kiedys jej cialo. Na jej skorze pozostawil swoj slad kazdy, najmniejszy nawet gest Alvara, jego dotyk i cieplo. Kolejne romanse nie byly w stanie ich zatrzec.

Zdolala opanowac wzruszenie. Za nic w swiecie nie chcialaby teraz dac sie omotac nostalgii. Ta kwestia zreszta nie miala zasadniczego znaczenia – przeciez nie przyszla tu grzebac sie we wspomnieniach – dlatego skupila uwage na slowach swojego eks-narzeczonego, nie zas na nim samym. Pierwsze piec minut musialo byc klopotliwe. Alvaro spogladal na nia zamyslony, usilujac odgadnac, jak wielkiej wagi rzecz przywiodla ja do niego po tylu miesiacach. Po chwili, odprezony i uprzejmy, juz usmiechal sie zyczliwie jak stary przyjaciel albo kolega po fachu, gotow przyjsc jej z pomoca. Tak dobrze znala jego profesjonalny spokoj, milczenie przerywane co chwila wypowiadanymi po cichu rzeczowymi uwagami. Tylko raz (wyjawszy moment zdziwienia tuz na poczatku) dostrzegla w jego oczach cien niepewnosci, kiedy wyluszczala mu problem z obrazem. Przemilczala jedynie kwestie ukrytego napisu, jako ze obydwie z Menchu postanowily na razie trzymac ten fakt w tajemnicy. Alvaro potwierdzil, ze zna dobrze malarza, obraz i epoke, w ktorej powstal, nie mial tylko pojecia, ze dzielo bedzie wystawione na sprzedaz i ze Julii powierzono jego odrestaurowanie. Zapewnil, ze nie musi sie podpierac kolorowymi zdjeciami, ktore przyniosla Julia, ma wiedze o tamtych czasach i przedstawionych na obrazie

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×