osobistosciach. Mowiac to, sunal palcem wskazujacym po kartkach starej historii sredniowiecza w poszukiwaniu daty, skupiony i pozornie obojetny wobec laczacej ich niegdys zazylosci, ktora Julia niemal wyczuwala w powietrzu, jakby to byl calun jakiejs zjawy. Moze on ma identyczne wrazenie – pomyslala. – Kto wie, moze ona sama wydaje mu sie juz zbyt odlegla, obojetna?

– Spojrz, tu go masz – odezwal sie nagle i Julia uczepila sie zmyslami tego glosu, jak tonacy chwyta sie kawalka deski, konstatujac z ulga, ze nie jest w stanie robic dwoch rzeczy naraz: wspominac dawnego Alvara i sluchac go w tej chwili. Bez trudu przegnala precz nostalgie, a ukojenie na jej twarzy musialo byc rzeczywiscie ogromne, skoro Alvaro az uniosl brwi ze zdumienia. Zaraz jednak powrocil do trzymanej w reku ksiazki. Julia zerknela na tytul: Szwajcaria, Burgundia i Niderlandy w XIV i XV stuleciu.

– Patrz – Alvaro wskazal jakies nazwisko w tekscie, po czym przesunal palec na zdjecie obrazu, ktore Julia polozyla obok na stole. – FERDINANDUS OST. D. to rodzaj wizytowki tego gracza w czerwonym, po lewej stronie. Van Huys namalowal Partie szachow w 1471 roku, wiec nie mozemy miec zadnych watpliwosci. To Ferdynand Altenhoffen, ksiaze Ostenburga, Ostenhurgensis Dux, urodzony w 1435 roku, a zmarly w… Tak, w 1474. Kiedy pozowal do obrazu, mial ze trzydziesci piec lat.

Julia wziela fiszke ze stolu i zanotowala te dane.

– Gdzie lezal Ostenburg?… W Niemczech?

Alvaro potrzasnal glowa i otworzyl atlas historyczny.

– Ostenburg byl ksiestwem, ktore pokrywalo sie mniej wiecej z Rodowingia Karola Wielkiego… Lezal tu, na pograniczu francusko-niemieckim, miedzy Luksemburgiem a Flandria. Przez caly pietnasty i szesnasty wiek ksiazeta ostenburscy usilowali zachowac niezaleznosc, ale najpierw ich domene wchlonela Burgundia, a pozniej Austria cesarza Maksymiliana. Dynastia Altenhoffenow wygasla wlasnie wraz z tym Ferdynandem, ostatnim ksieciem Ostenburga, ktory na obrazie gra w szachy… Jak chcesz, moge zrobic ci odbitki.

– Bede wdzieczna.

– Nie ma sprawy. – Alvaro usiadl wygodnie w fotelu, z szuflady biurka wyjal puszke z tytoniem i przystapil do nabijania fajki. – Rzecz jasna, dama kolo okna, podpisana BEATRIX BURG. OST. D., to nie kto inny, jak Beatrycze Burgundzka, ksiezna malzonka. Widzisz?… Beatrycze wyszla za Ferdynanda Altenhoffena w 1464 roku, gdy miala dwadziescia trzy lata.

– Z milosci? – Julia usmiechnela sie zagadkowo, patrzac na fotografie. Na twarzy Alvara tez pojawil sie nieco wymuszony usmiech.

– Niewiele slubow w tym srodowisku zawierano z milosci… Tym malzenstwem wuj Beatrycze, ksiaze Burgundii Filip Dobry, chcial zawiazac z Ostenburgiem sojusz wymierzony przeciwko Francji, ktora miala apetyt na obydwa ksiestwa – przyjrzal sie zdjeciom i wsunal fajke w zeby. – Ferdynand Ostenburski mial szczescie, bo Beatrycze byla akurat bardzo piekna. Tak przynajmniej podaja Roczniki burgundzkie Nicolasa Flavina, najwazniejszego kronikarza tamtej epoki. Twoj van Huys chyba podziela te opinie. O ile mi wiadomo, malowano ja juz wczesniej, bo Pijoan wspomina dokument, z ktorego wynika, ze van Huys byl czas jakis nadwornym malarzem Ostenburga… Ferdynand Altenhoffen przyznaje mu w 1463 roku pensje roczna w wysokosci stu funtow, z czego polowe dostawal na swietego Jana, a druga na Boze Narodzenie. W tym samym dokumencie pojawia sie zlecenie namalowania portretu Beatrycze, ktora wowczas byla dopiero zareczona z ksieciem, bien au vif [5].

– Jest jeszcze jakas wzmianka?

