Wyszla z lazienki owinieta w plaszcz kapielowy, zachlapany woda z mokrych wlosow, zapalila piatego w tym dniu papierosa i, stojac przed obrazem, zaczela sie ubierac: ciemnobrazowa plisowana spodnica, buty na plaskim obcasie, skorzana kurtka mysliwska. Wreszcie zerknela z zadowoleniem na swoje odbicie w weneckim lustrze, jeszcze raz odwrocila sie ku obydwu graczom, mrugnela do nich lobuzersko, choc nie zrobilo to na nich zadnego wrazenia – dalej siedzieli z marsowymi minami. Kto zabil rycerza. To zdanie wciaz tluklo jej sie po glowie, kiedy wsuwala do torebki raport o obrazie i odbitki, kiedy wlaczala alarm i przekrecala na dwa razy solidny zamek w drzwiach.
– Przyznaj, ze to cacko. Czyste
Menchu Roch nie miala na mysli zadnego z licznych obrazow, ktore wisialy na scianach jej wlasnej galerii. Jasnymi, przesadnie umalowanymi oczami popatrywala na szerokie ramiona Maxa, pograzonego w pogawedce ze znajomym przy barze kafejki. Max, sto osiemdziesiat piec centymetrow wzrostu, o plecach jak u plywaka, opietych dobrze skrojona marynarka, swoje dlugie wlosy nosil zwiazane ciemna jedwabna wstazka w krotki kucyk. Ruchy mial powolne i gibkie. Menchu zmierzyla go taksujacym spojrzeniem, po czym umoczyla usta w oszronionym kieliszku martini. Na jej twarzy malowala sie duma posiadaczki. Max byl jej najnowszym kochankiem.
– Czyste
Julia przytaknela niechetnie. Byly starymi przyjaciolkami, ale nie przestawalo jej dziwic, jak latwo Menchu wprowadza rozmaite dwuznacznosci w swiat pojec artystycznych.
– Ktorykolwiek z tych brazow, mysle o oryginalach, wynioslby cie taniej.
Menchu zasmiala sie cynicznie.
– Taniej niz Max…? Co do tego nie ma watpliwosci – westchnela z emfaza i rozgryzla oliwke z martini. – W kazdym razie Michal Aniol rzezbil ich w stroju Adama. Nie musial ich ubierac karta American Express.
– Nikt cie nie zmusza, zebys podpisywala jego rachunki.
– Ot i cala kabala, kotek – wlascicielka galerii zatrzepotala powiekami z teatralna luboscia. – Wlasnie, nikt mnie nie zmusza. Te rzeczy.
I dopila swojego drinka, podnoszac przy tym z minoderia maly palec, co bylo z jej strony umyslna prowokacja. Zblizala sie juz do piecdziesiatki i byla zdania, ze kazdy zakatek swiata kipi seksem, nawet najsubtelniejsze detale dziel sztuki. Moze dlatego w stosunku do mezczyzn nieodmiennie manifestowala te sama wyrachowana, zaborcza nature, co podczas wyceniania wartosci malarskiego dziela. O wlascicielce galerii Roch znajomi powiadali, ze nie przepuscila zadnej okazji, by zawladnac interesujacym ja obrazem, mezczyzna lub dzialka kokainy. Ciagle mogla uchodzic za kobiete atrakcyjna, aczkolwiek nie potrafila ukryc tego, co w kontekscie jej wieku Cesar okreslal zjadliwie jako “anachronizm estetyczny”. Menchu opierala sie starosci miedzy innymi dlatego, ze ta jej sie wcale nie podobala. I jakby na przekor samej sobie epatowala wyrachowana wulgarnoscia, rowniez w doborze makijazu, strojow i kochankow. Co wiecej, chcac utwierdzic sie w przekonaniu, ze kazdy marszand czy antykwariusz to po prostu wykwalifikowany lajdak, czasami az klula w oczy nieokrzesaniem, rozmyslnie wprawiala w zaklopotanie swoich rozmowcow i publicznie szydzila z calego, badz co badz zamknietego, srodowiska zawodowego, w jakim sie obracala. Chelpila sie tym ze swoboda rowna tej, z jaka utrzymywala, ze najdzikszy orgazm w zyciu przezyla kiedys uprawiajac masturbacje przed skatalogowana i numerowana reprodukcja
– Co robimy z van Huysem? – spytala Julia.
Menchu raz jeszcze przyjrzala sie odbitkom lezacym na stole pomiedzy jej kieliszkiem a kawa przyjaciolki. z umalowanymi na niebiesko oczami Menchu korespondowala rowniez niebieska przykrotka sukienka. Bez jakiegokolwiek podtekstu Julii przyszlo do glowy, ze ze dwadziescia lat temu Menchu musiala byc naprawde ladna. Przynajmniej w niebieskim.
– Nie wiem jeszcze – odparla wlascicielka galerii. – U Claymore'a sa sklonni wystawic go w obecnym stanie… Trzeba by sprawdzic, czy ten napis nie podniesie jego wartosci.
– Masz pojecie?
– Cudowna sprawa. Przypadkiem trafilo ci sie jak slepej kurze ziarno.
– Pogadaj z wlascicielem.
Menchu wsunela zdjecia do koperty i skrzyzowala nogi, Dwaj mlodziency, popijajacy aperitif przy sasiednim stoliku, oczami znawcow zlustrowali ukradkiem jej opalone uda. Julia az wzdrygnela sie pelna oburzenia. Zabawne bylo patrzec, jak Menchu z rozmyslem dozuje swoje efekty specjalne przeznaczone dla meskiej publicznosci, ale chwilami te jej manewry ocieraly sie o przesade. Zdecydowanie – tu Julia zerknela na kwadratowa omege, ktora nosila po wewnetrznej stronie lewej reki – nie byla to pora na eksponowanie bielizny.
– Wlasciciel nie jest problemem – przekonywala Menchu. – To uroczy staruszek na wozku. Jak sie dowie, ze odkrywajac napis podnioslysmy wartosc obrazu, z pewnoscia wpadnie w zachwyt… Ma natomiast bratanice z mezem, i to sa pijawki.
Max dalej rozmawial przy barze, ale swiadom swoich obowiazkow co chwila odwracal sie i posylal im wspanialy usmiech. Kto tu mowi o pijawkach – pomyslala Julia, ale zachowala komentarz dla siebie. Wprawdzie dla Menchu nie mialo to istotnego znaczenia, w sprawach meskich zawsze wykazywala sie przeciez niespotykanym cynizmem, lecz Julia dobrze pojmowala sile konwenansu i nie smialaby posunac sie za daleko.
– Do aukcji zostaly dwa miesiace – rzekla, nie zwracajac uwagi na Maxa. – To naprawde ostatni moment, zebym zdazyla zdjac werniks, odslonic napis i nalozyc werniks na nowo… – tu zamyslila sie na chwile. – Dalej, trzeba zgromadzic dokumentacje na temat samego obrazu i jego postaci, napisac raport, to tez swoje potrwa. Zgode wlasciciela musze miec natychmiast.
Menchu skinela glowa. Wiedziala, ze sa obszary, gdzie frywolnosc trzeba odstawic na bok, w sprawach zawodowych byla przebiegla jak lis. W tej transakcji pelnila role posrednika, bo wlasciciel van Huysa nie mial zielonego pojecia o mechanizmach rynku. To ona pertraktowala z madrycka filia domu aukcyjnego Claymore.
– Zadzwonie do niego jeszcze dzis. Nazywa sie don Manuel, ma siedemdziesiat lat i uwielbia, jak powiedzial, rozmawiac z ladna dziewczyna, ktora tak sie zna na interesach.
Julia zauwazyla, ze chodzi o cos jeszcze. Jezeli odsloniety napis laczyl sie jakos z historia przedstawionych na obrazie postaci, Claymore to wykorzysta i podniesie cene wywolawcza. Moze Menchu moglaby zdobyc dodatkowa dokumentacje.
– Raczej nie – wlascicielka galerii wysilila pamiec, krzywiac przy tym usta. – Wszystko dalam ci razem z obrazem, wiec sama kombinuj, kobieto. Mozesz sie wykazac.
Julia otworzyla torebke i dluzej niz zwykle szperala w poszukiwaniu paczki papierosow. Wreszcie powoli wydobyla jednego i popatrzyla na przyjaciolke.
– Moglybysmy zwrocic sie do Alvara.
Menchu az uniosla brwi ze zdumienia. Wlasciwie mogla powiedziec, ze skamieniala jak zona Noego czy Lota, czy jakzez sie nazywal ten kretyn, ktoremu sprzykrzylo sie w Sodomie… A moze zamienila sie w slup soli. Jak tam bylo, tak tam bylo, niewazne.
– Tus mnie zabila, kolezanko – az zachrypla nieco z ekscytacji. Zwietrzyla niezle emocje. – Bo Alvaro i ty…
Zawiesila glos z wyrazem naglego, wystudiowanego zaniepokojenia na twarzy. Zawsze przybierala taka mine, gdy w gre wchodzily przesadnie, jej zdaniem, zawiklane problemy sercowe innych osob. Julia meznie wytrzymala jej spojrzenie.
– Nie znamy lepszego historyka sztuki – powiedziala tylko. – Tu nie chodzi o mnie, ale o obraz.
Po chwili widocznego glebokiego namyslu Menchu skinela glowa. Jasne, to sprawa Julii. Sprawa jak najbardziej intymna, “kochany pamietniku”, te rzeczy. Ale na jej miejscu nie ladowalaby sie w to. Jak mawia ta stara ciota Cesar,