chocby i mocno hipotetycznym morderca za plecami, a to bylo zachowanie nie dosc, ze nieuzasadnione, ale wrecz samobojcze. Walka tych dwoch mysli trwala dluzsza chwile, Julia zdazyla przez ten czas odsunac strach na zdecydowanie drugi plan i uznac, ze wyobraznia plata jej paskudne figle. Westchnela gleboko, drwiac z samej siebie zerknela do tylu – i spostrzegla, ze odleglosc miedzy nia a nieznajomym zmniejszyla sie do kilku metrow. Strach powrocil. Moze naprawde ktos zamordowal Alvara i pozniej wyslal jej raport na temat obrazu. Miedzy Partia szachow, Alvarem, Julia a hipotetycznym, domniemanym – czy diabli wiedza, jak go nazwac – zabojca rodzil sie zwiazek. Wdepnelas w to po szyje – pomyslala i nie znalazla juz zadnych podstaw, zeby nasmiewac sie z wlasnych obaw. Rozejrzala sie w poszukiwaniu kogos, kogo moglaby poprosic o pomoc albo przynajmniej uczepic sie jego ramienia i blagac, zeby odprowadzil ja kawalek dalej. Mogla tez wrocic na komisariat, lecz tu powstawala pewna komplikacja: nieznajomy znalazlby sie na jej drodze. Moze taksowka… Ale w zasiegu wzroku nie widac bylo zadnego zielonego “koguta”. Zadnej nadziei. Usta miala tak suche, ze jezyk doslownie przylgnal jej do podniebienia. Spokoj – powiedziala. – Zachowaj spokoj, glupia, albo naprawde bedzie krucho. – W koncu udalo jej sie odzyskac spokoj na tyle, zeby rzucic sie do ucieczki.

Rozdzierajaca i samotna skarga trabki. Miles Davis na gramofonie i pokoj w polmroku, rozjasniony tylko malym halogenem skierowanym z podlogi na obraz. Tik-tak zegara sciennego i metaliczny poblask za kazdym razem, gdy wahadlo osiaga najdalszy punkt. Dymiaca popielniczka, szklanka z resztka lodu i butelka wodki na dywanie kolo sofy. A na sofie Julia, podkulone nogi obejmuje ramionami, kosmyk wlosow opada jej na twarz. Oczy z powiekszonymi zrenicami patrza na wprost, w obraz, ale nie widza go, wzrok siega dalej, ku jakiemus punktowi idealnemu znajdujacemu sie miedzy powierzchnia malowidla a krajobrazem w glebi, gdzies w polowie drogi, dalej niz szachisci, a blizej niz dama siedzaca przy oknie.

Nie wiedziala, od jak dawna tak siedzi bez ruchu, wsluchana w muzyke, ktora delikatnie krazy po jej mozgu razem z oparami wodki, czujac ramionami cieplo wlasnych ud i chlod kolan. Bywalo, ze jakis dzwiek trabki wynurzal sie z ciemnosci z wieksza sila. Wtedy powoli poruszala glowa z prawa na lewo w rytm muzyki. Kocham cie, trabko. Dzis w nocy jestes moja jedyna towarzyszka, przygaszona, nostalgiczna jak smutek, ktory spowil moja dusze. Nuta przemykala przez ciemny pokoj, a takze przez ten drugi, oswietlony – gdzie dwoch graczy dalej toczylo partie – by wreszcie umknac przez okno ku jasnym latarniom, oswietlajacym ulice na dole. Tam, gdzie moze ktos ukryty w cieniu drzewa albo bramy patrzy w gore i slucha muzyki, a ta plynie przez drugie okno, namalowane na obrazie, ku pejzazowi zlozonemu z subtelnych odcieni zieleni i ochry, wsrod ktorych majaczy, ledwie zaznaczona cieniutkim koncem pedzla, drobniutka szara igielka dalekiej dzwonnicy.

V. Tajemnica czarnej damy

W tym momencie wiedzialem juz, ze trafilem

na zlowrogi teren, ale nie znalem jeszcze regul walki.

Garri Kasparow, Autobiografia

Oktawio, Lucynda i Scaramuccio stali w pelnym uszanowania milczeniu i zupelnym bezruchu, obserwowali ich tylko zza szyby gablotki swoimi porcelanowymi, namalowanymi oczyma. W rozszczepionym na kolorowe plamki swietle padajacym przez witraz welwetowa marynarka Cesara mienila sie jak stroj ariekina. Nigdy jeszcze Julia nie widziala swojego przyjaciela w takim stanie – byl cichy i spokojny, przypominal jeden z tych posazkow z brazu, terakoty i marmuru, jakich pelno bylo w antykwariacie posrod obrazow, szkiel i gobelinow. W jakims sensie obydwoje – Cesar i Julia – stanowili czesc scenografii, pasujacej bardziej do pstrokatej farsy barokowej niz do realnego swiata, w ktorym spedzali wieksza czesc swojego zycia. Cesar mial szczegolnie dystyngowany wyglad – pod szyja jedwabna chustka w kolorze bordo, w palcach dluga fifka z kosci sloniowej. Przyjal poze wyraznie klasyczna, niemalze goethowska: siedzial pod swiatlo, z noga zalozona na noge, dlon trzymajaca fifke opuscil z wystudiowana niedbaloscia, a jego jedwabiste, mlecznosiwe wlosy otaczal nimb zlotych, czerwonych i blekitnych promieni. Julia miala na sobie czarna bluzke z koronkowym kolnierzykiem, a jej wenecki profil odbijal sie w duzym zwierciadle, w ktorym widac bylo w glebi szeregi mahoniowych mebli i puzder z masy perlowej, gobeliny i tkaniny, spiralne kolumny wspierajace podniszczone gotyckie popiersia, a nawet zrezygnowane, puste oblicze gladiatora z brazu, lezacego nago na wlasnej broni i wspartego na lokciu w oczekiwaniu, az niewidoczny, wszechpotezny Cesarz uniesie badz opusci kciuk, wydajac werdykt.