– I to niejedna. Van Huys osiagnal bardzo wazna pozycje – Alvaro wyciagnal teczke z kartoteki. – Jean Lemaire, w swojej Couronne Margaridique, napisanej na czesc gubernatorowej Niderlandow Malgorzaty Austriaczki, wspomina Pierre'a z Brugii (czyli van Huysa), Hughesa z Gandawy (van der Goesa) i Dietrica z Leuven (Dietrica Boutsa), ktorych wymienia jednym tchem obok krola malarzy flamandzkich Johannesa (czyli van Eycka). W poemacie czytamy doslownie: Pierre de Brugge, qui tant eut les traits utez, “co mial tak czysta kreske”… Te slowa napisano dwadziescia piec lat po smierci van Huysa – przejrzal uwaznie dokumentacje. – Ale masz i wzmianki starsze. Na przyklad w inwentarzu Krolestwa Walencji stoi, ze Alfons V Szczodry posiadal dziela van Huysa, van Eycka i innych zachodnich mistrzow, wszystkie zreszta zaginione…W 1454 roku Bartolomeo Fazio, bliski krewny Alfonsa V, w ksiedze De viribus illustris, pisze o nim Pietrus Husyus, insignis pictor [6]. Inni autorzy, glownie Wlosi, nazywaja go Magistro Piero van Hus,pictori in Brugia. Dalej, Guido Rasofalco w 1470 roku o jego obrazie, ktory tez nie zachowal sie do naszych czasow, mianowicie o Ukrzyzowaniu, wspomina, slowami Opera buona di mano di un chiamato Piero di Juys, pictor famoso in Fiandra [7]. Z kolei inny wloski autor, tym razem anonimowy, o zachowanym do dzis obrazie van Huysa Rycerz i diabel pisze A magistro Pietrus Juisus magno et famoso flandesco fuit depictum [8]… Dodajmy do tego, ze w wieku szesnastym wspominaja o nim Guicciardini i van Mander, a w dziewietnastym James Weale w swoich ksiazkach o wielkich mistrzach flamandzkich – zebral fiszki, wsunal ostroznie do teczki i odstawil ja do kartoteki. Nastepnie zaglebil sie w fotelu i popatrzyl z usmiechem na Julie. – Zadowolona?

– I to jak – dziewczyna przegladala swiezo porobione notatki. Po chwili podniosla glowe, odgarnela wlosy z oczu i popatrzyla zaciekawiona na Alvara. – Mozna by pomyslec, zes sie wczesniej przygotowal do wykladu… Jestem normalnie porazona.

Przez twarz profesora przemknal usmiech. Nie smiac spojrzec Julii w oczy, Alvaro wbil wzrok w jedna z lezacych na stole fiszek.

– Na tym polega moja praca – odrzekl ni to w zamysleniu, ni to wymijajaco. Nie wiedzac za bardzo dlaczego, Julia poczula sie skrepowana.

– Czyli ze ciagle jestes w tej swojej pracy swietny… – spogladala na niego przez pare sekund z ciekawoscia, po czym wrocila do notatek. – Mamy sporo wzmianek o autorze i dwoch postaciach… – pochylila sie nad reprodukcja obrazu i polozyla palec na drugim graczu.

– Pozostaje ten.

Alvaro, zajety nabijaniem fajki, przez chwile nie odpowiadal, marszczyl tylko czolo.

– Trudno go precyzyjnie zidentyfikowac – powiedzial wreszcie, wypuszczajac z ust klab dymu. – Napis nie jest szczegolnie klarowny, aczkolwiek mozna tu wysunac pewna hipoteze: RUTGIER AR. PREUX… – zamilkl i zapatrzyl sie w cybuch fajki, jakby tam spodziewal sie znalezc potwierdzenie wlasnych slow. – Rutgier moze oznaczac Roger, Rogelio albo Rugiero, to imie mialo w owym czasie z dziesiec wariantow… Jezeli Preux to nazwisko albo zawolanie rodowe, wowczas stoimy w slepym zaulku, poniewaz kroniki nie wspominaja o jakimkolwiek czlowieku nazwiskiem Preux, ktory by sie zapisal w dziejach czyms istotnym. Ale slowa preux uzywano w poznym sredniowieczu takze jako przymiotnika czy wrecz rzeczownika na oznaczenie kogos odwaznego, rycerskiego. Wezmy chociazby dwa znane przyklady; tak wlasnie okreslano Lancelota i Rolanda… We Francji i w Anglii podczas pasowania na rycerza przypominano formule: soyez preux, czyli: badz wierny, smialy. Tym zaszczytnym tytulem mogl sie mienic sam kwiat rycerstwa.

Nie zdajac sobie z tego sprawy, Alvaro popadl w ton dobitny, wrecz mentorski, jak zwykle, gdy rozmowa toczyla sie wokol zagadnien zwiazanych z jego specjalizacja. Dla Julii byla to dosc klopotliwa swiadomosc, bo budzila w niej wspomnienia, odegnane kiedys skrupuly w zwiazku z uczuciem, ktore zagoscilo dawno temu w jej prywatnym czasie, w jej przestrzeni, odcisnelo sie trwale na jej charakterze. Okruchy innego zycia, innej namietnosci, starannie podminowanej i zniszczonej, odeslanej precz jak ksiazka na najwyzsza polke, zeby tam pokryl ja kurz. Namietnosci, ktora jednak ciagle sie odzywala.

Sa sposoby, byla pewna, zeby sie przed tym obronic. Skupic mysli wylacznie na sprawach biezacych. Mowic, domagac sie szczegolow, chocby i niepotrzebnych. Nachylac sie nad stolem, niby po to, zeby porobic nowe notatki. Uwierzyc, ze obok stoi zupelnie inny Alvaro, co w pewnym sensie bylo prawda. Wmowic sobie, ze tamto wydarzylo sie w odleglej epoce, dawno temu i gdzie indziej. Zachowywac sie, czuc, jakby wspomnienia dotyczyly nie ich obydwojga, a innych osob, o ktorych kiedys sie uslyszalo, ale ktorych los byl im calkowicie obojetny.

Wyjsciem z sytuacji moglo byc zapalenie papierosa, czego Julia nie omieszkala zrobic. Tytoniowy dym w plucach przywrocil jej wewnetrzna rownowage, pozwolil nieco zobojetniec. Powolny, mechaniczny rytual palenia

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×