– Jestem przerazona – wyznala. W gescie zawieszonej w powietrzu dloni Cesara, z przeswitujacymi drobnymi, niebieskimi zylkami, widac bylo jednoczesnie troske i bezradnosc, wielkoduszna i bezuzyteczna solidarnosc. Milosc swiadoma wlasnych ograniczen, pelna wymowy i elegancji, jak u osiemnastowiecznego dworzanina, ktory okazuje uwielbienie swej damie, a w perspektywie ulicy, ktora wioda ich obydwoje w zalobnym powozie, widzi juz czekajaca na nich gilotyne.

– Moze to przesada, kochanie. Moze za wczesnie. Na razie nie udowodniono, ze Alvaro nie posliznal sie w wannie.

– A dokumenty?

– Przyznaje, ze na to nie znajduje wytlumaczenia.

Julia przechylila glowe w bok, jej wlosy dotykaly ramienia. Byla pochlonieta niepokojacymi myslami.

– Dzis rano, jak sie obudzilam, tak strasznie chcialam, zeby to wszystko sie okazalo potworna pomylka…

– I moze nia jest. – Antykwariusz zadumal sie na moment. – O ile wiem, policjanci i lekarze sadowi sa szlachetni i nieomylni tylko w filmach. A zreszta, zdaje sie, ze juz nawet tam nie.

Usmiechnal sie gorzko i z niechecia. Julia patrzyla na niego nie bardzo sluchajac tego, co mowi.

– Zamordowali Alvara… Masz pojecie?

– Nie zadreczaj sie, ksiezniczko. To tylko wyszukana hipoteza policyjna… A poza tym nie powinnas tyle o nim myslec. Bylo, minelo. I tak odszedl od ciebie dawno temu.

– Ale nie w ten sposob.

– W ten czy inny, nie ma znaczenia. Opuscil cie i basta.

– Kiedy to takie okropne…

– Tak. Tyle ze wracajac ciagle do tego, nic nie wskorasz.

– Nic? Alvaro nie zyje, ja jestem przesluchiwana, czuje, ze sledzi mnie ktos, kogo interesuje moja praca nad Partia szachow… A ty sie dziwisz, ze nie moge przestac myslec. Co innego moge robic?

– To proste, coreczko. Skoro tak cie to wszystko niepokoi, oddaj obraz Menchu. Jezeli naprawde uwazasz, ze smierc Alvara byla nieprzypadkowa, zamknij dom na jakis czas, wyjedz gdzies. Mozemy pojechac na dwa, trzy tygodnie do Paryza, mam tam mase spraw do zalatwienia… Ty znikniesz, a przez ten czas na miejscu wszystko sie uspokoi.

– Co tu sie dzieje?

– Najgorsze jest to, ze nie wiem. Nie mam najmniejszego pojecia. Podobnie jak ty, ja tez nie przykladalbym takiej wagi do historii z Alvarem, gdyby nie dokumenty… – Usmiechnal sie do niej zaklopotany. – A przyznaje, ze niepokoi mnie to, bo nie jestem herosem… Moglo sie okazac, ze ktores z nas nieswiadomie otwarlo cos w rodzaju puszki Pandory…

– Obraz – podchwycila roztrzesiona Julia. – Ukryty napis.

– Bez watpienia. Najwidoczniej wszystko tam ma swoje zrodlo.

Odwrocila sie w strone wlasnego odbicia w lustrze i patrzyla dluzsza chwile, jakby nie rozpoznawala tej mlodej brunetki z blada cera, wpatrujacej sie w nia duzymi, ciemnymi oczami, lekko podkrazonymi na skutek niewyspania.

– A moze ktos chce mnie zabic, Cesar.

Palce antykwariusza zacisnely sie wokol fifki.

– Dopoki ja zyje, mowy nie ma. – Jego nieokreslone, wytworne rysy nabraly agresywnego wyrazu, a glos zaskrzeczal ostrym, niemal kobiecym tonem. – Moze nie znajdziesz wiekszego tchorza ode mnie, mozna powiedziec o mnie najgorsze rzeczy, ale nikt nie ma prawa uczynic ci krzywdy, dopoki ja jestem w stanie temu

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату